[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dodatkowy podmuch wiatru porwał Dora w powietrze nad Rozpadlinę.Zbyt wystraszony, by krzyczeć, Dor patrzył w rozciągającą się poniżej, wzbudzającą grozę głębinę.Zwisał na końcu swojego pęta, aż jego latawiec odzyskał orientację.Pomyślał, że mógł runąć w dół do wąwozu, ale ciąg powietrza uniósł go do przodu.Ściany Rozpadliny schodziły w dół pod kątem prostym i u podstawy tworzyły coś w rodzaju klina.Promienie słoneczne padały tu pod kątem, ze wschodu rzucając nieprzenikniony cień na nieregularne zbocza.Nawet pomimo światła słonecznego w dole było ciemno.Nie, nie chciałby tam schodzić!Kiedy poniosło go z powrotem do krawędzi wąwozu, wiatr stał się łagodniejszy: Unosił go powoli, ale równocześnie w kierunku zachodnim wzdłuż Rozpadliny właściwie, a nie w poprzek.Skoczek pozostał na krawędzi zwijając balonową nić dla siebie, ale wymagało to czasu, i odległość pomiędzy nimi wzrastała alarmująco.Czy możliwe, żeby całkowicie się rozdzielili?Dor znał Skoczka tylko dwa dni, ale polegał na wielkim pająku.Nie tylko dlatego, że Skoczek był kompanem, albo że dobrze walczył, czy dlatego, że znał tak wiele pożytecznych sztuczek z przędzą - takich jak balonowanie! Ważne, że Skoczek był dorosły.Dor miał ciało mężczyzny, ale czuł, iż daleko mu do dojrzałości czy pewności mężczyzny.Kiedy był sam, bał się i czuł się zagrożony, nie zawsze z widocznych powodów.Skoczek, dla kontrastu, zimno osądzał każdą sytuację i reagował precyzyjnie, jak mędrzec.Mógł popełnić błąd, ale umiał się zawsze wykaraskać.Działał stabilizująco, a Dor potrzebował tego.Nie zdawał sobie z tego sprawy, aż do tej chwili.Nie potrafił bowiem zanalizować prawidłowo własnych motywów działań w obliczu kryzysu.Potrzebował kogoś, kto go rozumiał, kogoś, kto mógłby naprawić jego błędy, nie czyniąc mu z tego powodu wyrzutów.Kogoś takiego jak Skoczek.Wtem poczuł coś na głowie.Dor uderzył z całej siły.Psiakrew z tą pchłą!Wiatr utrzymywał się, albo coś innego unosiło go teraz.Dor szybował szybciej i wyżej.Jego myśli wyostrzyły się.Trudno było dostrzec, czy zmierza gdzieś w dół, a już z pewnością nie leciał do oddalającego się coraz bardziej brzegu Rozpadliny.Mógł zostać zepchnięty aż nad morze i utonąć lub być zjedzonym przez morskie potwory.Albo mógł unosić się wyżej i wyżej, aż umrze z głodu.Obawiał się, że wyląduje w Mundanii.Dlaczego Skoczek tego nie przewidział?Odpowiedź brzmiała: Tak.Pająk ostrzegał przed ryzykiem.A Dor zdecydował się na podjęcie ryzyka.Teraz płaci cenę tej decyzji.Pośród chmur pojawił się jakiś punkcik.Jakiś insekt.nie-ptak, nie-harpia, nie-smok.Nie, to było jeszcze większe.Pomyślał, że to musi być ptak-olbrzym, największe ze wszystkich skrzydlatych stworzeń.Ale kiedy ów jeszcze bardziej się przybliżył i Dor mógł go obejrzeć w całej okazałości - stwierdził, iż mimo wszystko ten stwór był za mały, jak na ptaka-olbrzyma, chociaż z pewnością był wielki.Był to ptak o jasnym, ale niegustownym upierzeniu: miał pstrokate plamy czerwieni i błękitu oraz żółci na skrzydłach, brązowy, nakrapiany biało ogon i ciało prążkowane odcieniami zieleni.Głowę czarną z białą obwódką wokół jednego oka i dwoma purpurowymi piórami blisko szarego dzioba.Krótko mówiąc - galimatias.Ptak zatoczył koło, przyglądając się jednym okiem Dorowi.Istniało następne niebezpieczeństwo, o którym nie pomyślał: atak fruwającego stworzenia.Sięgnął po miecz, ale powstrzymał się.Bał się, żeby nie uszkodzić swojej linki, kiedy uciekał przed Szachrajem - ale teraz musiał podwójnie uważać.Na dodatek, jeżeli się nie obroni, ptak może go zjeść.Nie wyglądał na drapieżnika; dziób miał inny.Bardziej odpowiedni dla ścierwnika.Ale sposób, w jaki na niego patrzył.