[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie uważałem się ani trochę za stratega i bez zastrzeżeń potępiałem powódzstrategicznego dyletantyzmu, wywołaną przez rewolucję w partji.Coprawda wtrzech wypadkach, w wojnie z Denikinem, w obronie Piotrogrodu i w wojnie zPiłsudskim, zajmowałem samodzielne stanowisko strategiczne i walczyłem onie to przeciw dowództwu, to znów przeciw większości Centralnego Komitetu.Jednak w tych wypadkach moje stanowisko strategiczne opierało się naprzesłankach politycznych i gospodarczych, nie zaś czysto strategicznych.Należy zresztą podkreślić, że wielkie zagadnienia strategiczne wogóle niemogą być inaczej rozpatrywane.Zmiana pola mej pracy zbiegła się ze zmianą siedziby rządu.Przeniesieniewładz centralnych do Moskwy było, naturalnie, ciosem dla Piotrogrodu.Przenosiny wywołały gwałtowny i prawie powszechny protest.Na czeleopozycji stał Zinowjew, obrany w owym czasie na przewodniczącegopiotrogrodzkiego Sowietu.Przyłączył się doń Aunaczarskij, który w kilka dnipo przewrocie pazdziernikowym podał się do dymisji, nie chcąc ponosićodpowiedzialności za zburzenie (rzekome) świątyni Błogosławionego Wasiljaw Moskwie, teraz zaś, wróciwszy na swe stanowisko, nie chciał rozstać się zgmachem Smolnego, jako ,,symbolem rewolucji.Inni przytaczali bardziejrzeczowe argumenty.Większość obawiała się głównie złego wrażenia, jakie towywrzeć może na petersburskich robotnikach.Wrogowie ropuszczali pogłoski,że zobowiązaliśmy się wydać Piotrogród Wilhelmowi.Lenin zaś i jauważaliśmy, że, przeciwnie, przeniesienie rządu do Moskwy będziezabezpieczeniem nie tylko rządu, ale i samego Piotrogrodu.Możliwośćzagarnięcia jednym zamachem rewolucyjnej stolicy wraz z rządem musiała byćbardzo kusząca i dla Niemiec i dla Entente y.Całkiem odmienną zdobycząbyłby głodny Piotrogród bez rządu.Ostatecznie opór został przełamany,większość Centralnego Komitetu wypowiedziała się za przeniesieniem i 12marca (1918 r.) rząd wyjechał do Moskwy.Aby złagodzić wrażeniezdegradowania pazdziernikowej stolicy, pozostałem jeszcze w Pitrze tydzień,czy dziesięć dni.Przy odjezdzie administracja kolejowa przetrzymała mnie nadworcu przez kilka godzin: sabotaż zmniejszał się, ale był jeszcze silny.DoMoskwy przybyłem nazajutrz po zamianowaniu mnie komisarzem sprawwojennych.238Kreml ze swym średniowiecznym murem i niezliczonemi złoconemikopułami, jako twierdza rewolucyjnej dyktatury, wydawał sięnajzupełniejszym paradoksem.Coprawda przeszłość Smolnego, gdzie mieściłsię dawniej instytut dla dobrze urodzonych dziewcząt, również niepredystynowała go na siedzibę delegatów robotniczych, żołnierskich iwłościańskich.Do marca 1918 roku nigdy nie byłem w Kremlu i wogóle nieznałem Moskwy poza jednym jedynym gmachem: Butyrskiem więzieniem, wktórego wieży spędziłem sześć miesięcy w mrozną zimę 98/99 roku.Wcharakterze turysty można się zachwycać starożytnościami Kremlu, pałacemGroznego i Granowitą Pałatą.My jednakże mieliśmy się tu osiedlić nadługo.Bezpośrednie, codzienne stykanie się dwuch historycznych biegunów,dwuch wrogich kultur dziwiło nas i bawiło.Przejeżdżając drewnianą jezdniąobok Mikołajowskiego pałacu, nieraz spoglądałem zukosa na ,,cara-armatę i cara-dzwon.Ponure moskiewskie barbarzyństwo wyzierało z otworudzwonu i paszczy armaty.Królewicz Hamlet powtórzyłby na tem miejscu: Zwiat wyszedł z formy.I mnież to trzeba wracać go do normy! My jednakżenie mieliśmy w sobie nic hamletowskiego.Nawet przy rozważaniuważniejszych spraw, Lenin dawał mówcom tylko dwie mmuty