[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Należało powiedzieć do niego możliwie dużo, tajemniczość w tym wypadkubyłaby szkodliwa, a na łgarstwo mógł zaskoczyć.No i zaskoczył. Franciszek Leżoł on się nazywa.Nie wiem, czy coś pani z tego przyjdzie, bo niema go w książce telefonicznej, i ja nawet nie wiem, gdzie on mieszka.Mam na myślimiasto.Nie w Gdańsku chyba.214 A pana ojciec? Może wie coś więcej? To możliwe, bo ma pani rację, że kilkanaście lat temu ja jeszcze byłem chłopa-kiem w szkole.Ojciec powinien niedługo nadejść. Jeśli pan pozwoli, zaczekam.Tu u pana jest co oglądać.Na wszelki wypadek wolałam, żeby się nie spotkali beze mnie.Franio był postaciąbudzącą duże wątpliwości, tatuś naprawdę mógł o nim wiedzieć więcej niż syn i ponamyśle odmówić mi swojej wiedzy.Lepiej było brać go z zaskoczenia.W dużym stopniu miałam rację.Do sklepu przyszli klienci, tatuś wrócił akurat, kiedy syn był nimi zajęty.Zaanonso-wał mnie w dwóch słowach i zostałam zaproszona na zaplecze.Poznałam faceta, którypierwszy wprowadzał mnie w tajniki szlifierstwa, wcale się tak bardzo nie zestarzałprzez siedemnaście lat, zapewne mniej niż ja.Przypomniałam mu się jednak bez trudu. Opowiadał mi pan o takiej Amerykance, która chciała, żeby jej tę muchę z brzeguprzesunąć na środek i ulokować symetrycznie.Pamięta pan? Byłam tu krótko po niej.Elegancki starszy pan rozpromienił się wyraznie.215 O Boże, ależ oczywiście! Pamiętam doskonale! Od razu wiedziałem, że paniąznam i byłbym się zastanawiał, skąd! A to właśnie wtedy.No tak, takich rzeczy sięnie zapomina! Słucham, czym mogę pani służyć? Franiem Leżołem. Proszę.? Frania Leżoła poszukuję.Też był tu wtedy.O ile pan pamięta, siedziałam w skle-pie i czepiałam się pana dość długo, a Franio znajdował się tu i ktoś powiedział doniego: Ty się, Franiu, nie wygłupiaj , czy coś w tym rodzaju.Zaraz potem natknęłamsię na tego Frania na Mierzei i tak się to zbiegło, że zapamiętałam.Ale na tym koniec,a zależy mi, żeby go znalezć.Mówiłam już synowi pana, ten Franio stanowi ogniwopośrednie w całym łańcuchu moich poszukiwań.Może pan przypadkiem wie, gdzie onmieszka albo gdzie się plącze?Starszy pan jakoś zmroczniał i jakby się lekko zakłopotał.Strzeliło we mnie przeko-nanie, że gdyby nie ta Amerykanka z muchą, poparta zaskoczeniem, nie powiedziałbymi nic.Przez idiotkę zza oceanu i pogląd na nią pojawiła się między nami jakaś wspól-nota duchowa, która ulżyła atmosferze.216 To nieciekawa postać, ten Leżoł.Ale, skoro pani potrzebny. On żyje w ogóle? %7łyje, oczywiście, dlaczego miałby nie żyć? Ale już od ładnych paru lat zmieniłzakres zainteresowań.Dostawą bezpośrednią już się nie zajmuje i mam wrażenie, żedziała, jak by tu powiedzieć.na szerszym gruncie.Głównie cudzoziemcy, i to nie tu,a w głębi kraju. Ma pan na myśli przemyt? upewniłam się beztrosko. Wolałem to określić jakoś delikatniej.Nie wiem dokładnie, co on robi, aleprzecież mniej więcej człowiek się zawsze orientuje.Obiło mi się o uszy, że realizujejakieś zamówienie z Japonii. Kulki.! Kulki.Wie pani coś o