[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rourke wycelował przez wybite okno.Pociągnął kilka razy za spust.Groziło im czołowe zderzenie.Rosjanie nie wytrzymali i zjechali z drogi, rozbijając się na jed­nym z betonowych słupów.John stracił nagle panowanie nad samochodem.Koła przestały reagować na skręty kierownicy.- Na podłogę - krzyknął, gdy wiedział już, że nie unikną ude­rzenia w ścianę tunelu, w którym znaleźli się ponownie.W uszach grzmiał im ogłuszający huk zgniatanej maski samocho­du.Na szczęście siła uderzenia nie była zbyt wielka.- Szybko! Uciekajmy stad! - krzyknął czując unoszący się w powietrzu zapach benzyny.- Mam cały sprzęt!Wydostali się z samochodu i zaczęli biec.Rourke w biegu zrzucił z siebie płaszcz.Nagle w plecy uderzył ich podmuch wybuchu.Rzucili się na ziemię.Grunt zadrżał pod ich ciałami.Natalia podczołgała się do Johna i objęła go mocno.ROZDZIAŁ XLVINatalia dokładnie sprawdziła sprzęt oraz ubrania i nie zna­lazła żadnych insektów.Mogli więc ruszyć w dalszą drogę.Szli teraz przez podziemia w kierunku wyjścia na powierzchnię.Ciemność zaczęła ustępować szarości.Jeżeli dobrze pamiętał, byli niedaleko Lake Street, pomiędzy Michigan i Wabash.Na­gle zatrzymali się, nasłuchując.Zaniepokoiły ich dziwne wark­nięcia i pomrukiwania, które zaczęły dochodzić zewsząd.- Psy? - szepnęła Natalia.- To nie są psy - odpowiedział Rourke.Widział już jakieś sylwetki, poruszające się na tle płonącego forda.Wydawało mu się, że jedna z nich wymachuje urwaną ludzką nogą.- Wyobraźnia płata mi figle - szepnął do siebie.Posuwali się ostrożnie do przodu.Woleli nie ryzykować za­palenia latarki.Natalia trzymała się bardzo blisko Johna.Sły­szał szczęk zamka jej M-16.- Jeśli jesteście głodni, to tam są martwi ludzie.Na moście, za nami.Jesteśmy dobrze uzbrojeni i za bardzo się spieszymy, żeby z wami pogadać.Pozwólcie nam przejść, a nie zrobimy wam krzywdy - krzyknął w ciemność.Pełne złości warknięcia przybrały na sile.- John!I wtedy rozległ się okrzyk:- Kobieta!Głos był ludzki, ale było w nim coś zwierzęcego.Rourke obrócił się w kierunku jego źródła.- Będzie tak, jak powiedziałem albo wkrótce zamienicie się w padlinę.- Kobieta! - krzyknął ktoś inny.- Kobieta! Kobieta! Kobieta!Monotonne skandowanie brzmiało jak rytualny śpiew.- Kobieta! Kobieta! Kobieta!- Myślę, że oni są nie tylko głodni, Natalio.Podniósł latarkę wysoko nad głową.Zapalił ją i zobaczył więcej oczu, niż mógłby policzyć.Czaił się w nich obłęd.- Bądź blisko przy mnie.Wynosimy się stąd.Strzelaj do wszystkiego, co się rusza.Staniemy do siebie plecami.Tak, w ten sposób.Będziemy szli, dopóki nie zobaczymy rampy.Po­winna być po lewej.Wtedy pobiegniemy tam.- Boję się - szepnęła.- Ja też.Możesz być tego pewna.Stali do siebie plecami.Napierała na niego ciałem.- Idziemy - powiedział ledwo słyszalnym głosem.- Kobieta! Kobieta! Kobieta! - krzyk ciągle rósł w siłę.Na­cisnął spust M-16.Krótka, dwukulowa seria.Ktoś jęknął w cie­mności.Zawodzenie jednak nie ustało.