[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skinęła głową, Ruth odpowiedziała jej tym samym.- Raz dzwoni do mnie z dworca i mówi, że przyjechała, a ja w ogóle nie wiedziałam, że się do mnie wybiera! W porządku, zawsze się cieszę z jej przyjazdu.Ale o szóstej rano? Nie jestem aż takim skowronkiem! - Zachichotała, a Ruth, nie mogąc zebrać myśli, zawtórowa­ła jej głuchym śmiechem.Co się działo z matką? Czy depresja mogła spowodo­wać aż taką dezorientację? W przyszłym tygodniu będzie musiała porozmawiać o tym z doktorem Hueyem, przy okazji kolejnej wizyty.Gdyby polecił matce brać leki an­tydepresyjne, może by posłuchała.Ruth wiedziała, że po­winna ją częściej odwiedzać.LuLing często skarżyła się na samotność, więc pewnie dlatego składała GaoLing wi­zyty o dziwnych porach.Podczas przerwy przed deserem Ruth wstała, by wy­głosić krótką mowę.- W miarę upływu lat coraz lepiej rozumiem, co znaczy rodzina.Przypomina nam o tym, co jest naprawdę ważne.Łączy nas z przeszłością.Te same żarty, że starzejemy się, mimo że jesteśmy Young.Tradycje.Nie możemy się od siebie uwolnić, gdybyśmy nawet bardzo chcieli.Idziemy przez wieki razem, połączeni więzami, które scementował kleisty ryż i pudding z tapioki.Dziękuję wam za to, kim je­steście.- Nie dziękowała każdemu z osobna, ponieważ nie miała nic do powiedzenia na temat Miriam i jej rodziny.Następnie rozdała dzieciom opakowane pudełka z cia­steczkami księżycowymi i zającami z czekolady.- Dziękujemy! - krzyczały.- Ale super!Wreszcie Ruth trochę się uspokoiła.Chyba jednak do­brze, że zorganizowała tę kolację.Mimo trudnych chwil takie zjazdy były ważne jako rytuał ocalenia tego, co pozo­stało z rodziny.Nie chciała, by kuzyni stawali się jej obcy, bała się jednak, że kiedy starsze pokolenia odejdą, będzie to koniec rodzinnych więzów.Musieli się starać.- To nie koniec prezentów! - zawołała, rozdając pa­czuszki.Znalazła kiedyś wspaniałe stare zdjęcie LuLing i cioci Gal jako małych dziewczynek z ich matką.Kazała zrobić negatyw i duże odbitki, które potem oprawiono w ramki.Chciała, żeby był to wyraz uznania dla rodziny, prezent, który pozostanie z nimi na zawsze.I rzeczywiście, obdarowani zaczęli wzdychać z wdzięcznością.- Fantastyczne - rzekł Billy.- Hej, dzieciaki, zgadnij­cie, kim są te śliczne dziewczynki?- Spójrz tylko, jakie małe - westchnęła tęsknie ciocia Gal.- Ciociu Lu - odezwała się z nutką drwiny Sally.- Na zdjęciu wyglądasz na trochę zdołowaną.- Dlatego, że moja matka umarła niedawno - odrzekła LuLing.Ruth pomyślała, że matka źle usłyszała Sally.Terminu “zdołowany" raczej nie było w jej słownictwie.Matka LuLing i GaoLing zmarła w 1972 roku.Ruth pokazała LuLing zdjęcie.- Widzisz? Twoja matka stoi tu między wami.A to je­steś ty.LuLing pokręciła głową.- To nie moja prawdziwa matka.Ruth myślała gorączkowo, starając się przetłumaczyć sobie znaczenie słów matki.Ciocia Gal posłała jej znaczą­ce spojrzenie, zaciskając wargi, by nic nie powiedzieć.In­ni w milczeniu zmarszczyli brwi, zakłopotani.- To przecież waipo, prawda? - zwróciła się do cioci Gal Ruth, za wszelką cenę usiłując zachować beztroski ton.Gdy GaoLing skinęła głową, Ruth powiedziała wesoło do matki: - Skoro to matka twojej siostry, musi też być twoją matką.- GaoLing nie moja siostra - prychnęła LuLing.Ruth niemal słyszała pulsowanie własnej krwi w skro­niach.Billy odchrząknął, najwyraźniej szykując się do zmiany tematu.- Ona moja szwagierka - ciągnęła matka.Przy obu stołach gruchnął gromki śmiech.LuLing po­wiedziała dowcip! Oczywiście, że były szwagierkami, po­nieważ wyszły za dwóch braci.Co za ulga! Matka nie tylko mówiła z sensem, ale także błysnęła inteligencją.Ciocia Gal odwróciła się do LuLing z udanym wzburze­niem.