[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pan coś mówił?- Tylko do siebie.Proszę nie zwracać na mnie uwagi.- Pytałem, czy nadal uważasz, że.- Moja matka była schizofreniczką.- Współczuję.- Kierowca miał niepewny głos.- To nie do pana.- Przepraszam.- Myślałem, że dostałeś ode mnie wystarczającą liczbędowodów.- Dowody dowodami, a życie życiem.- W porządku.Jaki masz plan wobec Mareckiego?- A jaki mogę mieć plan wobec faceta, który dostał sta-lową rurką w łeb?Taksówkarz skulił się, jakby za chwilę miał zaliczyć cios wplecy.- Bardziej liczę na ciebie.- Maks zerknął na Theo.- Wkońcu jesteś neurochirurgiem.Przyjrzysz mu się i może cośwymyślisz.On wie o Blood Market coś, co sprowadziło śmierćna Elizę i jego niemal wykończyło.Może nawet zna mordercęElizy.Taksówkarz przełknął głośno ślinę, kurczowo ścisnął kie-rownicę i dostał nerwowego tiku prawego oka.- Do Zródmiejskiego od której strony? - spytał.- Neurochirurgii.- To obok psychiatrii?- Być może - odparł obojętnie Maks.- Jadę tam pierwszyraz.Taksówkarz dodał gazu i co chwilę profilaktycznie zerkał wlusterko wsteczne.Przez to o mało dwa razy nie wpakował sięw kufry jadących przed nim aut.Dziesięć minut pózniej roz-pędzona taksówka gwałtownie wyhamowała przed szpitalnymwejściem.Maks zapłacił pięć dych.Nie chciał reszty, ale tak-sówkarz dokładnie wyliczył mu na rękę siedem złotych pięć-dziesiąt groszy.Potem poprosił, żeby pasażer sprawdził, czywszystko się zgadza, grzecznie podziękował i ruszył z piskiemopon.Maks patrzył za odjeżdżającym.- Co on jakiś taki.?- Wydał mi się trochę niestabilny.- Lovoisser odwrócił sięw stronę szpitala.Na oddziale neurologicznym Maks spotkał się z lekarzemdyżurnym.- Komisarz Sarnecka poinformowała mnie o pańskiejwizycie - powiedział lekarz.Był wysoki, bardzo chudy i mimomłodego wieku prawie łysy.Poszarzała cera zdradzała zmę-czenie.- Stan pacjenta się ustabilizował.Na razie żywimy gopozaustrojowo.Rozmowa z chorym, jak pan zapewne wie, jestniemożliwa.- Mógłbym go zobaczyć mimo to?Neurolog westchnął zrezygnowany.Ruszyli korytarzem.Wkrótce skręcili w prawo, w jeden z łączników.Lekarz naci-snął klamkę drzwi separatki.Na łóżku leżał nieruchomo męż-czyzna z obandażowaną głową.Oczy miał otwarte, ale niezareagował na przybycie gości.Wpatrywał się w jakiś dalekipunkt.- Jeśli nie ma pan już do mnie pytań, wrócę na oddział -oznajmił lekarz.Lovoisser pokręcił przecząco głową.Na stoliku Maks do-strzegł kartę choroby.- Dziękuję.Wszystko tam znajdę.- Doskonale.Pacjent jest cały czas monitorowany, więc wrazie potrzeby.- Wskazał na urządzenia medyczne zgroma-dzone wokół i zawieszoną w rogu sufitu kamerę.- Pielęgniarkazaraz się zjawi.Kiedy lekarz wyszedł, Lovoisser zaczął czytać kartę cho-roby.Maks przyglądał się leżącemu.Z wyglądu przeciętnymłody mężczyzna, którego trudno byłoby wyłowić z tłumu.Ajednak wplątał się w jakąś awanturę, która sprowadziła go dotego pokoju.Miał pecha.Werben ustawił się w taki sposób,żeby Marecki mógł spojrzeć mu w oczy.- Jesteśmy.To znaczy - poprawił się szybko - jestemprzyjacielem.Chcę ci pomóc.Ktoś cię skrzywdził, a ja za-mierzam złapać tego drania.- Interesujące.Dlaczego na to nie wpadli? - Usłyszał głosTheo.Maks zerknął na Lovoissera.Neurolog był wyraznie zczegoś zadowolony.- Na co?Lovoisser zlekceważył pytanie i skupił się na kardiomoni-torze.Automat wskazywał liczbę uderzeń serca na minutę.Pulschorego był idealnie stabilny i na wyświetlaczu migała liczba 60.