- Po mojej lewej, twojej prawej - usłyszał szept Natalii.Rourke skierował latarkę w tamtym kierunku.Mignęły mu przemyka­jące cienie.Usłyszał szuranie wielu stóp.Zgasił latarkę i wsunął ją za pas.Zaczął strzelać, rozpraszając ciemności błyskami z lufy.- Spływamy stąd! - rzucił.Schwycił wiszące z tyłu paski plecaka Natalii.Biegli strze­lając dookoła siebie.Jednak niesamowita litania degeneratów przebijała się przez najgłośniejsze huki wystrzałów.Byli już blisko wyjścia na Lake Street.Zrobiło się jasno i mogli w końcu zobaczyć otaczające ich istoty.Były uzbrojone w pałki, maczety i siekiery.Metalowe pokrywy od kubłów na śmieci służyły im za tarcze.Ludzie ci, choć Rourke wolał tak o nich nie my­śleć, byli w łachmanach.Brud wydawał się kapać z ich szaro-burych, cuchnących ciał.M-16 był już bezużyteczny.Nie było czasu, by go przeładować ani sięgnąć po jakąś inną broń.Rour­ke pchnął Natalię do biegu.Rampa powoli wznosiła się do góry.Wbiegli na schody, na których walały się butelki, gruz i mnó­stwo śmieci.Byli na powierzchni.Pomimo panującej nocy, wy­dawało im się, że jest bardzo jasno.Po obu stronach ulicy pię­trzyły się ruiny budynków.W powybijanych oknach pojawiły się dzikie twarze.Upiorne skandowanie było ciągle słyszalne.John nie wiedział, czy chcieli oni zjeść Natalię, czy ją zgwałcić.A może chodziło im o jedno i drugie.Ci ludzie byli obłąkani.Ze wszystkich stron leciały na nich kamienie i butelki.Wcisnął nowy magazynek do M-16 i krzyknął do dziewczyny:- Zasłoń twarz torbą! Ja zajmę się strzelaniem!Zaczęli biec do wylotu ulicy, zabarykadowanego przez dzi­kich płonącymi wrakami samochodów.Rourke strzelał po ok­nach budynków, aby zatrzymać lawinę miotanych butelek i ka­mieni.Natalia biegła przed nim.Widział, jak potknęła się, gdy duży kawałek cegły uderzył ją w plecy.On sam dostał butelką w twarz.Miał szczęście, że się nie rozbiła.Gdy wystrzelił już cały magazynek M-16, sięgnął po Detonics’y.Zabił tylu ludzi - o ile byli to jeszcze ludzie - ilu mógł.Płonące samochody były już blisko.Z barykady też rzucano w nich kamieniami.Zamki Detonics’ów odskoczyły do tyłu, więc schował je za pas.Zamiast nich wyciągnął “czterdziestkę piątkę”.Natalia nie trzymała już torby przy twarzy.W jej dłoniach dostrzegł rewolwery.Strzela­ła do ludzi przy płonących samochodach.Szybko opróżnił magazynek “czterdziestki piątki”, wsunął ją za pas obok Detonics’ów i prawą ręką sięgnął do kabury przy biodrze.Wyciągnął Pythona i przełożył go do lewej ręki.Odnalazł też dwucalowego Lawmana w kaburze Thada Rybki na plecach.Po chwili oba rewolwery pluły ogniem.Natalia strzelała teraz z M-16.Gdy dobiegli do barykady, rewolwery Johna były już z po­wrotem w kaburach.Wziął Natalię w ramiona i krzyknął:- Nie dotykaj metalu! Skacz, gdy cię tam postawię.Szybko! Jej stopy znalazły się na masce wypalonego Cadillaca.Odbi­ła się.Rourke usłyszał jej krzyk po drugiej stronie.- Cholera - warknął.Wziął rozbieg, przesuwając CAR-15 na pasie.Wybił się mocno z maski samochodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl