[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tamten podniósł się z krzesła.- Mniej więcej za godzinę - powtórzył.- Tutaj też nie siedz zbyt długo pomoim wyjściu.Muszę dbać o reputację.Rachel drzemała przez godzinę czy dwie.W końcu obudził ją głód, toteż wsta-ła i zaczęła szukać czegoś do zjedzenia.Zarówno lodówka, jak i szafka nad zle-wem były wypełnione zapasami żywności.Na środkowej półce lodówki, podtalerzykiem ze sporym kawałkiem pieczeni wołowej, znalazła kartkę z napisem: Smacznego!253Usmażyła sobie jajecznicę i otworzyła puszkę piwa.Wreszcie opuściło ją nie-ustanne poczucie zagrożenia, ale w obcym domu nie czuła się też całkowicie bez-pieczna.Pokoje, w których wszędzie wyczuwała obecność mieszkającej tu sa-motnie kobiety, owo dziwne połączenie pracowni fotograficznej z przytulnymapartamentem, traktowała mniej więcej jak przedsionek piekła.Dawka kokainywyostrzyła jej zmysły, toteż nie potrafiła w pełni cieszyć się z tego, że znalazłasię w dość przyjemnym otoczeniu.Rzeczy nie należały bowiem do niej, a zauwa-żalna na każdym kroku silna osobowość właścicielki mieszkania - jej ubrania,fotografie, ukryte listy - ciągle jej przeszkadzała.Zjadła, wstawiła talerz do zlewu i z puszką piwa w dłoni podeszła do telefonu.Pomyślała, że konieczność rozmowy z nieznanym człowiekiem i przekazania muzaszyfrowanej wiadomości od Guerneya doskonale pasuje do tej atmosfery nie-pewności.Rozmówca odebrał już po drugim sygnale.Rachel zerknęła na kartkę iprzeczytała:- Dzień dobry, wujku George'u, tu Ermintrude.Czy jesteś wolny dziś wie-czorem, powiedzmy o ósmej? Może spotkalibyśmy się w jakimś barze?- Ermintrude, moje dziecko! - powiedział mężczyzna z radością w głosie, poczym zachichotał.- Miło mi, że o mnie pamiętałaś.Spotkajmy się w tym pubieniedaleko parku, dobrze? Chętnie się z tobą zobaczę.Rachel szybko odłożyła słuchawkę.Kto to może być, do diabła? - pomyślała.Zmyła po sobie naczynia, włączyła radio i zaczęła kręcić gałką, dopóki nie złapa-ła stacji nadającej przyjemną muzykę.Postanowiła zabić jakoś czas, a jednocześnie odegnać od siebie pokusę zajrze-nia do schowanych listów właścicielki mieszkania.* * *Był to rewolwer kalibru 9,65 mm, co prawda tylko z ośmioma nabojami, aleza to dobrze utrzymany, prawie jak nowy.W drodze do pubu Guerney wszedł dosupermarketu i kupił sporo jarzyn.Teraz przepakował siatkę, ukrywając brońmiędzy papierowymi torbami.Wyszedł z lokalu tylnymi drzwiami - tymi samy-mi, z których przed nim skorzystał Colin - i poszedł raznym krokiem prosto doWapping Wall.Zapukał w umówiony sposób, lecz ku swemu zdumieniu usłyszał ze środkapytanie:254- Kto tam?Ale zaraz Rachel mu otworzyła.Uśmiechała się szeroko.- Bardzo zabawne - skwitował posępnym tonem.Postawił ostrożnie siatkę na stoliku i zaczął wszystko z niej wyjmować.Dziewczyna obrzuciła spojrzeniem ziemniaki, marchew i rzodkiewki, które wy-sypały się z przewróconych toreb.- Przecież w lodówce jest pełno wędzonego łososia, porcjowanego mięsa iróżnych serów, a w szafce znalazłam nawet kilka puszek homarów.Guerney w tym momencie wydobył cenną zdobycz, rozpakował rewolwer zdużego kawałka irchy i położył go na stole.- Ach, rozumiem - mruknęła Rachel.- Rzeczywiście skończył nam się zapasśmiercionośnej broni.Simon pospiesznie obejrzał colta, włożył bębenek na miejsce i wsunął broń dokieszeni kurtki.- Dzwoniłaś? - spytał.- Wyznaczył spotkanie w pubie niedaleko parku.Czy kryje się za tym jakaświadomość o znaczeniu strategicznym?- Owszem, chciał mi w ten sposób przekazać, że spotkamy się w pubie nie-daleko parku.Chodzi o Spaniard's Inn w Hampstead, w północnej części mia-sta.- Wiem, gdzie znajduje się Hampstead, ale nie wiem, kim jest ten wujekGeorge.Guerney nie odpowiedział.Pozbierał jarzyny z powrotem do siatki i włożył jądo szafki pod zlewem.Rachel chodziła za nim krok w krok, stopniowo ogarniałają wściekłość.- Do cholery, Simon! Przecież i tak spotkam się z tym facetem! - Przez chwi-lę czekała na jego reakcję.- A może się mylę?Ruszył w stronę kanapy stojącej pod oknem, tuż obok wielkiego biurka; taczęść mieszkania stanowiła skrzyżowanie saloniku i gabinetu.Dziewczyna złapa-ła go jednak za rękę i odwróciła twarzą do siebie.- Posłuchaj mnie! - zawołała ze złością.Nie próbowała nawet ukryć rozdraż-nienia.- Wydawało mi się, że wszystko jest jasne, kiedy doszedłeś do wniosku, żemusisz mi zaufać.Jeśli więc teraz myślisz, że będę spokojnie tu siedziała i biernieobserwowała przebieg wydarzeń, to się cholernie mylisz.Nie odpowiada mi rola255delikatnej, wrażliwej kobietki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]