tym? No przecież siedzę na Mierzei! Szału tam wszyscy dostali.Tylko pękate wygrze-bują, poszły w cenie. To i Leżoł powinien tam być?Nagle doznałam olśnienia.217 Nie, po nim tam nie ma śladu ni popiołu, dlatego przyjechałam do pana, jakodo ostatniej deski ratunku.Ale coś mi się widzi, że Frania na Mierzei zastępuje niejakiBaltazar. Baltazar! Oczywiście.Zna go pani? Chyba tak, chociaż raczej nie zostaliśmy sobie przedstawieni.Słowa z nim w ży-ciu nie zamieniłam i do tej pory nie wiem, czy Baltazar to imię, czy nazwisko.Panwie? Wiem.Zmieszne.On się nazywa Baltazar Baltazar, imię i nazwisko ma jedna-kowe, przy chrzcie, jak sądzę, zrobiono sobie dowcip.Baltazar działa jawnie i prawielegalnie, z czego, nie ma tu co ukrywać, także i my korzystamy.Drogi jest.Ale zdaje sięoprócz tego, że on, pod wpływem Leżoła, a także dla niego, wyszukuje okazy.I te okazywychodzą z kraju.Krążą bardzo niejasne wieści, że Niemcy czają się na bursztynowemuzeum i chcą zgromadzić unikaty.Może to nie muzeum, tylko jakaś zaplanowanaaukcja ogólnoświatowa.Chcą zmonopolizować rynek, co ma swój sens finansowy. Okropne zaopiniowałam z wielką energią.218 Tak samo uważam.My powinniśmy to zrobić, a nie oni.Ale oni mają więcejpieniędzy.A taki Leżoł czy Baltazar patriotyzmem się nie interesują.Zreflektowałam się.Uczuciowy stosunek do bursztynu mógł nas zaprowadzić nadalekie manowce. Całe szczęście jeszcze, że nie wszyscy rybacy te najpiękniejsze sprzedają.Alezaraz, ja nadal chcę dopaść Frania.Jak by się dało go złapać? Przez Baltazara byłoby chyba najłatwiej? Możliwe, ale dla głupich powodów on mi pewnie Frania nie da.Mam symulo-wać zamówienie ze Stanów Zjednoczonych? Idiotyzm, niech mi pan zaoszczędzi takichkatuszy, ja chcę Frania prywatnie!Starszy pan znów się zakłopotał. Bezpośredniego dostępu do niego ja nie mam.W ogóle widziałem go ostatnio.chyba ze sześć lat temu, jeden raz, i to prawie przypadkiem.I pomyśleć, że kiedyś byłu mnie takim popychadłem.! Zdaje się.zaraz.Myślał przez długą chwilę.Starałam się nie oddychać głośno, żeby mu nie prze-szkadzać.219 On bywa chyba, i to często, u takiego jednego pośrednika w Warszawie.Paniprzecież z Warszawy.? Pośrednik nazywa się Lucjan Orzesznik.No i masz.Koło zamknęło mi się dokładnie. To chyba klątwa jakaś powiedziałam z ciężkim westchnieniem. Przyznamsię panu, Orzesznika zgubiłam.Przeprowadził się podlec i nie mam jego nowego ad-resu, dlatego uczepiłam się nadziei, że pójdę przez Frania.Baltazar.no dobrze, teżpowiem.On się nie cieszy miłością społeczeństwa, a ja tam, na Mierzei, jestem z ludz-mi zaprzyjazniona. Rozumiem powiedział starszy pan ze współczuciem. Ale adres Orzesznikachyba mógłbym pani dostarczyć, a przez niego znajdzie pani Leżoła.Może nawet udami się od razu.Ucieszyłam się tak, że w rezultacie zapomniałam, po co tego Frania szukam.Zciślebiorąc, zapomniałam, jakie łgarstwo na jego temat wygłosiłam.Musiałam się niezlewysilić, żeby przypomnieć sobie plastyczkę.220Zachwycający starszy pan złapał się za telefon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]