czasu.Rozmyślać o sprzecznościach rozwoju zacofanego kraju można było chyba niedłużej, niż półtorej minuty, spiesząc wśród mar przeszłości, z posiedzenia naposiedzenie.W pawilonie kawalerskim , naprzeciwko pałacu Potiesznego , przedrewolucją mieszkali urzędnicy Kremlu.Całe dolne piętro zajmował dygnitarz-komendant.Teraz podzielono jego mieszkanie na kilka części.Zajęliśmy zLeninem pokoje po obu stronach korytarza.Jadalnia była wspólna.Jadaliśmywtedy w Kremlu pod psem.Zamiast mięsa dawano nam słoninę.Mąka i kaszabyły z piaskiem.Tylko czerwonego kawioru była wielka obfitość, wskutekprzerwania wywozu.Tą obfitością kawioru okraszone są nietylko w mojejpamięci pierwsze lata rewolucji.Zmieniono grę dzwonów na Spasskiej baszcie.Teraz stare dzwony zamiast: Boże, chroń cesarza powoli i z zadumą wydzwaniały co kwadrans Międzynarodówkę.Wjazd dla samochodów prowadził przez sklepiony tunelpod Spasską basztą.Nad tunelem widniała starożytna ikona za stłuczonemszkłem.Przed ikoną wisiała dawno wygasła wieczna lampka.Częstokroć przywyjezdzie z Kremlu, spojrzenie padało na ikonę, a ucho chwytało płynącezgóry dzwięki Międzynarodówki.Nad basztą i jej dzwonem wznosił się podawnemu złocony dwugłowy orzeł.Zdjęto z niego tylko koronę.Radziłem,żeby nad orłem umieścić sierp i młot, aby symbol zmiany epoki spoglądał zwierzchołka Spasskiej baszty.Na to jednak nie starczyło jakoś czasu.Z Leninem spotykaliśmy się kilka razy dziennie na korytarzu, alboodwiedzaliśmy się wzajemnie dla omówienia różnych spraw, co trwało czasemdziesięć lub piętnaście minut a było to dla nas obu wielki kawał czasu.Leninbył w tym okresie rozmowny, oczywiście w leninowskiej skali.Zbyt wielebyło rzeczy nowych, zbyt wiele rzeczy nieznanych stało przed nami, należałoPoddać rewizji siebie i innych.Dlatego trzeba było przechodzić od szczegółówdo całości i odwrotnie.Chmurka brzeskich nieporozumień rozwiała się bezśladu.Stosunek Lenina do mnie i do członków mej rodziny był wyjątkowoszczery i pełen uwagi.Częstokroć zatrzymywał naszych chłopców nakorytarzu i bawił się z nimi.W pokoju moim stały czeczotowe meble.Nad kominkiem zegar z Amorem239i Psyche dzwonił srebrzystym głosikiem.Niewygodnie było pracować wśródtego wszystkiego.Zapach pańskiego próżniactwa bił z każdego fotela.Mieszkanie traktowałem zresztą, jako coś ubocznego, przypadkowego, tembardziej, że w pierwszych latach tylko w niem nocowałem, wpadając na krótkoz frontu do Moskwy.Pierwszego, zdaje się, dnia po mojem przyjezdzie z Pitra, rozmawiałem zLeninem, stojąc wśród czeczotów.Amor i Psyche przerwali nam śpiewnym,srebrzystym dzwiękiem.Spojrzeliśmy na siebie, jakby przeniknięci tem samemuczuciem: zaczajona przeszłość podsłuchiwała nas z kąta.Otoczeni nią zewszystkich stron, odnosiliśmy się do niej bez szacunku, lecz i bez niechęci,nieco tylko ironicznie.Niesłuszne byłoby twierdzenie, że przyzwyczailiśmy siędo naszego otoczenia na Kremlu w warunkach naszego istnienia było na tozbyt wiele dynamiki.Nie mieliśmy czasu, na ,,przyzwyczajanie się.Zukosaspoglądaliśmy na otoczenie i pocichu mówiliśmy ironicznie i zachęcająco doAmorów i Psyche: nie spodziewaliście się nas? Ha, trudno, musicie się z namipogodzić.Przyzwyczajaliśmy otoczenie do nas.Niżsi funkcjonarjusze pozostali na miejscu.Przyjęli nas z lękiem.Rygor byłtutaj surowy, pańszczyzniany, syn obejmował służbę po ojcu.Pomiędzyniezliczonymi kremlińskimi lokajami i wszelkimi innymi służącymi było wielustarców, którzy usługiwali kilku imperatorom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]