[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego ludzka natura szaraka widocznie całkiemw nim jeszcze nie umarła.Kiedy kapłan skaleczył szyję i pierś chłopca, wśróduczestników obrzędu rozległy się tęskne westchnienia izdawało się, że za chwilę wszyscy rzucą się na ofiarę.Tymczasem Boruta ułożył młodzika na ołtarzu twarzą kuziemi i w chwili, gdy pochylił się nad nim, aby rozpocząćrytualny akt sodomii, powstrzymał go uścisk żelaznej dłonina ramieniu.Nie była to jednak dłoń Azimowa.Obok ołtarza wyrósł nagle Jarowit.Jego czerwoneślepia gorzały gniewem, zdawało się, że sypią skry.- Jak śmiesz go dotykać! - zawył, potrząsając Borutajak kukłą.- A wy.Potoczył wściekłym wzrokiem po cofających się zprzerażeniem nocnikach.- Sądziliście, że będzie należał do was?! Nic z tego! Onjest mój! I tylko mój!- Ty nigdy nikogo nie kochałeś! - krzyknął wodpowiedzi Twardowski i wczepił się pazurzastymi łapamiw gardło strzygo nią.Zwarli się i poczęli miotać wokół ołtarza niczym dwademony.Wywołało to kompletny zamęt wśródzgromadzonych.Niektórzy chcieli rozdzielić walczących,inni ich powstrzymywali.Azimow działał teraz szybciej niż myśl.Przewróciłogromny świecznik na okrywającą ścianę kotarę, która wjednej chwili zajęła się ogniem.W próbujących gozatrzymać nocników cisnął kadzielnicą, wywołującwrzaski bólu i przerażenia.Potem zręcznie ominąłgłównych zapaśników i wskoczywszy na stopnie ołtarzapochwycił bezwładne ciało Valentina, który chyba zemdlał.Trzymając chłopca w ramionach, kilkoma skokamiprzedarł się przez szalejący tłum i już po chwili biegł, ile siłw nogach, podziemnym korytarzem.Nie był pewien, czypędzi we właściwym kierunku, ale zdał się na łut szczęścia iintuicję.Musiał dostać się do chiroptera, zanim Boruta,spostrzegłszy, że mu wydarto ofiarę, wezwie swoje biesy.Izanim na rozkaz Jarowita bogini nocy Hekate spuści zesmyczy wilczury.Słyszał za plecami tupot i chrapliwe wrzaski pogoni.Spostrzegł jakieś schody i wbiegł na nie bez namysłu,modląc się w duchu do zapamiętanej z dzieciństwa złotejikony, aby u wylotu znalazł otwarty właz.To byłanaprawdę dobra noc.Jednym szarpnięciem otworzyłdrzwiczki i znalazł się znowu na pustoszejącym jużdziedzińcu V-Empire.Przemknął niczym widmo przedoczami zdumionych kelnerów i nielicznych gości.Kilkaminut pózniej był już przy windzie.Niestety, właśnieodjechała, niknąc na wysokościach gmachu.Kolaprzerzucił ciało chłopaka przez lewe ramię.Czepiając siębluszczu i lian, począł piąć się do góry z piętra na piętroniczym goryl ze zdobyczą lub Tarzan ze swoją Jane.Wypożyczył raz holograficzną wersję tej starej bujdy.Spodziewał się, że lecące przez ręce ciało tancerzabędzie mu ciążyło, lecz ze zdumieniem stwierdził, iż dlaniego jest lekkie jak piórko.Z godziny na godzinęprzybywa mi nadludzkich mocy - skonstatował.Toteż bezspecjalnego wysiłku i krzty zmęczenia dotarł w końcu nadach.Tutaj czekała nań niemiła niespodzianka.Jegochiropter płonął, rozlatując się na zwęglone strzępy, któreporywał wiatr.Zanim zdołał zrozumieć, co się stało, drogęzastąpił mu Alessandro Cagliostro, alias hrabia de Fenix.Z płonącą żagwią w jednej dłoni i błyszczącą klingą wdrugiej.Czuję lubieżne drgania tworzenia, czuję bełkocząceszepty miłosne Ziemi - hermafrodyty świętej, samczejdziewicy, otulonej w ślubne zwoje nocy.A jak bogato obsianazłotymi plemnikami.Jak ciemna jest i głęboka!Stanisław Przybyszewski Requiem Aeternam5.Zwieży młodzik- Witam ponownie, drogi kniaziu - zasyczał hrabia deFenix z diaboliczną uciechą.- Nie możemy się jakoś tejnocy od siebie uwolnić.Z podziemi zamkowych umknąłpan tak szybko.Bałem się, że pana nie dopadnę.Naszczęście Lorenza jest rzeczywiście wspaniałym medium.Kola podążył za jego spojrzeniem i dostrzegł wokolicach wieżyczki zdobiącej zwieńczenie budowli postać,którą wziął w pierwszej chwili za posąg.Kobieta w czarnejkrynolinie stała nieruchomo jak zjawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]