- Dlaczego tak mnie traktujesz?LuLing grzebała w portfelu, szukając czegoś.Po chwili wydobyła małe zdjęcie i podała Ruth.- Proszę - powiedziała po chińsku.- Oto moja matka.Głowę Ruth przeszył mróz.Fotografia przedstawiała piastunkę matki, Bao Bomu, Drogą Ciocię.Miała na sobie kaftan z wysokim kołnierzem i prze­dziwne nakrycie głowy, które wyglądało, jakby było zro­bione z kości słoniowej.Była to twarz o eterycznej uro­dzie.Szeroko otwarte skośne oczy patrzyły bez lęku prosto w obiektyw.Wygięte w łuk brwi zdradzały dociekliwy umysł, a pełne usta - zmysłowość, którą w tamtych cza­sach uznawano za nieprzyzwoitą.Zdjęcie zostało zrobione jeszcze przed wypadkiem, w którym dziewczyna poparzy­ła sobie twarz i odtąd zawsze wyglądała, jakby była wiecz­nie przerażona.Przyglądając się zdjęciu dokładniej, Ruth stwierdziła, że w jej wyrazie twarzy jest coś dziwnie nie­pokojącego, jak gdyby Droga Ciocia zobaczyła przyszłość, nad którą wisiała klątwa.Szalona kobieta opiekowała się matką Ruth od dnia jej narodzin, dręcząc ją lękami i za­bobonami.LuLing mówiła, że gdy miała czternaście lat, jej piastunka popełniła samobójstwo w makabryczny spo­sób, który był “taki zły, że lepiej nie mówić".Droga Ciocia zginęła z własnej ręki, pozostawiając LuLing w przekona­niu, że to ona jest winna jej śmierci.Dlatego matka sądzi­ła, że nigdy nie będzie szczęśliwa, zawsze spodziewała się najgorszego i gryzła się tym, dopóki najgorsze nie nastąpi­ło.Ruth starała się po cichu naprowadzić matkę na tory logicznego myślenia.- To była twoja piastunka - mówiła łagodnie.- Chcesz chyba powiedzieć, że była dla ciebie jak matka.- Nie, to naprawdę moja matka - upierała się LuLing.- Tamta to matka GaoLing.- Uniosła oprawione w ramki zdjęcie.Ruth w oszołomieniu słyszała, jak Sally pyta Billy'ego o wyjazd na narty do Argentyny w zeszłym miesiącu.Wu­jek Edmund zachęcał wnuka, by spróbował grzybów.Ruth powtarzała bezgłośnie: “Co się dzieje? Co się dzieje?".Poczuła, że matka stuka ją w ramię.- Też mam dla ciebie prezent.Na urodziny, dam ci już teraz.- Sięgnąwszy do torebki, wydobyła z niej zwykłe białe pudełko przewiązane wstążką.- Co to jest?- Otwórz, nie pytaj.Pudełko było lekkie.Ruth zsunęła wstążkę, uniosła wieczko i ujrzała coś szarego i błyszczącego.Był to naszyj­nik z czarnych pereł o nierównych kształtach i wielkości małych cukierków - kuleczek.Czyżby to miał być test? Mat­ka naprawdę zapomniała, że dostała te perły od Ruth kil­ka lat temu? LuLing uśmiechnęła się domyślnie - aha, córka nie może uwierzyć we własne szczęście!- Weź teraz najlepsze rzeczy - ciągnęła LuLing.- Nie trzeba czekać, aż umrę.- Odwróciła się, zanim Ruth zdąży­ła odmówić czy podziękować.- To i tak niewarte dużo.- Przygładzała kok, sprawiając wrażenie, jak gdyby starała się nie okazać rozpierającej ją dumy.Ruth wiele razy widziała ten gest.“Jak ktoś się chwali, że daje dużo - mawiała matka - to wcale nie daje dużo".Wiele przestróg wygłaszanych przez LuLing dotyczyło nie - okazywania rozmaitych uczuć: nadziei, rozczarowania, a zwłaszcza miłości.Im mniej okazujesz, co naprawdę chcesz powiedzieć, tym więcej mówisz.- Ten naszyjnik w mojej rodzinie jest od dawna - po­wiedziała matka.Ruth patrzyła na koraliki, przypomina­jąc sobie, jak pierwszy raz zobaczyła je na wystawie skle­pu na Kauai.Napis na metce brzmiał: “Tahitańskie czarne perły".Świecidełko za dwadzieścia dolarów, kupione po to, żeby mieć co nosić na spoconej szyi w dni tropikalnych upałów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl