[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz gdy ci cywilizowani raz coś sobie wbiją do głowy, trudno ich od tego od-wieść.Uparłszy się, że ekran ma zostać spuszczony, a żaden marynarz ich nie usłuchał, przeprowa-dzili swą wolę w ten sposób, że wspięli się na reling, co było zabronione podróżnym i usiłowalipoluzować zasłonę.Najgłośniejszy z nich, ten sam, który w Point de Galle wysunął propozycję,aby wciągnąć Chińczyka do pokoju, stracił równowagę i wpadł do morza.Usłyszawszy przeraz-liwy wrzask, obsługa podskoczyła do najbliższego koła ratunkowego i rzuciła potrzebującemu.Z mostku rozległ się dzwięk alarmu.Na pokładzie zapanował ruch i zostały podjęte zwyczajnew takim wypadku zdecydowane kroki.Oficer dyżurny wydał komendę maszynowni: Stop! Caławstecz!.Stop! , aby zatrzymać statek, a na wodę została zrzucona spuszczona szalupa ratunko-wa z załogą.Akurat gdy przybiegliśmy na drugą stronę pokładu, wyrzucono za burtę koło ratunkowe.Leczparowiec nie zatrzymał się natychmiast i zdążył odpłynąć kawałek dalej.Nieszczęśnik za burtąwynurzał się co chwila z wody, machał rękami i znowu się zanurzał. Nie umie pływać? krzyknąłem do jego towarzyszy. Nie! Już po nim! odpowiedzieli wszyscy naraz.Zrzuciłem kapelusz, surdut i. Nie, nie ty sahib, ja! Jeśli któryś z nas ma się utopić, to niech to będę ja!Sejjid Omar wyśliznął się z pantofli, zdjął kaftan i już wspinał się na reling. A umiesz pły.66 Tak! zawołał, zanim zdołałem skończyć pytanie. Uważaj na rekiny! zdążyłem go ostrzec.Tutejsze wody przybrzeżne znane są z tychkrwiożerczych zwierząt. Labbehk, Allah, labbehk! Jestem tu, o Boże, jestem tu!Tak krzyczą muzułmańscy pielgrzymi na widok Mekki; tak krzyczy mahometanin w niebez-pieczeństwie; tak krzyczał teraz Sejjid Omar i rzucił się do wody.Jednym susem i ja znalazłemsię przy relingu.Byłem zdecydowany w razie potrzeby skoczyć także.Tymczasem Sejjid wynurzył się z wody.Obrócił się i płynął silnie i spokojnie zagarniającwodę.Nie potrzebowałem martwić się o niego.Obrócił się i spojrzał na mnie. Zostań na górze, sahib! zabrzmiał jego głos. Allah jest ze mną!Sejjid był mądry.Płynął dokładnie w bruzdzie, jaką zostawiała za sobą śruba statku.Płynęłomu się wprawdzie trudniej niż po spokojnym lustrze wody, lecz bruzda ta dawała Omarowi jedy-ną możliwość kierowania się do wypadku.Dotarł do koła ratunkowego i przyciągnął do siebie.Ale nie był w stanie dostrzec topielca.Jatakże go nie widziałem.Czyżby już zniknął w głębinie? Wtem dostrzegł jakiś przedmiot, któryporuszał się energiczniej niż rzecz poruszająca się swobodnie po wodzie.Miałem nadzieję, że byłto nasz pasażer.On także musiał go zauważyć.Popłynął bowiem w kierunku tego miejsca i zdo-łał złapać człowieka, który wyraznie opadał z sił i coraz częściej znajdował się pod wodą tak, żekażde zanurzenie mogło być ostatnim.Tymczasem do miejsca wypadku zbliżyła się szalupa ratunkowa.Omar wytknąwszy głowęprzez linę koła umieścił go sobie na plecach i płynął teraz z twarzą zwróconą ku górze, pchającprzed sobą leżącego w poprzek dżentelmena, który sprawiał wrażenie nieprzytomnego.Obajwciągnięci zostali na łódz i już holowano ich na pokład.Statek podjął przerwaną drogę.Wszy-scy, którzy mieli wstęp na pokład, stali tam, aby powitać bohaterów zajścia.Topielca