[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naszym jedynym prawem jest dobro społeczne.Nauczyciel wstał.- Doroślejesz, Andrzeju - powiedział niemal uroczyście.- Powoli, ale jednak!Podniósł rękę w pożegnalnym geście, przeszedł niesłyszalnym krokiem przez pokój i zniknął za drzwiami.Jakiś czas Andrzej siedział, o niczym nie myśląc.Odchylony na oparcie krzesła palił papierosa i patrzył, jak błękitny dym powoli krąży wokół gołej żółtej żarówki pod sufitem.Przyłapał się na tym, że się uśmiecha.Nie czuł już zmęczenia, zniknęła męcząca go od wieczoru senność, pragnął działać, pracować i złościła go myśl, że mimo wszystko trzeba będzie wyjść i przespać się kilka godzin, żeby potem nie wyglądać jak trup.Niecierpliwie przysunął aparat, podniósł słuchawkę i przypomniał sobie, że w piwnicy nie ma telefonu.Wstał, zamknął sejf na klucz, sprawdził, czy szuflady są pozamykane, i wyszedł.Korytarz był pusty, dyżurny policjant przysypiał przy swoim stoliku.- Śpicie na służbie! - powiedział potępiająco Andrzej, przechodząc obok niego.W budynku panowała absolutna cisza, jak zawsze na kilka minut przed włączeniem słońca.Senna sprzątaczka leniwie przesuwała mokrą szmatę po cementowej podłodze.Okna na korytarzach były otwarte na oścież, smród potu setek ludzkich ciał rozpływał się i wypełzał w ciemność, wypychany chłodnym porannym powietrzem.Stukając obcasami po śliskich metalowych schodach, Andrzej zszedł do piwnicy.Niedbałym ruchem ręki osadził na miejscu wartownika, który zerwał się na jego widok, i otworzył niskie, metalowe drzwi.Fritz Heiger bez kurtki, w koszuli z podwiniętymi rękawami, pogwizdując znajomy marsz, stał przy zardzewiałej umywalce i wcierał wodę kolońską we włochate, kościste ręce.Oprócz niego w pokoju nie było nikogo.- A, to ty - powiedział Fritz.- Dobrze się składa.Właśnie miałem zamiar iść do ciebie.Daj papierosa, moje się skończyły.Andrzej podsunął mu paczkę.Fritz wyjął papierosa, rozprostował go, wsunął do ust i z uśmieszkiem popatrzył na Andrzeja.- No? - nie wytrzymał Andrzej.- Co - no? - Fritz zapalił i zaciągnął się z rozkoszą.- Trafiłeś jak kulą w płot.Żaden z niego szpieg.- To znaczy co? - Andrzej zamarł.- A teczka?Fritz zachichotał, przytrzymując papierosa w kąciku wielkich ust i wylał na szeroką dłoń nową porcję wody kolońskiej.- Nasz Żydek to babiarz nie z tej ziemi - powiedział pouczająco.- W teczce miał listy miłosne.Od baby wracał - pokłócili się i zabrał od niej swoje listy.A że swojej wdowy boi się jak ognia, to pozbył się tej teczki przy pierwszej sposobności.Mówi, że ją wrzucił do studzienki.A szkoda! - ciągnął Fritz jeszcze bardziej pouczająco.- Teczuszkę trzeba było, śledczy Woronin, od razu odebrać - wyszłaby z tego piękna kompromitacja i moglibyśmy trzymać naszego Żyda o, tutaj!.- Fritz pokazał, jak mogliby go trzymać.Na kostkach jego dłoni widać było świeże siniaki.- Zresztą protokół podpisał, tak że nie jest źle.Andrzej namacał krzesło i usiadł.Nogi odmówiły mu posłuszeństwa.Znowu się rozejrzał.- A ty.- Fritz odwinął rękawy i próbował je zapiąć.- Widzę masz niezłego guza.Idź do lekarza i go zabandażuj.Römera już wysłałem, rozwaliłem mu nos.To tak na wszelki wypadek.Podejrzany Katzman podczas przesłuchania napadł na śledczego Woronina i młodszego śledczego Römera, powodując obrażenia cielesne wyżej wymienionych.Zmuszeni do obrony.i tak dalej.Jasne?- Jasne - wymamrotał Andrzej, odruchowo macając śliwę.Rozejrzał się jeszcze raz.- A on.gdzie jest? - zapytał z wysiłkiem.- Römer, goryl jeden, znowu się za bardzo postarał - powiedział ze złością Fritz, zapinając kurtkę.- Złamał mu rękę, o, tutaj.Trzeba go było wysłać do szpitala.CZĘŚĆ 3REDAKTORROZDZIAŁ 1W mieście od zawsze wychodziły cztery dzienniki, ale Andrzej najpierw zabrał się za piąty, który zaczął się ukazywać całkiem niedawno, ze dwa tygodnie przed “egipskimi ciemnościami".Gazetka była nieduża, dwie kolumny wszystkiego - właściwie nie była to nawet gazeta, tylko ulotka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]