- Huuu-rraa! - krzyknął ptak.Zanurkował wyciągając swoje duże, przypominające dłoń pazury i pochwycił zdobycz.- Huu-rraa! Huu-rraa!I zawrócił zdecydowanie na południe, porywając Dora.Niósł go w kierunku, w którym zmierzał, ale przecież Dor nie pragnął stać się łupem potwora, głośno-dziobego ptaszyska! Teraz był rad, że Skoczek nie był z nim, ponieważ pająk nie mógłby mu pomóc przeciwko tak wielkiemu stworzeniu.Stałby się jedynie ofiarą, jak on.Duży ptak mógł zagrozić nawet życiu pająka!Teraz, kiedy Dor nie miał już wpływu na swój los, stwierdził, że boi się o wiele mniej niż powinien.Oto zmierzał do miejsca, gdzie zostanie pożarty w okrutny sposób, ale właściwie czuł ulgę, że jego przyjaciel uciekł przeznaczeniu.Czy był to znak dorastania? Fatalnie, że nie będzie miał szansy, by w pełni dorosnąć!Oczywiście Skoczek zostanie uwięziony w świecie arrasu bez zaklęcia Dora, chyba że to zaklęcie automatycznie przenosiło wszystko, co nie należało do tego świata.Tak jak pewnego żywego pająka i na wpół strawione jedzenie - przecież to nie jego własne ciało miało być zjedzone.Może magia pozwoli mu się jakoś z tego wykaraskać: jego półżywy duch wróci jako zombi.Mógłby błąkać się pełen ponurej melancholii po okolicy, wymieniając upiorne opowieści z Jonathanem.Co za koszmar!- Huu-rraa! - krzyknął znowu ptak obniżając lot w kierunku rozrośniętego, ogromnego mundańskiego drzewa.Po chwili wylądował w ogromnym gnieździe, upuszczając Dora w sam jego środek.Gniazdo było niewiarygodne.Zostało zbudowane z różnorodnych fantazyjnych i zdumiewających materiałów: sznurka, kości, liści, kory, skór węży, wodorostów, ludzkich ubrań, piór, srebrnego drutu.Ojciec Dora wspominał o srebrnym dębie, który rośnie gdzieś tam w dżungli; ptak musiał odszukać to drzewo i zbudował wśród jego gałęzi swoje gniazdo z łusek smoka, skamieniałych kanapek z masłem orzechowym, kłębów włosów z ogona harpii - harpie miały owłosione pióra lub pierzaste włosy - macek wikłacza, kawałków rozbitego szkła, nawleczonych morskich muszelek i amuletu z grzywy centaura, kilku zasuszonych gąsienic i miszmaszu mniej rozpoznawalnych rzeczy.Lecz to, co wypełniało gniazdo, bardziej było godne uwagi.Oczywiście były tam jaja - ale nie własne ptaka, ponieważ były wszelkiej maści, kształtów i rozmiarów.Okrągłe jaja, podłużne, w kształcie klepsydry, zielone, czerwone, w kropki; jedno wielkości głowy Dora, inne wielkości najmniejszego paznokcia.Jeszcze inne było alabastrowym grzybkiem do cerowania.Znajdował się tu także zbiór orzechów, śrubek i jagód.Były martwe ryby i żywe druty, i złote kluczyki, i spięte mosiężnymi klamrami księgi, i sosnowe, i lodowe szyszki.Były marmurowe figurki skrzydlatych koni oraz marmurowe jednorożce.Była klepsydra kwadransowa i trzy pierścienie zrobione z lodu.Pobrudzony promień słoneczny - i wypolerowana łza wilkołaka.Pięć szalonych piłek, i Dor.- Huu-rraa! - krzyknął ptak trzepocząc z radości skrzydłami tak, że papiery, liście i pióra fruwały dookoła w miniaturowym huraganie wewnątrz gniazda.Potem ptak wzbił się w niebo.Wyglądało na to, że ptak lubił kolekcjonować różne rzeczy.Dor stał się częścią kolekcji.Czy był pierwszym człowiekiem, którego porwał ptak? Nie spostrzegł nikogo innego w gnieździe.A może inni zostali zjedzeni? Nie, nie widział ludzkich kości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]