[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dziękuję panu.Niech pan mi wierzy, że takie uznanie z pańskich ust znaczy dlamnie dużo więcej, niż.Urwała, a Murek zapytał: Dlaczego czyjeś uznanie w ogóle ma być ważne? Po pierwsze, nie czyjeś, lecz pańskie, a po drugie, wiara we własną wartość jest koniecz-na do życia jak powietrze.Sam mi to pan kiedyś powiedział. Kiedyś.tak.Kiedyś dużo się mówiło, kiedy wszystko wydawało się proste i jasne. Czy to znaczy, że pan zmienił zdanie? Nie to.Tylko.Wiara we własną wartość.Pojęcie wartości jest wielostronne i bardziejskomplikowane, niż się tego pragnie.Ale dajmy temu spokój.Pózno już.Zabierajmy się dojedzenia.Pani cały dzień pracowała, a ja, próżniak, odbieram pani drugi kawałek nocy. Wcale nie czuję się zmęczona ani śpiąca upewniała go Mika.Zjedli kolację gawędząc o niczym.O dziesiątej Murek wstał i powiedział: No, to na mnie czas. Jak to? Jedzie pan? Jutro rano.Ale przenocuję w hotelu. Za żadne skarby! oburzyła się. Przecież tu są dwa pokoje.I tu się pan prześpi.Co zasens marnować pieniądze! Ale jak to będzie wyglądało? My sami przez całą noc.Nawet bez przyzwoitki. Wcale nie będzie wyglądało, bo nikt tego nie widzi.A my będziemy mieli czyste sumie-nie.Murek zaśmiał się. Pani tak, ale ja.może nie.Skąd pani może wiedzieć, jakie mam zamiary? O, panie Franku! Czy pamięta pan, jak mnie pan straszył wtedy, gdyśmy się bliżej po-znali? Wówczas nie bałam się, chociaż był pan obdarty i wyglądał na.włóczęgę, a teraz tymbardziej jestem spokojna. Niesłusznie.Wówczas powierzchowność moja przypominała bandytę.Ale byłem po-rządnym człowiekiem.Czy jest pani pewna, że dzisiaj pod powierzchownością przyzwoitą niekryje się łotr?W jego głosie zabrzmiała jakaś dziwna nuta.Spojrzała nań zaskoczona i zaśmiała się. Jestem absolutnie pewna.Tak pewna, że.Widzi pan ten klucz? Nawet zostawię go popańskiej stronie. Ryzykantka z pani.A cóż powiedziałby ten.pan Tomek, gdyby na przykład zastał mnietutaj? On? skonsternowała się. Przecie jako narzeczony. Ach, zapewne.Ale Tomek nie przyjdzie.85Jednak musiało ją to zastanowić, gdyż po kilku minutach, gdy już przesłała pościel dlaMurka na tapczanie, odezwała się znowu: Tomek musiałby mi uwierzyć. Gdyby zaś nie uwierzył? To świadczyłoby brzydko o jego charakterze. A dotychczas wszystko dobrze o nim świadczy?.Wzruszyła ramionami. Każdy ma swoje zalety i wady. A powiedziała mu pani o tym, że tu jestem? Och, nie zamierzam robić z tego tajemnicy, ale na razie nie wspominałam mu o tym.Zinnych zresztą powodów. Bo jest zazdrosny? Bo.zazdrosny bywa, nawet bardzo.Ale do pana.do pana maszczególniejsze uprzedzenie.Murek zdziwił się. Przecież mnie na oczy nie widział! Tak, ale ja.dość często mówiłam mu o panu, I Tomek ubrdał sobie zaśmiała się żeja chcę go przerobić na obraz i podobieństwo pana.Zarumieniła się i dodała pośpiesznie: A przydałyby mu się niektóre pańskie cechy.Murek nic nie odpowiedział.Mika krzątała się jeszcze chwilę, po czym wyciągnęła dońrękę, życząc dobrej nocy.Wziął obie jej ręce i ucałował kilka razy w milczeniu.Jakąż miałochotę przytulić ją do siebie, ale opamiętał się i powiedział: Nigdy pani nie zapomnę tej dobroci.Tej niezasłużonej, potwornie niesprawiedliwej do-broci.Dobranoc.Dobranoc. Dobranoc, panie Franku.Został sam.Siedział długo, bezmyślnie patrząc przed siebie, jakby ogłuszony.Gdy z rana obudził się, Miki nie było już w domu.Napisał krótką kartkę pożegnalną, jakotako sprzątnął po