[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapewniam was, że nie był to przyjemny widok.Ostatni raz widziałem coś takiego, kiedy walczyliśmy z forwalaką w Berylu, zanim przyłączyliśmy się do Pani.Zastanawiałem się, czy ten potwór wrócił i tropi Jednookiego.Ale przecież Jednooki zabił go w czasie Bitwy pod Urokiem.Jednak Kulawiec przeżył.Tak, do diabła, przeżył.A dwa dni po odejściu Pani, gdy nadal byłem uwięziony w starej fortecy w Ładzie, złożył mi małą, przyjacielską wizytę.Tak po prostu, ze względu na dawne czasy.Wyczułem jego obecność, jeszcze zanim go zobaczyłem.Niemal sparaliżowało mnie ze strachu.Skąd wiedział?.Szept.To na pewno Szept.Przyleciał do mojej celi na miniaturowym dywanie.Imię nie pasowało już do niego.Praktycznie nie mógł obejść się bez tego dywanu.Był już tylko cieniem istnienia, ludzkim wrakiem ożywionym czarami i palącym pragnieniem szaleńca.Na mój widok zawahał się.Starałem się sprawiać wrażenie nieustraszonego, ale chyba nie bardzo mi to wyszło.Głos ducha przeszył powietrze.— Nadszedł twój czas.To będzie wydłużony i bolesny koniec dla twojej opowieści.A ja będę się cieszył każdym momentem.— Wątpię — odpowiedziałem.Musiałem ciągnąć dalej to przedstawienie.— Mamie nie spodobałoby się, że znęcasz się nad jej więźniem.— Jej tu nie ma, lekarzu.— Zaczął dryfować w tył.— Wkrótce zaczniemy.Zostawiam ci czas na refleksję.— Za jego plecami rozległ się szaleńczy chichot.Szept obserwowała nas z korytarza, ale nie jestem pewien, czy to ona się śmiała.— Ale ona tu jest — powiedział głos.Zamarli.Szept zbladła, a Kulawiec skurczył się w sobie.Powietrze zaiskrzyło się złotem i Pani zmaterializowała się.Nie odezwała się już ani słowem.Schwytani również milczeli, gdyż nie mieli nic do powiedzenia.Chciałem wtrącić jedną z moich uwag, ale przeważył rozsądek i zamiast tego próbowałem stać się mały jak karaluch, żeby nikt mnie nie zauważył.Lecz karaluchy giną zmiażdżone pod stopą nieuważnego.— Kulawcu — przemówiła w końcu Pani — dostałeś przydział.Nigdy nie otrzymałeś pozwolenia na opuszczenie swojej placówki, a jednak zrobiłeś to.Znowu.I skutki będą takie same jak wtedy, gdy wymknąłeś się z Róż, by wystąpić przeciwko Duszołapowi.Kulawiec skurczył się jeszcze bardziej.Wydarzenie miało miejsce bardzo dawno temu, a teraz, będąc po stronie Buntowników, znów spłataliśmy mu paskudnego figla.Ówcześni Buntownicy zaatakowali główną kwaterę Kulawca, gdy opuścił ją, próbując podkopać autorytet Duszołapa, a teraz Pupilka triumfowała na Równinie.Od razu poprawił mi się nastrój.Miałem dowód, że ruch nie osłabł.— Idź — powiedziała Pani.— I nie licz więcej na zrozumienie.Pamiętaj, że żyjemy dzięki żelaznym zasadom ustanowionym przez mojego męża.Następny raz będzie ostatnim.Dla ciebie czy kogokolwiek innego, kto mi służy.Zrozumieliście? Szept? Kulawiec?Zrozumieli, choć wyrazili to dość ostrożnie.Pod przykrywką czczych słów istniała między nimi — niedostępna dla mnie — łączność.Schwytani wyszli absolutnie przekonani, że ich dalsza egzystencja zależy od niekwestionowanego posłuszeństwa nie tylko literze, ale i charakterowi rozkazów.Pędzili do swoich zajęć, aż się za nimi kurzyło.Pani zniknęła, gdy tylko zamknęły się drzwi mojej celi.W postaci cielesnej zjawiła się krótko przed zapadnięciem nocy.Nadal kipiała złością.Z podsłuchanych rozmów Strażników dowiedziałem się, że Szept również została odesłana na Równinę.Pogarszało to tamtejszą sytuację, gdyż Schwytanym nie wolno było spierać się w trakcie wspólnych akcji.— Zadaj im bobu, Pupilko — mruczałem.— Zadaj im bobu.— Ciężko było mi pogodzić się z przerażającą przyszłością, którą zgotował mi los.Strażnicy zabrali mnie z celi zaraz po zmroku.Zabrali również Kruka.Nie zadawałem żadnych pytań, bo i tak nie otrzymałbym na nie odpowiedzi.Dywan Pani leżał na głównym dziedzińcu fortecy.Żołnierze umieścili na nim Kruka i przywiązali.Ponury sierżant skinął na mnie, żebym wsiadł.Zdziwił się, że wiem, co robić.Serce uciekło mi w pięty.Znałem już swoje przeznaczenie.Wieża.Czekałem pół godziny, aż Pani wreszcie przyszła.Wyglądała na zamyśloną, a nawet na trochę zaniepokojoną i niepewną.Zajęła swoje miejsce na kierowniczym brzegu dywanu i wystartowaliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]