[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O bogowie - mruknęła pani pułkownik.- Nie wiem, czy to nie z nimi mamy sprawę - odparł Ralph.- Jesteś pewien, że wystarczy nam pół miliona sierżantów? Ralph nie zdążyłodpowiedzieć.Pohukujące dotąd gromy zlały się w jeden nieustający ryk.Wszyscy podnieśli wzrok, bo oto skraj czerwonej chmury zaczął się obniżać.Mogłoby się wydawać, że opętanym w końcu zabrakło sił do utrzymywania w górzekolosalnych mas wody.Z głównego korpusu chmur oderwały się macki zwiewnejpary, które pędziły ku ziemi szybciej, niżby to wynikało z samej siły grawitacji.Każdy, kto znajdował się blisko blokady drogowej, rzucił się do ucieczki.Neuronowy nanosystem Ralpha zmuszał mięśnie do wytężonej pracy, dzięki czemumógł biec znacznie szybciej.Paniczny strach próbował nim zawładnąć, zmusić go doodwrócenia się i strzelania z pistoletu indukcyjnego w rozbuchaną kaskadę czerwieni.Nanosystem odbierał szereg przekazów datawizyjnych z dowództwa siecistrategiczno-obronnej na Guyanie.Niskoorbitalne satelity obserwacyjne śledziły ichucieczkę.Przychodziły meldunki od patroli i czujników rozmieszczonych wzdłuż pasaochronnego.Poruszało się całe czoło chmury.- Platformy bojowe w pełnej gotowości! - Sygnalizował datawizyjnie admirałFarquar.- Przechodzimy do kontruderzenia? Możemy pociąć to draństwo na kawałki.- Zatrzymuje się! - Krzyknął Will.Ralph z obawą spojrzał przez ramię.- Zaczekajcie! - Odpowiedział datawizyjnie admirałowi.Sto pięćdziesiąt metrówza nim podstawa czerwonej chmury zetknęła się z ziemią; odbite fale rzezbiły w niejchwiejne bruzdy.Korpus wszakże ustabilizował się i nie parł dalej.Nawet gromyprzycichły.- Nie podejmują wrogich działań, powtarzam, nie podejmują wrogichdziałań! Wygląda na to.Cholera, zupełnie jakby zamknęli za sobą drzwi.Jakprzedstawia się sytuacja na całym pasie ochronnym?Kiedy patrzył w lewo i prawo, chmura lgnęła do spalonej ziemi daleko, jak tylkomógł sięgnąć swym udoskonalonym wzrokiem.Jednolita powłoka podnosiła sięłagodnym łukiem aż do osiągnięcia maksymalnego pułapu trzech kilometrów.Terazbyła jeszcze straszniejsza niż przedtem.Zamknięcie szczeliny odbierało nadzieję napokojowe rozwiązanie konfliktu.- Sytuacja przedstawia się następująco - powiedział admirał Farquar.- Na całejdługości pasa ochronnego chmura zeszła do ziemi.Opada nawet wzdłuż wybrzeża.- No to świetnie - zdenerwowała się pani pułkownik Palmer.- I co teraz?- Zastosowali chwyt psychologiczny - odrzekł spokojnie Ralph.- Przecież totylko woda.W zasadzie nic się nie zmieniło.Pułkownik Palmer wolno zadarła głowę, błądząc wzrokiem po drżącej ścianiefluoryzującego urwiska.Ciarki przeszły jej po skórze.- Ten chwyt chyba działa.- Ione.Z jej ust wyrwał się nieartykułowany jęk.Wyciągnięta wygodnie na łóżku,próbowała zasnąć.W półsennym rozmarzeniu poduszka, do której się tuliła, łatwoprzybierała kształt Joshui.- Na litość boską, co znowu? To już nie można sobie spokojniepofantazjować?- Przykro mi, że przeszkadzam, ale stała się rzecz ciekawa, jeślichodzi o Kiintów.Ione niechętnie usiadła.Miała ochotę złościć się i narzekać, choć Tranquillitystarało się okazywać jej serdeczną troskę.Ten dzień był wyjątkowo trudny, ponieważna domiar wszystkiego musiała się jeszcze zajmować eskadrą Mereditha.I zaczynałojej dokuczać brzemię samotności.- Już mi lepiej.- Podrapała się nerwowo po głowie.