[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ściśle biorąc pastuch z tutejszego pegeeru, bardzo stary.Podobno są lochy, mają połączenie ze starą kopalnią, w dawnych czasach trzymali tam więźniów, a ktoś nawet zamurował żonę.- Dlaczego? - zaciekawił się Karolek.- Nie wiadomo dokładnie.Są dwie wersje.Jedna, że była potwornie brzydka i chorowita i chciał się jej pozbyć, a druga wręcz przeciwnie.Była piękna i młoda, jego nie chciała, a za to reflektowała na wielbicieli.- Gbur - zawyrokowała Barbara.- W każdej wersji.- Gbur, nie gbur, myśl jest niezła - rzekł Janusz.- Kto to wykombinował? - Nie wiem - odparł Lesio.Ja nie.Ten pastuch z pegeeru pewnie też nie.Ludzie mówią.- A skąd właściwie wziąłeś tego pastucha z pegeeru? - spytał Karolek.- Dotrzymywał mi towarzystwa, jak malowałem dekoracje.To bardzo miły człowiek.Po stosunkowo krótkiej naradzie cały zespół nie tylko zgodnie, ale wręcz z zapałem postanowił zbadać tereny poniżej piwnic.Dojrzały namysł wykazał niezbicie, iż jedynie prawdziwe, autentyczne, w miarę możności wilgotne, mroczne i niewygodne lochy mogą stanowić element, przyciągający rozgrymaszonych, rozwydrzonych i niedorzecznie wymagających turystów dewizowych.Wycieczka przez podziemia, w których w każdym miejscu można bez trudu złamać nogę, zabłądzić lub też dostać w głowę odłamkiem osypującej się skały - oto jedyna niewątpliwa emocja dla znudzonych kapitalistów, którym dobrobyt doszczętnie poprzewracał w głowie.- A poza tym co oni za lochy mają tam u siebie - rzekł Lesio wzgardliwie.- Wejdzie się do piwnicy, trochę wilgoci na murach, czasem coś tam kapie, wielkie rzeczy.Nawet zabłądzić nie ma gdzie, wszędzie światło, że nie wspomnę o toaletach.U nas to przynajmniej! - Jeszcze nie wiemy, jakie te nasze.- To się dowiemy! - Aby tylko znaleźć wejście - westchnął z nadzieją Karolek.- Dalej już pójdzie samo.Długie, wytrwałe i znacznie dokładniejsze, niż wymagała tego zwykła inwentaryzacja, poszukiwania w piwnicach przeciągnęły się daleko poza zaplanowany okres.Kierownik pracowni był zdania, że zespół dawno już powinien był ukończyć prace w terenie i wrócić do biura.Próżno jednak słał alarmujące listy i telegramy, próżno groził wstrzymaniem wysyłek pieniężnych.W odpowiedzi doczekał się jedynie Björna, którego wyjaśnienia wzmogły jego niepokój i zdenerwowanie.Björn promieniał zachwytem i opowiadał jakieś dziwne rzeczy.W jego relacjach tajemnicze, mroczne komnaty i walki z bykami mieszały się ze szkieletami pięknych kobiet i jakimś starym człowiekiem, całkowicie kierownikowi pracowni nieznanym.Przywiezione odbitki i matryce niezbicie świadczyły, iż zespół wykonał inwentaryzację sumiennie, dokładnie, szczegółowo i całkowicie ją ukończył.Najwyższy czas było przystąpić do projektowania.- Co oni tam jeszcze robią? - powiedział zdenerwowany kierownik pracowni do naczelnego inżyniera.- Pan tam był, panie Zbyszku, czy tam są jakieś atrakcje? Dlaczego oni nie wracają? I co to za jakiś stary człowiek? - Pojęcia nie mam - odparł w zadumie naczelny inżynier.- Nic tam nie ma, małe miasteczko i pegeer.Boję się, że coś wymyślili.Przesłuchany dokładniej Björn potwierdził wcześniejsze wypowiedzi.- Bardzo stary człowiek - powiedział z naciskiem, po czym powtórzył to kilkakrotnie w różnych językach.- Jedna dama, piękna, młoda, ona jest szkielet.On wie.Ten stary człowiek.Ona jest locha, szkielet.Tajemnicze lochy spowodowały na nowo zamęt w umysłach, tym razem kierownika pracowni i zaskoczonego naczelnego inżyniera.Rozmowa telefoniczna z Januszem, który usiłował wyjaśnić nieporozumienie, wynikłe z różnicy między lochem i lochą, zamęt ten wydatnie zwiększyła.Kierownik pracowni absolutnie nie mógł się zorientować, czy ma włączyć do projektu rezerwat dzików, czy zamkowe podziemia.Naczelny inżynier nie zdradzał zbytniej ochoty do rozwiania jego wątpliwości.Po długich niepokojach, rozważaniach i namysłach stało się jasne, że nie pozostaje nic innego, jak tylko udać się na inspekcję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]