[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Straciłem w ogóle poczucie kierunku”.Pug nie powiedział ani słowa.Także na nim kopalnia robiła przygnębiające wrażenie.Po pewnym czasie dotarli do sporej jaskini z kilkoma odchodzącymi w różne strony tunelami.Zatrzymali się i Książę kazał wystawić posterunki.Pochodnie wetknięto w pęknięcia skały.Napojono muły.Chłopcy pełnili pierwszą wartę i Pugowi wydawało się ciągle, że tuż poza granicą światła poruszają się jakieś cienie.Zostali wkrótce zmienieni przez następnych i mogli dołączyć do reszty grupy, która się posilała.Dostali po kawałku suszonego mięsa i suchary.– Co to za miejsce? – spytał Tomas Dolgana.Krasnolud pykał fajkę.– To miejsce chwały, chłopcze.Kiedy lud mój zaczął dobywać metale, w tym rejonie wykuliśmy wiele podobnych podziemnych sal.Wszystko zależy od tego, jak biegną żyły złóż.Czasem pokłady rudy żelaznej, złota, srebra i innych metali przecinają się w jednym miejscu i po wyeksploatowaniu poszczególnych złóż pozostają ogromne wyrobiska.Trafiają się też równie wielkie naturalne jaskinie.Wyglądają jednak inaczej.W ich wnętrzu napotkacie ogromne stalagmity i stalaktyty, zresztą zobaczycie sami.– Jak tu jest wysoko? – spytał Tomas, zadzierając głowę.– Nie potrafię dokładnie określić.Może trzydzieści metrów, a może dwa, trzy razy więcej.Góry nadal obfitują w złoża metali, lecz kiedy dziad mego dziada tu fedrował, bogactwo przekraczało wszelkie wyobrażenie.Wnętrze gór jest podziurawione setkami chodników pod i nad nami.Przez ten tunel.– wskazał na jeden z tuneli wychodzących z sali – można dojść do następnego, który z kolei łączy się kolejnym, a ten z następnym, i tak dalej, i dalej.Gdy pójdziesz tamtędy, dojdziesz do Mac Bronin Airoth, jeszcze jednej opuszczonej kopalni.Ten następny doprowadzi cię z kolei do Mac Owyr Dur, gdzie kilku naszych zapyta cię zapewne, jak się dostałeś do kopalni złota.– Zaśmiał się głośno.– Chociaż nie sądzę, abyś potrafił odnaleźć drogę, chyba że w twoich żyłach płynie krew Krasnoludów.Dolgan pykał z lubością fajkę.Kolejna zmiana wartowników przyszła się posilić.Dolgan wstał.– No, komu w drogę, temu czas.– Myślałem, że zostaniemy tutaj na noc – zaoponował zdumiony Tomas.– Słońce jeszcze wysoko na niebie, smyku.Przed nami pół dnia marszu.– A ja myślałem.– Wiem, wiem.Jeżeli nie masz szóstego zmysłu, łatwo w podziemiach stracić poczucie czasu.Zebrali rzeczy i ruszyli w drogę.Po jakimś czasie weszli w gąszcz krętych chodników, schodzących łagodnie w dół.Dolgan wyjaśnił, że wyjście po wschodniej stronie leży kilkaset metrów poniżej zachodniego i że przez większą część trasy będą schodzili w dół.Po pewnym czasie znowu trafili na spore wyrobisko, nie tak imponujące i wielkie jak ostatnia sala, ale i z niego odchodziło na wszystkie strony kilka chodników.Dolgan bez sekundy wahania skierował się w głąb jednego z nich.Po paru minutach usłyszeli przed sobą szum płynącej wody.– Wkrótce ujrzycie coś, czego nie widział jeszcze żaden człowiek, a tylko niewielu Krasnoludów – rzucił Dolgan przez ramię.Z każdym krokiem szum pędzącej wody narastał.Weszli do naturalnej jaskini kilka razy większej niż poprzednia.Tunel, którym podążali, przechodził stopniowo w kilkumetrowej szerokości półkę skalną ciągnącą się wzdłuż prawej ściany jaskini.Wyglądając przez krawędź, nie widzieli pod sobą nic, tylko nieprzenikniony mrok.Ścieżka okrążyła wystającą skałę.Kiedy wyszli zza zakrętu, ich oczom ukazał się zapierający dech w piersi widok.Po przeciwnej stronie podziemnej sali ogromny wodospad, spadający ponad ich głowami z ponad stumetrowej wysokości, rozbijał z hukiem swe wody o przeciwległą ścianę i znikał w mrocznych czeluściach.Spadająca woda napełniała zamkniętą przestrzeń rozedrganym rykiem.Nie słyszeli nawet, jak rozbija się o dno, gdzieś daleko w dole; nie można było ocenić wysokości wodospadu.W kaskadach wody tańczyły świetliste kolory.Czerwienie, błękity, plamy złociste, zielonkawe i żółte rozbłyskiwały pośród strzępów białej piany.Tam, gdzie woda uderzała w skalną ścianę, kolorowe plamy jarzyły się intensywnym światłem, malując w mroku bajkowe obrazy.– Setki lat temu – przekrzykiwał ryk wody Dolgan – rzeka Wynn-Ula spływała ze stoków Szarych Wież do Morza Gorzkiego.Przyszło trzęsienie ziemi, w skalnym podłożu utworzyła się rozpadlina i woda spada teraz do ogromnego podziemnego jeziora.Spływa po skałach, rozpuszczając znajdujące się w nich minerały, co nadaje jej przepiękne, jakby gorejące barwy.Stali przez dłuższy czas, podziwiając w milczeniu podziemne wodospady Mac Mordain Cadal.Książę dał znak, aby ruszać dalej.Poza tym, że zobaczyli cudowne widowisko, postój przy wodospadzie odświeżył ich bardzo.Po wilgotnych i zatęchłych korytarzach podmuchy szalejącego przy wodospadzie wiatru i rozpryski świeżej wody dodały im sił na dalszą drogę, coraz głębiej i głębiej w labirynt chodników i mrocznych przejść.Gardan spytał chłopców, jak sobie radzą.Obaj odpowiedzieli, że wszystko jest w porządku, tyle że są zmęczeni.Po dłuższym marszu dotarli do kolejnej jaskini.Dolgan zatrzymał się i oznajmił, że spędzą tutaj noc.Zapalono dodatkowe pochodnie.– Mam nadzieję, że wystarczy nam światła do końca podróży.Pochodnie wypalają się bardzo szybko – zauważył z niepokojem Książę.– Daj mi kilku ludzi, panie.Przyniesiemy drewna na ogień.Pełno go wszędzie, pod warunkiem że wiesz, jak szukać, aby nie zwalić sobie stropu na głowę.Gardan i dwóch żołnierzy podążyło za Krasnoludem w boczny tunel.Reszta grupy zdjęła juki z mułów i przywiązała zwierzęta do palików wbitych w pęknięcia skał, po czym napojono je ze skórzanych bukłaków i dano trochę ziarna z żelaznego zapasu zabranego w podziemną podróż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]