- Odkąd jestem wciąży, ciągle chce mi się seksu.Musisz znosić moje fochy jeszcze przezosiem miesięcy.Potem będziesz miał do czynienia z depresjąpoporodową.- Mogłabyś mieć kochanków na pęczki.Wez sobie któregoś.To cipoprawi humor.Przestań się zamartwiać.- Cóż za pragmatyzm.Gdyby tylko chodziło o potrzeby ciała,wzięłabym tabletkę na uspokojenie.- Zauważyłem, że u ludzi seks najczęściej zaspokaja żądzę ciała.Jestna wskroś przesiąknięty egoizmem.- Moim zdaniem, w dziewięćdziesięciu procentach.Ale tym się nieprzejmujemy, bo zawsze mamy nadzieję odnalezć pozostałe dziesięć.- I tobie się wydaje, że tych dziesięć procent znajdziesz z Joshuą?- Może braknie mi jeszcze paru do dziesięciu, ale to nieistotne.Chcęgo mieć przy sobie, bo moje hormony niedługo oszaleją.- Produkcja hormonów nasila się dopiero w pózniejszychmiesiącach ciąży.- Ja do wszystkiego startuję wcześnie.- Szybka myśl o przysłoniętymoknie sprawiła, że do sypialni wlała się chybotliwa, jasnoniebieska poświata.Ociężalesięgnęła po szlafrok.- No dobra, koniec z tym wyżalaniem się.Co wyprawiająnasi tajemniczy Kiintowie? I niech cię ręka boska broni, jeśli to nicważnego.- Lieria jedzie kolejką tunelową do wieżowca świętego Clementa.- %7łe co!?- Kiintowie nigdy tego nie robili.W tych czasach musimy uważać nawszystko, co niezwykle.Kelly Tirrel nie cierpiała, gdy przeszkadzano jej podczas odpoczynku zprogramami alternatywnej rzeczywistości.Ostatnio korzystała z nich coraz częściej.Pewne nielegalne programy, które udało jej się kupić - selektywne blokadypamięci, przerobione z programów leczących urazy psychiczne - ingerując głęboko wnaturalną tkankę mózgową wpływały na podświadomość.Należało je stosowaćwedług zaleceń specjalisty, co więcej, nie powinny działać na zbyt duże obszarypamięci, zwłaszcza w ciągu długiego czasu.Inne programy wzmacniały emocjonalnereakcje na bodzce zmysłowe, w porównaniu z czym życie w normalnym świeciewydawało się powolne i nieciekawe.Jeden z handlarzy, którego spotkała przed rokiem przy okazji zbieraniamateriału do reportażu, nauczył ją sprzęgać nielegalne programy z komercyjnyminagraniami sensywizyjnymi, co w efekcie umożliwiało zagłębienie się w alternatywnąrzeczywistość.Tego rodzaju hybrydy były, jak się mówiło, najtrudniejszymi doodrzucenia środkami stymulującymi.Uzależniały, bo z niezrównaną skutecznościątłumiły stres.Pozwalały na ucieczkę w inny świat, gdzie przeszłość i wszystkiewynikające z niej zahamowania nie mają racji bytu, a liczy się tylko terazniejszość.Tylko tam można żyć chwilą, która nie ma końca.Do krain, gdzie podróżowała Kelly, koncepcja zaświatów i opętania nie miaładostępu.Kiedy stamtąd wychodziła, żeby coś zjeść, wysikać się lub przespać,rzeczywisty świat nabierał znamion miejsca wyśnionego, nieznośnie surowego wodróżnieniu od idyllicznej egzystencji po drugiej stronie elektronicznej otchłani.Tym razem po wyjściu z alternatywnej rzeczywistości nie potrafiła nawetrozpoznać sygnału odbieranego przez nerwowy nanosystem.Wspomnienia takichrzeczy były teraz głęboko zakopane w jej mózgu, docierały do świadomości z wielkimioporami (za każdym razem większymi).Dopiero po dłuższej chwili pojęła, gdzie sięznajduje - nie w piekle, ale w swoim mieszkaniu.Zwiatło było wyłączone, oknaprzysłonięte, prześcieradło, na którym leżała - obrzydliwie mokre i cuchnące moczem,a podłoga zarzucona jednorazowymi naczyniami,Najchętniej wróciłaby od razu do swego symulowanego przytuliska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]