- Spytaj go o Elizę Gallendorf - zaproponował Theo.Nieoczekiwanie puls Mareckiego skoczył do dziewięćdzie-sięciu.- Ty mnie widzisz i słyszysz? - Lovoisser był zaskoczony.Puls przyspieszył do stu uderzeń na minutę.Obojętne spojrzenie nieruchomych oczu uległo zmianie.Jakby za ich zasłoną Marecki próbował bezsilnie zrzucić krę-pujące go więzy.- Jak to możliwe? - zdumiał się Maks.Theo zwrócił się do pacjenta.- Spokojnie.- Wskazał na Maksa.- On jest z policji,przyszedł ci pomóc.Szukamy morderców Elizy Gallendorf idorwiemy tego, kto cię tak urządził.Najważniejsze, że nawią-zaliśmy z sobą kontakt.Musisz się wyciszyć.Spokojnie.Oddychaj.Po kilku minutach puls spadł do dziewięćdziesięciu.Ma-recki naprawdę ich słyszał.- Chcemy zadać ci parę pytań.- Lovoisser cały czas pa-trzył w oczy Mareckiego.- Nie możesz mówić.Wiem.Puls na kardiomonitorze podskoczył do stu pięciu.- Oddychaj miarowo.Właśnie tak.Powoli.Spokoj-nie.Puls znowu spadł do dziewięćdziesięciu.- Nie dajesz mu złudnej nadziei, że uda się mu z namiporozumieć? - Maks spojrzał niepewnie na Theo.Lovoisser zaprzeczył i palcem wskazał Mareckiemu naMaksa.- On musi mieć na wszystko dowód.- Uśmiechnął się.-Czasami mnie to wkurza, ale nic na to nie poradzę.Dlategoopowiem wam pewną historię, żebyście obaj zrozumieli, jak tomożliwe.Paul Broca, dziewiętnastowieczny francuski chirurgi antropolog, odkrył zródło afazji, choroby występującej u osóbz uszkodzeniami mózgu.- Theo dotknął dłoni Mareckiego.- Ztwojej karty chorobowej wynika, że doznałeś urazu tylnejczęści zakrętu czołowego dolnego i obwodowego układu ner-wowego.Zazwyczaj skutkuje to zniesioną zdolnością mówie-nia, niekiedy przy zachowanej umiejętności rozumienia mowy.Ty wiesz, o czym mówimy, więc w kwestii rozumienia tego, comówimy, jest z tobą w porządku.Nie możesz jednak mówić,czytać ani pisać.- Obejrzał dokładnie szyję Mareckiego.- Aleaparat mowy jest nienaruszony.Jak powiedziałem, półkula, wktórej kształtują się funkcje mowy, jest uszkodzona.Jednakdruga, która odpowiada za umiejętność śpiewania, jest zdrowa.- Zwrócił się do Mareckiego.- Rozumiesz, co mam na myśli?Ty możesz śpiewać!Na wyświetlaczu kardiomonitora wyskoczyła liczba sto.- Powoli.Bez nerwów.Zaraz wszystko ustalimy.Napewno znasz melodię Szła dzieweczka.Zanucę dla przypo-mnienia.Szła dzieweczka, do laseczka, do zielonego.Napotkała myśliweczka bardzo szwarnego.Strasznie fałszował, ale przecież nie startował w Idolu.- Teraz nam zaśpiewasz na tę samą melodię - wyjaśniłTheo.- Nie będzie to mogło trwać długo, więc wcześniej sięzastanów, co chcesz przekazać.A ty - spojrzał na Maksa -zapytaj go o najważniejsze.Maks włączył nagrywanie na smartfonie, żeby nie uronićżadnego słowa.- Dlaczego zginęła Eliza i kto ją zabił? - zapytał bez wa-hania.Choć puls Mareckiego skoczył do stu dziesięciu, w pokojupanowała cisza.Marecki znów spoglądał przed siebie pustymwzrokiem.Minęła minuta.Dwie.Pięć.Maks pomyślał, że skoki ciśnienia mogły byćprzypadkowe.Po dziesięciu minutach doszedł do wniosku, żeczas przerwać milczący spektakl.I wtedy puls Mareckiegoskoczył do stu trzydziestu, a on sam zaczął cicho śpiewać.Początek był nieskładny i drżący.Potem głos się wyostrzył.-.Orion III zabierze cię w podróż.Nieodgadnionakrwistość purpury.Powiedz kamienna tunguski.Nexus0267VB ma klucz.Rozległ się alarmowy pisk urządzeń medycznych.Czekali jeszcze kilka sekund, ale Marecki umilkł na dobre.- Nexus 0267VB ma klucz - powtórzył Maks i wtedyusłyszał za sobą czyjś oddech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]