[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanawiałam się, czy przypadkiem panna Johnson nie jest w duchu zadowolona ze śmierci pani Leidner i czy nie wstydzi się tego.— A teraz proszę iść spać i już więcej się niczym nie trapić! — zarządziłam.Przed wyjściem jeszcze trochę uporządkowałam jej pokój.Kostium powiesiłam na wieszaku, pończochy przerzuciłam przez oparcie krzesła.Na podłodze leżała kulka zmiętego papieru, która pewno wypadła z kieszeni.Rozprostowałam papier, żeby sprawdzić, czy można to z czystym sumieniem wyrzucić, kiedy zawołała:— Proszę mi to oddać!Byłam bardzo zaskoczona.Tak na mnie krzyknąć?! Wyrwała mi papier z ręki, dosłownie wyszarpnęła, a potem trzymała nad świecą, aż się prawie cały spopielił.Jak już powiedziałam, byłam zupełnie zaskoczona.Nic nie mówiąc patrzyłam na nią.Nawet nie zdążyłam zobaczyć, co to za papier, tak mi go szybko wyrwała.Ale niezwykły zbieg okoliczności sprawił, że płonąc papier wybrzuszył się i zobaczyłam słowa pisane atramentem.Dopiero, kiedy kładłam się spać, uświadomiłam sobie, dlaczego te słowa wydawały mi się takie znajome.Ten sam charakter pisma co w anonimowych listach!Czy dlatego właśnie panna Johnson się rozkleiła? Czy to były wyrzuty sumienia? Czy to ona od samego początku pisała te anonimy?Panna Johnson, pani Mercado, pan ReiterMuszę wyznać, że myśl ta bardzo mnie poruszyła.Nigdy przedtem nie przyszło mi do głowy, by łączyć pannę Johnson z anonimowymi listami.Panią Mercado — tak, być może.Ale panna Johnson była prawdziwą damą, osobą tak opanowaną i rozumną.Jeśli autorką anonimowych listów była panna Johnson, to wyjaśniało się wiele spraw.Nawet przez sekundę nie sądziłam, że panna Johnson ma cokolwiek wspólnego z tym morderstwem, ale zdałam sobie sprawę, że jej wielka niechęć do pani Leidner mogła spowodować, że mówiąc wulgarnie chciała jej napędzić porządnego stracha.Może spodziewała się, że tym sposobem wygoni panią Leidner z terenu wykopaliska.Po morderstwie panna Johnson poczuła straszliwe wyrzuty sumienia.Po pierwsze, z powodu okrucieństwa listów, a po drugie dlatego, że stanowiły one doskonałą tarczę czy osłonę dla prawdziwego mordercy.Nic dziwnego, że się teraz załamała.Byłam pewna, że panna Johnson jest w gruncie rzeczy poczciwą duszą.Dlatego tak ochoczo uczepiła się moich słów pocieszenia, że co się stało, to się nie odstanie.I ta jej enigmatyczna uwaga, jak gdyby samousprawiedliwienie, że „ona nigdy nie była uprzejma”.Powstało pytanie, co mam z tym wszystkim zrobić?Wierciłam się w łóżku i wreszcie zdecydowałam, że przy pierwszej okazji opowiem wszystko panu Poirotowi.Przyjechał do nas nazajutrz, ale nie miałam okazji, żeby z nim porozmawiać na osobności.Gdy wreszcie zostaliśmy na chwilę sami, nim zdołałam się przygotować do opowiedzenia mu całej historii, pan Poirot podszedł do mnie i na ucho wyszeptał:— Będę rozmawiał z panną Johnson, i być może innymi, w pokoju dziennym.Czy siostra nadal ma klucz do pokoju pani Leidner?— Tak, mam.