[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W samo poÅ‚udnie wóz dojechaÅ‚ do szczególnie piÄ™knego miejÂsca, a mianowicie do jednego z rezerwatów przyrody.Przy wejÅ›ciu zieÂlono podÅ›wietlona tabliczka gÅ‚osiÅ‚a:REZERWAT DRZEW PĘCHERZOWYCHTen oto dziewiczy obszar jest rezerwatem klasy pierwszej dulorneÅ„skich drzew pÄ™cherzowych.Drzewa te wytwarzajÄ… gazy lżejsze odpowietrza, które poÂzwalajÄ… im istnieć niezależnie od podÅ‚oża.Po osiÄ…gniÄ™ciu przez drzewo wieku dojrzaÅ‚ego nastÄ™puje atrofia jego korzeni i pnia, wobec czego staje siÄ™ ono naÂturalnym epifitem, zdanym na odżywianie wyÅ‚Ä…cznie za poÅ›rednictwem atmoÂsfery.Zdarza siÄ™, że w późnej staroÅ›ci drzewo zupeÅ‚nie traci więź z podÅ‚ożem i w poszukiwaniu nowego siedliska dryfuje w powietrzu nawet bardzo daleko.Drzewa pÄ™cherzowe poza Zimroelem majÄ… stanowiska na Alhanroelu, ale w ostatnich czasach pojawiajÄ… siÄ™ tam dość rzadko.Ta uprawa zostaÅ‚a zaÅ‚oÂżona przez obywateli Majipooru na mocy urzÄ™dowego dekretu wydanego przez XII Pont.Confalume'a Kor.Lorda Prestimiona.Å»onglerzy, którzy postanowili zwiedzić rezerwat, szli leÅ›nÄ… Å›cieżÂkÄ… przez kilka minut, nie dostrzegajÄ…c po drodze niczego szczególneÂgo.Wtem idÄ…ca przodem Carabella, przedarÅ‚szy siÄ™ przez gÄ…szcz niebiesko-czarnych zaroÅ›li, wydaÅ‚a gÅ‚oÅ›ny okrzyk podziwu i stanęła zaÂchwycona cudownym zjawiskiem.Reszta grupy doÅ‚Ä…czyÅ‚a do niej.Drzewa pÄ™cherzowe rosÅ‚y wszÄ™dzie, znajdujÄ…c siÄ™ we wszystkich fazach rozwoju.MÅ‚ode, nie wyższe niż Deliamber czy Carabella, byÅ‚y dziwacznymi, niezgrabnymi krzakami o grubych, napÄ™czniaÅ‚ych sreÂbrzystych gaÅ‚Ä™ziach wyrastajÄ…cych z przysadzistych pni pod najróżniejÂszymi kÄ…tami.Drzewa siÄ™gajÄ…ce piÄ™tnastu, dwudziestu stóp wysokoÅ›ci miaÅ‚y już cieÅ„sze pnie, ich konary natomiast stawaÅ‚y siÄ™ coraz bardziej rozdÄ™te, a caÅ‚e korony wyglÄ…daÅ‚y na niebezpiecznie przeciążone.JeÂszcze wyższe pnie byÅ‚y już tylko pomarszczonymi, chropowatymi, Å‚uÂszczÄ…cymi siÄ™ wiÄ™zadÅ‚ami, wciąż jednak trzymaÅ‚y siÄ™ ziemi.Ich nabrzmiaÅ‚a do granic możliwoÅ›ci konary jak wypeÅ‚nione powietrzem pÄ™cherze unosiÅ‚y siÄ™ wysoko nad gÅ‚owami zwiedzajÄ…cych.Intensywny srebrny kolor, wÅ‚aÅ›ciwy mÅ‚odym gaÅ‚Ä™ziom, zamieniaÅ‚ siÄ™ w przezroczyÂste, poÅ‚yskliwe migotanie, i taÅ„czÄ…ce na wietrze drzewa, to splatajÄ…c siÄ™ ze sobÄ…, to rozplatajÄ…c, lÅ›niÅ‚y w promieniach sÅ‚onecznych przenikliwym blaskiem.Nawet Zalzan Karol wydawaÅ‚ siÄ™ poruszony ich piÄ™kÂnem.ZbliżyÅ‚ siÄ™ do jednego z najwyższych i ostrożnie objÄ…Å‚ palcami pieÅ„.Valentine pomyÅ›laÅ‚, że chce go przerwać i uwolnić drzewo, aby odpÅ‚ynęło z wiatrem jak latawiec, ale Skandar sprawdziÅ‚ tylko jego grubość i cofnÄ…Å‚ siÄ™, mamroczÄ…c coÅ› pod nosem.Przez dÅ‚uższy czas bÅ‚Ä…dzili wÅ›ród niezwykÅ‚ych drzew, porównujÄ…c kolejne fazy ich rozwoju, stopniowe zwężanie siÄ™ pni i powiÄ™kszanie konarów.WrÄ™cz trudno byÅ‚o uwierzyć, że te bezlistne, nie upiÄ™kszone żadnymi kwiatami drzewa to