[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za nimi podążał gruby Hindus.Najgorzej było przeprowadzić Profesora po schodach na dach; nigdy jeszcze nie używał elektrycznych chodzików, nie miał okazji ćwiczyć i od ponad miesiąca cały czas leżał na grzbiecie.Ale Stu mocno go trzymał; ja zacisnąłem zęby i o własnych sił; pokonałem trzynaście straszliwych stopni.Gdy dotarłem na dach, serce miałem bliskie eksplozji.Musiałem się zmuszać, żeby nie stracić przytomności.Dokładnie o przewidzianej godzinie wychynął z ciemności mały cicholot i w dziesięć minut później byliśmy na pokład wyczarterowanego statku, którym posługiwaliśmy się w ciągu minionego miesiąca - po dwóch następnych pędziliśmy w stronę Australii.Nie wiem, ile kosztowało zorganizowanie tej imprezy i utrzymywanie wszystkiego w gotowości, ale poszło jak po maśle.Leżałem obok Profesora i łapałem dech, wreszcie zapytałem:- Jak pan się czuje, Profesorze?- Okay.Trochę zmęczony.Sfrustrowany.- Ja da.Sfrustrowany.- Bo nie mogłem obejrzeć Taj Mahalu.Jako młodzieniec nigdy nie miałem okazji - a teraz dwukrotnie byliśmy o niecały kilometr od niego, raz przez kilka dni, teraz przez jeszcze jeden dzień.i min to nie zobaczyłem go i nigdy nie zobaczę.- To zwykły grobowiec.- A Helena Trojańska to była zwykła kobieta.Śpij, chłopcze.Wyładowaliśmy w kitajskiej połowie Australii, w mieścinie zwanej Darwin, i z punktu zanieśli nas na statek, ułożyli na leżankach przyśpieszeniowych i dali zastrzyki.Profesor już spał, a i mnie zaczynało się robić dziwnie, kiedy wszedł Stu, roześmiany od ucha do ucha, i zaczął się przypinać obok nas.Popatrzałem na niego.- Ty też? A kto pilnuje sklepu?- Ci sami ludzie, którzy przez cały czas odwalali prawdziwą i robotę.Wszystko jest dobrze ustawione, a ja już na nic się nie przydam.Mannie, stary, kumplu, nie chcę zostać sam daleko od domu.To znaczy od Luny, gdybyś nie wiedział.To chyba ostatni pociąg z Szanghaju.- Co ma do tego Szanghaj?- Nieważne.Mannie, mam w kieszeni płótno, i to dziurawe.Wszystkim jestem winien forsę - a dostaną ją tylko jeśli pewne akcje ruszą się w kierunku, w którym, jak przekonał mnie Adam Selene, powinny wkrótce się ruszyć.I jestem poszukiwany, albo będę, za przestępstwa przeciw spokojowi i pokojowi publicznemu.Pomyśl o tym tak: Oszczędzam im trudu zesłania mnie.Czy sądzisz, że w moim wieku mogę jeszcze nauczyć się fedrunku?Już mnie przymulało od lekarstwa.- Stu, w Lunie nie będziesz staaary.dopieeero zacząłeś żyć.zreeesztą.my cię wykaaarmimy! Mimi cię lubi!- Dzięki, kolego, może skorzystam z zaproszenia.Światło ostrzegawcze! Nabierz tchu!Raptem kopnęło mnie 10 g.ROZDZIAŁ XXLecieliśmy promem orbitalnym, takim jakich używa się do lotów na sztuczne satelity, zaopatrywania statków NS na orbicie patrolowej i do lotów pasażerskich na satelity rozrywkowo-kasynowe i z nich.Zamiast 40 pasażerów było trzech, żadnego ładunku poza trzema skafandrami i mosiężną armatką (tak, zabraliśmy tę kretyńską zabawkę ze sobą; skafandry i pukawka Profesora dotarły do Australii na tydzień przed nami), i dzielny statek Skowronek został ogołocony - całą załogę stanowił kapitan i pilot-cyborg.Miał za to ogromne zapasy paliwa.Podeszliśmy do satelity Elizjum zgodnie z normalną procedurą (dowiedziałem się o tym później) i nagle wystrzeliliśmy z prędkości orbitalnej do prędkości ucieczki, jeszcze gwałtowniej niż przy starcie.Odnotowała to stacja radarowa NS; kazali nam zatrzymać się i wytłumaczyć.O wszystkim opowiedział mi Stu, już po fakcie, kiedy ja jeszcze dochodziłem do siebie i rozkoszowałem się luksusem O g, zakotwiczony tylko jednym pasem.Profesor był nadal nieprzytomny.