— Tres bien! Proszę tam iść, zamknąć za sobą drzwi i krzyknąć.Nie wrzeszczeć, ale tylko krzyknąć.Rozumie siostra, co ja mówię? Chcę, żeby siostra wyraziła niepokój, wielkie zdziwienie, ale nie straszne przerażenie.I proszę też wymyślić jakieś wytłumaczenie.Przycięty palec czy coś podobnego.W tym momencie pojawiła się na dziedzińcu panna Johnson i nie mogłam już nic więcej powiedzieć.Wiedziałam bardzo dobrze, o co chodzi panu Poirotowi.Jak tylko wszedł z panną Johnson do dziennego pokoju, ja udałam się do sypialni pani Leidner.Otworzyłam drzwi z klucza, weszłam i zamknęłam je za sobą.Muszę powiedzieć, że czułam się bardzo głupio stojąc pośrodku pustego pokoju mając bez powodu krzyczeć.Poza tym nie wiedziałam, jak głośno trzeba krzyczeć.Zawołałam więc „Och”, a potem jeszcze raz ciszej i następnie głośniej.Wyszłam przygotowując alibi.Szybko się jednak zorientowałam, że żadnego tłumaczenia nie potrzebuję fabrykować, ponieważ nikt mnie o nic nie pyta.Pan Poirot i panna Johnson pogrążeni byli w rozmowie, której nic im nie zakłóciło.Żadne moje krzyki.To wyjaśnia sprawę, pomyślałam sobie.Albo panna Johnson wyimaginowała sobie, że słyszała krzyk pani Leidner, albo to było zupełnie co innego.Nie chciałam wchodzić do dziennego pokoju i przeszkadzać.Usiadłam na werandzie w leżaku.Dochodziły do mnie głosy rozmawiających:— Sytuacja jest delikatna, pani to rozumie — mówił Poirot.— Pan Leidner uwielbiał swoją żonę…— O tak — zgodziła się panna Johnson.— Uwielbiał.— No i uważa, że cały personel bardzo ją lubił.Wszyscy to wiedzą i co mogą powiedzieć? Oczywiście potwierdzą jego słowa.Są bardzo grzeczni.Tak nakazuje przyzwoitość.Zresztą to może być prawda, że wszyscy ją lubili.Ale może i nieprawda.Jestem przekonany, mademoiselle, że kluczem do zagadki jest zrozumienie charakteru pani Leidner.Gdybym mógł otrzymać opinię, taką uczciwą opinię, od każdego członka ekspedycji, to mógłbym z kawałków zbudować obraz całości.Szczerze mówiąc po to właśnie tutaj dziś przyjechałem.Wiem, że doktor Leidner jest w Hassanieh.Łatwiej mi jest odbyć z każdym rozmowę na osobności prosząc o pomoc.— To wszystko bardzo pięknie… — zaczęła pannna Johnson i urwała.— Tylko proszę nie karmić mnie brytyjskimi cliches — odezwał się Poirot.— Proszę nie mówić, że to nie po sportowemu, że to nie fair play, że o zmarłych mówi się tylko dobrze, że — enfin — istnieje taka sprawa jak lojalność.Przy zbrodni lojalność to zgubny grzech.Zasłania prawdę.— Nie poczuwam się do żadnej lojalności wobec pani Leidner — odparła sucho panna Johnson.Powiedziałabym, że nawet nie sucho, ale wręcz zjadliwie.— Doktor Leidner to inna sprawa, No cóż, ona była jego żoną.— Właśnie! Właśnie! — ucieszył się pan Poirot.— I rozumiem, że nie chciałaby pani źle mówić o żonie swego przełożonego.Ale tu nie chodzi o wystawianie komuś, jak to się mówi, laurki.To jest sprawa nagłej i tajemniczej śmierci.Mam wierzyć, że zabito udręczonego anioła? W takim razie moje zadanie robi się trudniejsze.— Nigdy bym nie nazwała jej aniołem! — prychnęła panna Johnson jeszcze bardziej zjadliwie.— Proszę więc o szczerą opinię o pani Leidner jako o kobiecie!— Hmm! Przedtem jednak uprzedzę pana, panie Poirot, że nie będę bezstronna.Jestem, wszyscy jesteśmy, bardzo oddani doktorowi Leidnerowi.No a kiedy pojawiła się pani Leidner, chyba poczuliśmy wielką zazdrość.Nie podobało się nam, że ona tak bardzo absorbuje jego uwagę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]