[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Były pokaleczone i posiniaczone, od palców po pięty pokrywały je plamy zaschłej krwi; z kostek zwisały mu pozostałości po skarpetkach, podobne do poszarpanych falbanek błazna.Bólu jednak nie czuł; martwota jego nerwów sięgnęła głębiej niż rany.– Nie martw się tym – rzucił chrapliwie, ściągając skarpetki z kostek.– To tylko trąd.Wziął sandały od Pianościgłego, wcisnął je na swe stopy i zawiązał z tyłu rzemyki.– Może któregoś dnia wreszcie zrozumiem, po co w ogóle zawracam sobie głowę troszczeniem się o siebie.– Ale wiedział, czemu to robi; wymagał tego jego świeżo wykluty zamiar.– Powinieneś odwiedzić mój świat – burknął do giganta.– To bezbolesne.Nic byś nie poczuł.Wtem zawołał ich Triock.Pianościgły poderwał się szybko.Covenant wstał z koców, gigant zebrał je i wepchnął do swej sakwy.Z torbą w jednej ręce i garem skaleningu w drugiej ruszył z Covenantem do Triocka.Triock stał z trzema towarzyszami w pobliżu wąskiego jaru, który był wylotem dolinki.Rozmawiali przyciszonymi, naglącymi głosami.Pianościgły i Covenant dołączyli do nich.– Skalny Bracie, nasi zwiadowcy wrócili z Równin.Slen donosi, że.– Przerwał nagle.Usta wykrzywił mu sardoniczny uśmiech.– Wybaczcie mi.Zapomniałem o grzeczności.Muszę dokonać prezentacji.Odwrócił się do jednego ze swych towarzyszy, krępego starca chrapliwie dyszącego w mroźnym powietrzu.– Slenie, małżonku Terass, oto ur-lord Thomas Covenant, Niedowiarek i władca białego złota.Niedowiarku, oto Slen, najlepszy kucharz na całych Południowych Równinach.Terass, jego małżonka, należy do kręgu starszyzny Mithil Stonedown.Slen zasalutował Covenantowi, a ten odpowiedział mu niezgrabnie podobnym gestem, jakby parujący oddech i drętwota rąk nie pozwalały mu na grację.Potem Triock odwrócił się do pozostałych towarzyszy.Byli nimi mężczyzna i kobieta, podobni do siebie niczym bliźnięta.Wyglądali na wojowników, którym nieobcy był rozlew krwi i zabijanie w skrytości nocy.Ich brązowe oczy wpatrywały się w Covenanta bez mrugnięcia, jak źrenice ludzi, których już nic nie mogło zaskoczyć.– Oto Yeurquin i Quirrel – powiedział Triock.– Walczymy razem od pierwszego dnia ataku na Krainę.– Niedowiarku, wieść o oblężeniu Revelstone zastała nas na Południowych Równinach, gdzie z gigantem nękaliśmy sporą grupę stworzeń Zabójcy.Natychmiast stamtąd uciekliśmy, starając się zatrzeć za sobą ślady.Zostawiliśmy jednak zwiadowców, aby mieli tamtych na oku.Zwiadowcy właśnie wrócili, donosząc, że początkowo maruderzy bez powodzenia szukali naszego tropu.Dwa dni temu jednakże zmienili nagle kierunek marszu i ruszyli pośpiesznie prosto ku dolinie Mithil.– Triock przerwał z ponurym grymasem na twarzy, po czym powiedział: – Wyczuli działanie naszej mocy na wartowni Kevina.Melenkurion! Niektóre z tych stworzeń mają oczy.– Toteż nie jesteśmy tu bezpieczni – powiedział Pianościgły do Covenanta.– Jeśli w istocie dostrzegli moc Świętego Drewna, to nie spoczną, dopóki nie zdobędą go dla Niszczyciela Dusz.i nie zabiją tego, kto nią włada.Slen zakaszlał, wyrzucając kropelki pary.– Musimy ruszać.O świcie na nas napadną.Triock przytaknął mu zdecydowanym kiwnięciem głowy.– Jesteśmy gotowi.– Spojrzał w kierunku Pianościgłego i Covenanta.– Niedowiarku, musimy podróżować pieszo.Skończyła się w Krainie jazda na końskim grzbiecie.Czy jesteś w stanie iść?Covenant wzruszył ramionami.– Trochę za późno na martwienie się o to, co mogę, a czego nie.Pianościgły z łatwością będzie mógł mnie ponieść.jeśli będę opóźniał marsz.– A więc dobrze.– Triock otulił się szczelniej płaszczem, po czym podniósł naczynie ze skaleningiem i uniósł je nad głowę, oświetlając jar przed sobą.– Ruszajmy.Quirrel pierwsza żwawym krokiem zagłębiła się w ciemności jaru.Triock poszedł za nią, za nim Slen.Na znak giganta Covenant ruszył za Slenem.Pianościgły szedł za nim, trzymając drugie naczynie ze skaleningiem, a Yeurquin zamykał pochód.Covenant nie uszedł nawet dwudziestu jardów wąwozem, gdy przekonał się, że nie był jeszcze dostatecznie silny do samodzielnej wędrówki.Znużenie krępowało ruchy mięśni, a resztę posiadanej jeszcze energii zużywał na obronę przed przenikliwym zimnem.Początkowo, pomimo swej słabości, postanowił wytrzymać, ale gdy przebył połowę rozpadliny wiodącej na zbocze od strony Mithil Stonedown, zrozumiał, że nie obejdzie się bez pomocy.Jeśli miał zrealizować zamysł, który kiełkował mu w mózgu, musiał nauczyć się przyjmować pomoc.Niedowiarek oparł się o skałę, dysząc ciężko.– Pianościgły.– Słucham, przyjacielu – gigant pochylił się ku niemu.– Pianościgły.nie poradzę sobie sam.– Ani ja – powiedział Pianościgły, śmiejąc się cicho.– Przyjacielu, towarzystwo dodaje otuchy.– Bez wysiłku wziął Covenanta na ręce, ułożył go w półsiedzącej pozycji, aby widział, co ma przed sobą.Naczynie ze skaleningiem włożył do jego rąk, choć do niesienia Covenanta potrzebował jedynie jednej ręki.Ciepły blask oświetlił twarz Pianościgłego.Gigant uśmiechał się.– To trochę ryzykowne.Wykorzystywanie mnie może ci wejść w krew.– Jakbym siebie słyszał – mruknął gburowato Covenant.Pianościgły uśmiechnął się szeroko.Triock rzucił im ostrzegawcze spojrzenie i gigant nie odezwał się więcej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]