[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myśli pan, że Inez…— Tak.Jestem przekonany, że złodzieje działali z jej polecenia.Niech mi pani powie, jakiej to cennej rzeczy nie zdołali wykraść? Biżuterii?Pani Olivier, uśmiechając się nieznacznie, pokręciła głową.— Czegoś bardziej wartościowego.Rozejrzała się, po czym wyjaśniła szeptem:— Chodzi o rad.— Rad?— Tak.Przechodzę do najważniejszego etapu moich badań.Mam niewielką ilość radu… Nieco ponad to, co udostępniono mi do badań.Ilościowo jest tego niewiele, a jednak stanowi to znaczną część światowych zasobów i jest warte miliony franków.— Gdzie jest ten rad?— Złożony w ołowianej kasetce, w dużym sejfie, który wygląda na zniszczony i staroświecki, ale w rzeczywistości stanowi wielkie osiągnięcie współczesnej myśli.Złodziejom nie udało się go otworzyć.— Jak długo pozostanie pani w posiadaniu radu?— Jeszcze dwa dni.Tyle czasu potrzeba mi na ukończenie eksperymentu.Poirotowi rozbłysły oczy.— Czy Inez Veroneau o tym wie? Dobrze.To znaczy, że ptaszki tu wrócą.Proszę nikomu o mnie nie mówić.Uratuję pani rad.Czy ma pani klucz do drzwi laboratorium, wychodzących na ogród?— Tak.Oto on.Mam jeszcze drugi.A to klucz do furtki wychodzącej na aleję łączącą tę willę z sąsiednią.— Dziękuję.Niech pani położy się dzisiaj spać jak zwykle.Proszę wszystko zostawić w moich rękach.Proszę nic nikomu nie mówić.Szczególnie asystentom: mademoiselle Claude i monsieur Henri, jeśli się nie mylę.Wychodząc z willi Poirot z zadowoleniem zacierał ręce.— Co teraz zrobimy? — spytałem.— Za chwilę opuszczamy Paryż.Wyjeżdżamy do Anglii.— Co?— Spakujemy się, zjemy obiad i jedziemy na Gare du Nord.— A rad?— Powiedziałem, że wyjeżdżamy do Anglii, ale nie mówiłem, że tam dotrzemy.Zastanów się, Hastings.Na pewno jesteśmy śledzeni.Nieprzyjaciel musi być przeświadczony, że wróciliśmy do Anglii.Nie przekonamy go, jeśli nie wsiądziemy do pociągu.— Zamierzasz wysiąść w ostatniej chwili?— Nie, Hastings.Naszego nieprzyjaciela nie zadowoli nic innego, tylko wyjazd bona fide.— Ale pociąg staje dopiero w Calais!— Jeśli zapłacimy, zatrzyma się wcześniej.— Daj spokój, Poirot.Nie uda ci się nakłonić maszynisty do zatrzymania pociągu ekspresowego.— Drogi przyjacielu, czyżbyś nigdy nie zauważył informacji o karze, jaką należy uiścić za nieuzasadnione użycie signal d’ârret*? Wynosi ona chyba 100 franków.— Chcesz pociągnąć za hamulec?— Poproszę o tę przysługę mojego przyjaciela, Pierre’a Combeau.Podczas gdy on będzie się kłócił z konduktorami, wzbudzając zainteresowanie pasażerów, my dwaj wymkniemy się niepostrzeżenie.Zrobiliśmy tak, jak powiedział Poirot.Pierre Combeau, dobry znajomy Poirota, znał metody działania mojego przyjaciela, przystał więc na wszystko.Ledwie wyjechaliśmy z Paryża, pociąg musiał stanąć.Combeau, hałaśliwy jak każdy Francuz, urządził wielką scenę.Tymczasem my z Poirotem wysiedliśmy z pociągu, nie budząc niczyjego zainteresowania.Najpierw zmieniliśmy wygląd.Wszystko, co było nam potrzebne, znalazło się w walizeczce Poirota.Po chwili wyglądaliśmy jak dwa nieroby w brudnych bluzach.Kolację zjedliśmy w obskurnym zajeździe.Potem wróciliśmy do Paryża.Dochodziła jedenasta, kiedy znaleźliśmy się koło willi pani Olivier.Rozejrzeliśmy się na ulicy, po czym ostrożnie skręciliśmy w alejkę wiodącą do ogrodu.Wokół panował spokój.Mieliśmy pewność, że nikt nas nie śledzi.— Sądzę, że jeszcze ich tu nie ma — szepnął Poirot.— Możliwe, że przyjdą dopiero jutro, ale przecież wiedzą, że za dwa dni radu już nie będzie.Bardzo ostrożnie przekręcaliśmy klucz w ogrodowej furtce.Otworzyła się bezgłośnie.Weszliśmy.W jednej chwili zostaliśmy otoczeni, zakneblowani i związani.Mieliśmy przeciw sobie co najmniej dziesięciu mężczyzn.Stawianie oporu nie miałoby sensu.Uniesiono nas w górę jak worki z ziemniakami.Ku mojemu wielkiemu zdumieniu napastnicy skierowali się w stronę domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]