roÅ›liny.ByÅ‚o to niezwykÅ‚e, wprost bajkoÂwe miejsce, do którego nie pasowaÅ‚ zÅ‚y humor i ponure myÅ›li.Czyż można byÅ‚o zamartwiać siÄ™ czymkolwiek na planecie obfitujÄ…cej w tak piÄ™kne zjawiska?Carabella zauważyÅ‚a zmianÄ™ nastroju Valentine'a, przyniosÅ‚a z wozu piÅ‚ki i trzy rzuciÅ‚a do niego.RozpoczÄ™li grÄ™ na polanie pod unoszÄ…cymi siÄ™ w górze wielkimi srebrnymi bÄ…blami.Stali naprzeciw siebie i żonglowali, każde oddzielnie, aż do chwiÂli, kiedy ich ruchy zgraÅ‚y siÄ™ i nabraÅ‚y jednakowego rytmu.Valentine czuÅ‚, że wraca mu spokój, koncentracja i pogoda ducha.- Teraz rzuć piÅ‚kÄ™ z prawej rÄ™ki do mojej lewej, a zrób to tak, jakÂbyÅ› podawaÅ‚ jÄ… do siebie, nie do mnie - powiedziaÅ‚a Carabella przeÂchodzÄ…c do nastÄ™pnego etapu nauczania.Raz.dwa.trzy.cztery.pięć i przerzut! Na hasÅ‚o “przerzut" Valentine rzuciÅ‚ do niej piÅ‚kÄ™, ona odrzuciÅ‚a mu innÄ…, schwyciÅ‚ tÄ™ innÄ…, wprowadziÅ‚ w orbitÄ™ wÅ‚aÂsnych i znów odliczaÅ‚.Do tyÅ‚u.do przodu.do tyÅ‚u.do przodu i przerzut.Na poczÄ…tku szÅ‚o mu dość trudno, chyba najtrudniej w caÅ‚ej doÂtychczasowej praktyce, lecz nie przestawaÅ‚ rzucać, nie przestawaÅ‚ Å‚apać, udawaÅ‚o mu siÄ™ unikać bÅ‚Ä™dów i po kilku kolejkach zachowywaÅ‚ siÄ™ tak, jakby ćwiczyÅ‚ z CarabellÄ… od miesiÄ™cy.ZdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że dokonaÅ‚ rzeczy nadzwyczajnej, opanowujÄ…c taki jak ten ukÅ‚ad już przy pierwszej próbie, ale wynikaÅ‚o to z jego umiejÄ™tnoÅ›ci skupiania siÄ™ na istocie rzeczy; potrafiÅ‚ wprawić siÄ™ w stan, w którym nie istniaÅ‚o nic poza rÄ™kÄ…, okiem i poruszajÄ…cÄ… siÄ™ piÅ‚kÄ…, stan, w którym popeÅ‚nienie bÅ‚Ä™du byÅ‚o niemożliwe.- Hej! - krzyknÄ…Å‚ Sleet.- A teraz do mnie!Kiedy biaÅ‚owÅ‚osy żongler doÅ‚Ä…czyÅ‚ do nich, Valentine zagubiÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™, ale szybko potrafiÅ‚ wrócić do narzuconej sobie roli autoÂmatu i rzucać wtedy, kiedy powinno siÄ™ rzucać, i Å‚apać to, co wpadaÅ‚o do rÄ™ki, a pozostaÅ‚e piÅ‚ki utrzymywać w ciÄ…gÅ‚ym ruchu.W ten sposób, kiedy Sleet i CarabellÄ… zaczÄ™li wymieniać rzuty miÄ™dzy sobÄ…, dzielnie dotrzymaÅ‚ im kroku i przechwytywaÅ‚ piÅ‚ki Sleeta jak gdyby nigdy nic.- Jeden.dwa.trzy.- woÅ‚aÅ‚ stojÄ…cy poÅ›rodku Sleet i wypuszczaÅ‚ piÅ‚Âki to w jednÄ…, to w drugÄ… stronÄ™.DÅ‚ugo utrzymywaÅ‚ jednostajny rytm, ale w pewnym momencie ostro przyÅ›pieszyÅ‚, Valentine nie nadążyÅ‚, w powietrzu pojawiÅ‚o siÄ™ kilkanaÅ›cie piÅ‚ek, Valentine zgarnÄ…Å‚ je szeroÂkim gestem dÅ‚oni, upuÅ›ciÅ‚ i opadÅ‚ na miÄ™kkÄ…, rozgrzanÄ… sÅ‚oÅ„cem darÅ„.- A wiÄ™c jeszcze nie wszystko potrafisz - rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Sleet.- To dobrze, bo już zaczynaÅ‚em siÄ™ zastanawiać, czy aby podlegasz ludzkim ograniczeniom!Valentine zachichotaÅ‚.- Obawiam siÄ™, że aż nadto.- Drugie Å›niadanie! - przerwaÅ‚ im zabawÄ™ Deliamber.Czarodziej urzÄ™dowaÅ‚ nad garnkiem gotujÄ…cego siÄ™ miÄ™sa, zawieÂszonym na trójnogu nad żarokulami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]