[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A wiesz, co jest w tym wszystkim najbardziejabsurdalne? To, że moi koledzy dyrektorzy mogą ten planzaaprobować.Jestem skłonny uwierzyć, że przystaną na wszystko,byleby tylko pozbyć się twojego męża z kraju.Jego rosnącapopularność powoduje, że czują się coraz mniej pewnie.Widziałaś tefigurki przedstawiające Bonapartego, którymi handlują ulicznisprzedawcy?- Indie - powtórzyłam, nie bardzo rozumiejąc.Co Indie mogły miećwspólnego z Egiptem?Barras obdarzył mnie przeciągłym spojrzeniem.- Nie wiedziałaś o niczym, prawda? Zgadywałaś tylko.[BEZ DATY]- Równie dobrze mógłbyś mi powiedzieć o Egipcie - powiedziałamdo męża, odstawiając szklankę ze zmieszanym z wodą winem.W odpowiedzi otrzymałam tajemniczy uśmiech.2 MARCANa dziedzińcu rezydencji Bodinów szalał kapitan Charles.Stawał narękach, wywracał koziołki.- Przyjęli, przyjęli!Nareszcie.Bodinowie są obecnie oficjalnymi dostawcami koni dlaArmii Wioch.- Dokonaliśmy tego zawołał stojący u szczytu schodów HugoBodin, zaciskając pulchne dłonie i wznosząc je do góry na znakzwycięstwa.Kapitan Charles porwał mnie na ręce i okręcił dookoła, podśpiewującprzy tym:- Będziemy bogaci, bogaci, bogaci.Będziemy nieprzyzwoicie bogaci.5 MARCABonaparte z hukiem zatrzasnął drzwi.- Dyrektorzy udzielili przyzwolenia.- Cisnął kapelusz na fotel, alechybił.Potrącił tylko lampę, która zachybotała niebezpiecznie.-Na co? - Podtrzymałam chwiejącą się lampę i sprawdziłam, czy olejnie prysnął na obrus.- Na zajęcie Portugalii.Portugalii?Bonaparte uśmiechał się niczym psotny uczniak.- Tak brzmi wersja oficjalna.10 MARCAWczoraj przypadała druga rocznica naszego ślubu.Planowaliśmyspędzić wieczór tylko we dwoje, ale o czwartej po południu Bonaparteoznajmił nagle, że na kolację przychodzą admirał Bruyes i jego dwajadiutanci.- Mieliśmy dziś nikogo nie przyjmować.To przecież nasza rocznica.- Naprawdę?- Rozmawialiśmy o tym jeszcze wczoraj.- Czy ty masz jakiekolwiek pojęcie, czym ja się zajmowałem przezostatni tydzień? - wybuchnął Bonaparte i wybiegł z sypialni.Pózniej, dużo pózniej, powrócił skruszony.Pił, co mu się nigdy niezdarza.- Chcę dziecka - powiedział, walcząc z mechanizmem łóżka.Naszedwie połówki połączyły się z głośnym trzaskiem, który zapewnesłychać było w całym domu.Byłam przekonana, że służba natychmiastnadstawiła uszu.- Czasami ogarnia mnie rozpacz, że go jeszcze nie mamy -wyznałam.Od mojej ostatniej miesięcznej przypadłości upłynęło już sporo czasu.- O tym, czy kobieta będzie miała dzieci, zwykle decydują trzypierwsze lata małżeństwa - powiedział Bonaparte, zdejmując buty.-Dla tej, która skończyła dwadzieścia pięć lat, ten okres może byćtrochę dłuższy.- Studiowałeś problem płodności? - Bonaparte wierzy, że wszystko dasię osiągnąć wiedzą - i wolą.Jego wolą, oczywiście.Położył dłoń na mojej piersi.- Macica i piersi mają połączenia nerwowe.Aby pobudzić macicę,wystarczy pobudzić pierś.- W takim razie powinnam mieć dziecko już dawno temu zauważyłam z uśmiechem.Bonaparte ściągnął mi przez głowę koszulę nocną.- Anna Austriaczka powiła Ludwika XIV po dwudziestu jeden latachbezpłodności.Raczej po dwudziestu jeden latach dochowywania wierności -pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.[BEZ DATY]Z książki od madame Campan, rozdział 26: 0 płodności: Płodność tozdolność poczęcia u kobiety w wymaganym wieku, cierpliwieznoszącej zbliżenia mężczyzny".Nie wiem, co o tym myśleć.Nie przekroczyłam przecież wyma-ganego wieku" i z pewnością cierpliwie znoszę" (!) zbliżenia męż-czyzny.Nie mogę pojąć, dlaczego nie jestem jeszcze brzemienna.Nierozumiem, dlaczego nie miewam miesięcznej przypadłości, mimogorzkiej herbaty z ruty, do której spróbowania namówiła mnie Minii*.13 MARCAJestem wstrząśnięta.Czuję się.zdradzona.Tak, zdradzona tonajlepsze określenie.Gorycz wypełnia moje serce.Gorycz iniedowierzanie.Lisette odeszła.Jej łzy nie zdołały mnie poruszyć.* Herbata z ruty jako wywołująca menstruację była powszechnie stosowanaprzez kobiety pragnące pozbyć się ciąży.A oto, co się wydarzyło:Po porannej toalecie zjadłam lekki posiłek w pokoju na górze.Lisetteposzła do siebie, skarżąc się na ból głowy.Bonaparte był w gabinecie zFauveletem, Junotem i innymi.Tak przynajmniej sądziłam.Kończyłam właśnie pić kawę, kiedy przyszedł na górę, pytając oJunota.- Myślałam, że jest z tobą.- Nie widziałem go od rana - powiedział zdumiony.- Może wybrał sięna przejażdżkę konną.- Może.Wstałam z fotela, przepełniona dziwnym przeczuciem.Strome schody wiodące do sutereny tonęły w półmroku.Przystanęłam na chwilę na podeście.Wydawało mi się, że słyszę męskigłos.Może to kucharz albo posługacz? Chyba jednak nie.Na samym dole zatrzymałam się ponownie, nie wiedząc, co dalej.Czy miałam po prostu otworzyć drzwi pokoju Lisette? W sztukachteatralnych najczęściej odbywało się to właśnie tak.Ja jednakzapukałam.- Powiedz jej, że zaraz będę - zawołała Lisette poirytowana.Drzwibyły cienkie i wyraznie słyszałam każde słowo.Zapukałam ponownie,tym razem głośniej i bardziej natarczywie.- Powiedz jej, żeby wzięła na wstrzymanie.- Głos Junota.- Teraz ty będziesz musiał wziąć na wstrzymanie - zachichotałaLisette i zaraz dodała: - Ta kobieta doprowadza mnie do szału.Ta kobieta.Nacisnęłam klamkę.Drzwi ustąpiły ze skrzypieniem.Nawąskim łóżku pod oknem leżał nagi Junot.Lisette -również naga -dosiadała go okrakiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]