- Mamy im powiedzieć, kim jesteśmy i co, do diabła, wyprawiamy - mówił Stu.- Przedstawiliśmy się jako transportowiec Rozkwitający Lotos pod kitajską banderą, wyruszający z misją humanitarną, mianowicie uwolnienia tych naukowców kiblujących na Księżycu, i podaliśmy sygnał identyfikacyjny - sygnał Rozkwitającego Lotosu.- A radiolatarnia?- Mannie, o ile nas nie wykiwali, to radiolatarnia na początku identyfikowała nas jako Skowronka.a od dziesięciu minut jako Lotos.Wkrótce się przekonamy.Tylko jeden statek jest na pozycji, z której mogą odpalić rakietę, a mają na to - spojrzał na zegarek - tylko 27 minut, zdaniem podrasowanego dżentelmena, który prowadzi tę balię, bo potem stracą już szansę na trafienie.Więc jeśli to cię martwi - jeśli chcesz się modlić albo wysłać depeszę, czy co tam się robi przy takich okazjach - to masz jeszcze trochę czasu.- Jak myślisz, obudzić Profesora?- Niech śpi.Nie ma lepszego sposobu na uskutecznienie takiego skoku niż ze spokojnego snu wprost w obłok rozżarzonego gazu.Chyba że sądzisz, że należy się zająć jego potrzebami duchowymi.Z ortodoktrynalnego punktu widzenia nigdy nie wydawał mi się człowiekiem religijnym.- Bo nie jest.Ale jeśli ty odczuwasz taką potrzebę, nie chciałbym ci przeszkadzać.- Dziękuję, wszystko, o czym mogłem pomyśleć, załatwiłem przed startem.A ty, Mannie? Niezbyt dobry ze mnie duszpasterz, ale postaram się, jeśli tylko mogę się na coś przydać.Ciążą ci jakieś grzechy, stary? Gdybyś chciał się wyspowiadać, to nieźle się znam na grzechach.Powiedziałem mu, że nie tego potrzebuję.Potem przypomniałem sobie parę takich grzechów, z których jestem bardzo dumny i opowiedziałem mu o nich, niezbyt rozmijając się z prawdą.To przypomniało mu o paru jego grzeszkach, a potem mnie o jeszcze kilku.Zanim wyczerpaliśmy zapas, nadeszła i minęła godzina Zero.Dobrze jest spędzać ostatnie minuty ze Stu LaJoie, nawet jeśli potem okazuje się, że wcale nie były ostatnie.***Podróż miała trwać dwa dni, które całkowicie wypełniły mordercze procedury, mające oczyścić nas z niezliczonych wirusów, zanim wylądujemy w Lunie.Nawet się nie przejmowałem, że drżę od zaszczepionego przeziębienia i płonę od gorączki; nieważkość wynagradzała wszystkie cierpienia, i byłem szczęśliwy, że wracam do domu.Albo prawie szczęśliwy.Profesor spytał, co mnie martwi.- Nic - powiedziałem.- Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy w domu.Ale.Przyznam panu szczerze, wstyd mi się będzie tam pokazać po naszej porażce.Profesorze, w czym tkwił błąd?- Po porażce, chłopcze?- A jak by pan to nazwał? Chcieliśmy, żeby nas uznali.Nie to dostaliśmy.- Manuelu, winien ci jestem przeprosiny.Pamiętasz projekcję naszych szans, jaką przeprowadził Adam Selene tuż przed naszą podróżą.- Stu nie mógł nas słyszeć, ale nigdy nie używaliśmy słowa “Mike”; dla bezpieczeństwa zawsze był to “Adam Selene”.- A jakże! 1:53.Potem, kiedy wylądowaliśmy na Ziemi, opadły do parszywych 1:100
[ Pobierz całość w formacie PDF ]