[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna skinął głową.Powiódł błędnym wzrokiem po ścianach piwnicy, jak gdyby szukając drogi ucieczki.Korzystając z oszołomienia prześladowcy, David ze szpadlem w dłoni niepostrzeżenie zaczął zbliżać się do niego.Miał nadzieję, że uda mu się go uderzyć i że uczyni to dostatecznie szybko, zanim tamten użyje broni.Nie zdążył jednak nic zrobić, to bowiem, co tak przeraziło Van Slyke’a, zniknęło równie szybko, jak się pojawiło.Jego twarz nie wyrażała już panicznego lęku, a wzrok stał się przytomny.- Kto do ciebie mówi? - zapytał David, starając się ani na chwilę nie przerywać dialogu z chorym psychicznie człowiekiem.- To komputery i promieniowanie radioaktywne.Tak jak wtedy w marynarce - poskarżył się rozżalonym głosem Van Slyke.- Ale przecież teraz nie jesteś już w marynarce - przypomniał mu David.- Nie płyniesz łodzią podwodną przez Pacyfik.Jesteś tutaj, w Bartlet, w stanie Vermont.W swojej własnej piwnicy.Tu nie ma żadnych komputerów.Ani promieniowania.- W jaki sposób dowiedziałeś się o mnie tylu rzeczy? - zapytał ponownie Van Slyke.Jego strach znowu ustępował miejsca złości.- Chcę ci pomóc - odparł David.- Widzę, że jesteś przygnębiony i że cierpisz.Musisz mieć wyrzuty sumienia.Wiem, że to ty zabiłeś doktora Hodgesa.Van Slyke otworzył usta ze zdumienia.Davidowi przyszło na myśl, że być może posunął się za daleko.Czuł, że wywołał w tym człowieku ostry atak paranoi i miał jedynie nadzieję, że Van Slyke nie zwróci swego gniewu przeciw niemu.Wiedział, że musi na powrót skierować rozmowę na to, kto płacił za zabijanie pacjentów.Ponadto powinien dowiedzieć się, jak ich mordowano.- Czy oni zapłacili ci też za zabicie doktora Hodgesa? - zapytał David.Van Slyke roześmiał się wzgardliwie.- To pokazuje, jak mało o mnie wiesz - oświadczył.- Oni nie mieli nic wspólnego z Hodgesem.Uczyniłem to, ponieważ Hodges zwrócił się przeciwko mnie.Powiedział, że napadam na kobiety na szpitalnym parkingu.Ale ja tego nie robiłem.Straszył, że wszystkim o tym powie, i żądał, żebym zrezygnował z pracy w szpitalu.Dostał za to niezłą nauczkę - dodał z satysfakcją.W tym samym momencie na nowo zaczął robić wrażenie półprzytomnego.Zanim David zdążył zapytać go, czy i tym razem słyszy jakieś głosy, mężczyzna potrząsnął głową, jak gdyby budząc się z głębokiego snu.Przetarł oczy i zaskoczony popatrzył na stojącego przed nim z łopatą w ręku lekarza.Jego zmieszanie szybko przemieniło się w złość.Uniósł pistolet i wycelował nim prosto w oczy Davida.- Kazałem ci kopać - warknął.Wilson powrócił do swego zajęcia.Był przekonany, że gdy tylko się pochyli, Van Slyke naciśnie spust, nie padł jednak żaden strzał.David nie wiedział, co powinien zrobić.Jego rozmowa z Van Slyke’em nie odniosła skutku.Wywołał w mężczyźnie atak choroby, nie na tyle jednak silny, by dzięki niemu móc pokonać prześladowcę.Pomyślał, że być może zabrał się do tego w niewłaściwy sposób.- Rozmawiałem już z osobą, która ci płaci - powiedział po kilku minutach pośpiesznego kopania.- To właśnie jedna z przyczyn, dla których wiem tak dużo.Opowiedział mi wszystko i dlatego nie zależy mi już na tym, byś odpowiadał na moje pytania.- Nie! - krzyknął Van Slyke.- Ależ tak - zapewnił go David.- Powiedział mi jeszcze coś, o czym powinieneś wiedzieć: stwierdził, że jeśli Phil Calhoun nabierze podejrzeń, zrzuci całą winę na ciebie.- Skąd wiesz o Philu Calhounie? - zawołał Van Slyke, na nowo zaczynając drżeć.- Mogę sobie wyobrazić, co się teraz stanie - ciągnął David.- Cała sprawa się wyda.Kiedy człowiek, który ci płaci, dowie się o Calhounie, będzie po wszystkim.Jemu na tobie nie zależy, Van Slyke.Uważa, że jesteś niczym.Ale ze mną jest inaczej.Wiem, jak bardzo cierpisz.Pozwól, żebym ci pomógł.Nie dopuść do tego, by ten człowiek używał cię jak narzędzia.Nic dla niego nie znaczysz.On chce cię skrzywdzić.- Zamknij się! - wrzasnął Van Slyke.- Osoba, która cię wykorzystuje, mówiła już o tobie wielu ludziom, nie tylko mnie.I wszyscy śmieją się do rozpuku, że jedynym obwinionym będzie Van Slyke
[ Pobierz całość w formacie PDF ]