sobie i wyszedł.Zatelefonował do Arletki, która na szczęście żadnych no-win nie miała, i do szpitala, gdzie dowiedział się, że Kuzyk wciąż żyje. Wieczorem było pewne polepszenie, nawet odzyskał na krótko przytomność, ale terazznowu gorzej dodał dyżurny lekarz. Ach, więc złożył zeznanie? zapytał Murek. O tym już nic nie wiem, a zresztą takich informacji nie udzielamy.Kto mówi?Lecz Murek położył słuchawkę.Niebezpieczeństwo nie zmniejszyło się wcale.Jednak niemógł ukrywać się dłużej.Bezczynne wyczekiwanie stawało się nieznośne, zresztą mogłotrwać zbyt długo. A, niech się dzieje, co chce! zdecydował się i wsiadłszy w taksówkę, pojechał na Sko-limowską.Czaban, który właśnie się golił, wybiegł na jego spotkanie z namydloną twarzą.Panie,jeszcze w szlafrokach, siedziały przy śniadaniu.W pierwszej chwili nie poznały Murka, któ-rego zmienił brak zarostu. Patrzcie, jaki to przystojny chłop! rzekł Czaban.Tegoż zdania była i jego żona.Natomiast panna Tunka ku zdziwieniu wszystkich orzekła: Mnie się pan Klemm teraz mniej podoba.Ojciec ją zakrzyczał, gdy zaś Murek został z nią sam na sam, usłyszał komentarz nader po-cieszający: Gdy ja prosiłam, by pan się ogolił, nic to nie pomagało.Widocznie inna miała lepsze ar-gumenty. Nie było żadnej innej. Tak? Więc skądże ta nagła metamorfoza?86 Właśnie dla pani. Nie wierzę. yle pani robi.Poza tym nie pamięta pani tego, co jej mówiłem wówczas w Koszołowie. Pamiętam doskonale.Utrzymywał pan, że ogoli brodę, gdy będzie się żenił. Tak. Zatem?.%7łeni się pan? spytała z rzeczywistą lub też z doskonale robioną obojętnością. Jeżeli druga strona nie odrzuci moich planów. zaczął dyplomatycznie.Tunka zaśmiała się i chciała coś powiedzieć, lecz wpadł jej ojciec. Nu, chodz doktor zawołał. Mamy roboty do czorta i trochę.Zamknęli się we dwóch w gabinecie.Czaban najpierw poinformował Murka o finalizacjispraw naftowych: o skardze o oszustwo, którą wnieśli dwaj nabywcy zagraniczni.Wprawdziepoczynił wszystkie możliwe kroki, by uniknąć aresztowania, jednakże wciąż nie jest pewienswej sytuacji.Z jego opowiadania wynikało, że istotnie nieco przeholował i wtrącenie sięprokuratora jest bardzo możliwe. Wówczas w grę wchodzi kaucja.I diabli wiedzą, co robić, bo na gwałt muszę jeszczeskądś wytrzasnąć ze sto tysięcy.Inaczej wszystko spali na panewce.Murek spojrzał nań z niedowierzaniem. Chyba najważniejsze jest uniknięcie więzienia? Pewno, pewno lekko przyznał Czaban. Więzienie to nie rozkosz, ale ostatecznie nictak bardzo strasznego.Ludzka rzecz.Grunt, że mi niczego udowodnić nie potrafią i będą mu-sieli wypuścić.Więc po co mam wyrzekać się dla tych paru tygodni czy miesięcy interesu,który przyniesie sto lat dochodów? %7łycie to gra, hazard! Chcąc wygrywać, trzeba być przy-gotowanym na straty.A ten jest mądry, kto sobie dobrze skalkuluje. Na czymże ten świetny interes polega? zapytał Murek.Czaban wyjął z biurka plikmap, planów i różnych papierów, po czym z właściwą sobie zwięzłością przedstawił Murko-wi całe przedsięwzięcie, rzeczywiście kolosalne.Chodziło o stworzenie w niewielkiej odle-głości od Warszawy, w okolicy Otwocka, wielkiego uzdrowiska, urządzonego luksusowo,którego zadaniem byłoby odciągnięcie publiczności stołecznej od wyjazdów do Zakopanego,Krynicy, Ciechocinka, a poza tym stanie się modną miejscowością weekendową.W tym celuorganizacja musiała pójść w dwóch kierunkach: leczniczych i rozrywkowym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]