zniesionona dół i pozostawiono pod opieką lekarza okrętowego, a wokół Sejjida pchali się wszyscy, leczten szybko się wycofał.Pobiegł po swój kaftan oraz pantofle i zniknął na przednim pokładzie,aby przebrać się w suche rzeczy.Potem wrócił.Kapitan i oficerowie uścisnęli mu dłoń.Fangtakże spieszył, aby uczynić to samo.Marynarze kiwali do niego głowami uśmiechając się z po-dziwem.A pięciu dżentelmenów, którym lekarz zabronił niepokojenie chorego stali z daleka, jakzresztą pozostali cywilizowani , nie pojmując, że można zadawać sobie fatygi dla tak nisko po-stawionej osoby. No, sahib, umiem pływać? spytał Sejjid, gdy wreszcie dopuszczono mnie do niego. Znakomicie, Omar, znakomicie! odpowiedziałem. Nauczyłeś się tego w Nilu? Tak.Ale zawsze, gdy przyjechałem do Port Said wypływałem daleko poza Francuza.To ta-kie cudowne wiedzieć, że się nie utonie.Przez Francuza rozumiał ponadludzkiej wielkości pomnik, jaki wystawiono Lessepsowi, bu-downiczemu Kanału Sueskiego. Ale można zostać pożartym! Wez to pózniej pod uwagę.Sam byłem świadkiem, jak w środ-ku portu przepłynął koło mojej łodzi rekin. O sahib, jeśli Allah nie zechce, to sam rekin nic nie zdziała! Islam wierzy, że przy każdymczłowieku stoi dwóch aniołów stróżów.On ich wprawdzie nie widzi, lecz one go strzegą w każ-dym niebezpieczeństwie, a ich moc kończy się, gdy człowiek przestaje być dobrym.Wiesz sahib,myślę, że to dwóch aniołów wyciągnęło tego dżentelmena z wody, nie ja.Zrobili to moimi ręka-mi, ponieważ umiem pływać.Czy udało się go uratować, nie wiem.Gdy do niego dopłynąłemnie dawał znaków życia.Woda miotała nim jak kawałkiem drewna.Ale bardzo bym się cieszył,gdyby udało się go uratować. Nasz wróg! zauważyłem.67 Już nie Zrzuciliśmy go co prawda ze schodów, ale to była kara.Ukarany czyn znika z reje-stru występków.Już nie wolno o nich pamiętać.Po co byłaby kara, gdyby nie wymazywała złychpostępków? Tak sądzę, sahib.Czy pan myśli inaczej? Czy człowiekowi, który poniósł karę, cią-gle jeszcze zarzuca się występek? A teraz, gdy uratowałem tego człowieka mam wrażenie, żepamięć o jego braku wychowania utonęła w wodzie.Czy można oddać komuś przysługę, a potemjeszcze o nim zle myśleć?Przyznaję otwarcie, że jego słowa Araba i mahometanina, zawstydziły mnie.I ten Afrykań-czyk był tylko poganiaczem osłów!Lekarz nie pojawił się wcześniej na górze, zanim nie zarzuciliśmy kotwicy w Penangu.Prawiegodzina sztucznego oddychania była potrzebna, żeby powrócił nieszczęśnikowi oddech.A terazdowiedzieliśmy się, że został uratowany.Na pytanie Sejjida, gdzie będziemy mieszkać, wskaza-łem mu widniejący na pobliskiej plaży, skryty w cieniu drzew o ściętych wierzchołkach hotelEast Orient.Mimo tej pozornej bliskości musieliśmy udać się do niego rikszą robiąc objazd przezwiększą część miasta.Moje pożegnanie z kapitanem było bardzo serdeczne.Mam po prostu słabość do Austriaków.Oczywiście, że gdyby mnie spytać do jakiego narodu nie czuję skłonności, popadłbym w zmie-szanie, bo lubię wszystkie.Sądziłem, że Sejjid Omar nie zejdzie ze statku, dopóki nie ujrzy ura-towanego Anglika.Zasłużył na podziękowanie i ludzką rzeczą byłoby zostać na pokładzie takdługo, aż w końcu by je otrzymał przyjacielskie słowo uznania, nic poza tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]