[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dziubnij.Użyłam w tym celu korkociąga, który leżał pod ręką.Krystyna drgnęła silnie. Poczułam.Nie pożałowaś mi, mam wrażenie.Ale wynika z tego, że nieśpię? On jest? Możesz go dotknąć pozwoliłam łaskawie.Wzięła diament do ręki, obmacała go, podrzuciła do góry i polizała.Przyglą-dałam się temu z ciekawością, coraz bardziej roztkliwiona tym szczęściem, jakienas spotkało.Nie do wiary.Znalezć skarb familijny, w dzisiejszych czasach, pra-wie we własnym domu, i to wtedy, kiedy był tak straszliwie potrzebny! Teraz ty! zarządziłam, odbierając jej kamień. Dziubnij mnie, bo też nie wierzę. Chętnie, proszę cię bardzo.142Dziurę zrobiła mi w udzie tym korkociągiem bez mała do kości, ale przynaj-mniej przekonałam się, że też nie śpię.Na takie dziubnięcie poderwałabym sięz letargu.Odłożyłam bryłę, która znów zaczęła lśnić na środku stolika. No dobrze, zejdzmy z tej drogi do ciężkiego kalectwa.To co robimy? Nic zadecydowała Krystyna stanowczo. Przyglądamy się.W życiuwięcej czegoś takiego nie zobaczysz, trzeba napaść.czy napasać.?.oczywidokiem.Z chwili na chwilę on mi się wydaje piękniejszy i nawet nie będęmrugać, żeby nic nie stracić.Siedziałyśmy przy stole, popijając wino i wpatrując się w roziskrzony dia-ment.Coraz trudniej było oderwać od niego wzrok.Od czasu do czasu to jedna,to druga z nas wyciągała rękę, żeby go pomacać. Ejże, a kluczyk? spytała nagle Krystyna z wyraznym oburzeniem.Zdziwiłam się. Jaki kluczyk? Kłódeczka, ściśle biorąc.Ta z sepecika.Miałyśmy odrzynać co popadniei co?Zdziwiłam się bardziej. I tego odrzynania tak ci brakuje? Proszę bardzo, możesz oderżnąć cokol-wiek byle gdzie, nie widzę przeszkód. Idiotka.Mnie się tu coś nie zgadza, wyszło nieprawidłowo.Taka kłódeczkaz kluczykiem powinna coś znaczyć i do czegoś służyć.Zamknięta kasetka, a dia-ment w środku, na przykład.Po cholerę w takim razie ten cymbał nosił przy sobiekłódeczkę i po cholerę Antosia tak ją starannie przechowała? Tego nie zgadnę do końca życia powiedziałam po długim namyśle.Z diamentem, jak widać, nie miało to nic wspólnego i całe szczęście, że w ogóleo kłódeczce z kluczykiem zapomniałam, bo kto wie czy nie zaczęłybyśmy rze-czywiście odrzynać wszystkich skobli zewsząd.Tak właśnie wyglądają myląceposzlaki.Może w ogóle ten cały sakwojażyk był na to zamykany i on go wła-śnie otworzył, bo sięgał ręką, a kłódeczkę schował do środka, żeby jej nie zgubić.Najprostsze wyjaśnienie. Jednak czuję niedosyt.Rzeczywistość nie spełniła swego zadania. Mało ci jeszcze? spytałam ze zgorszeniem, wskazując stół. Moimzdaniem, pobiła własne rekordy daleko na wyrost.Opanuj wymagania, bo będziejak ze złotą rybką. No dobrze.Może masz trochę racji.Siedziałyśmy nadal, wpatrzonew kamień, płonący żywym ogniem i niemożliwy do uwierzenia.143* * *Obudziwszy się koło południa, usilnie zaczęłam się zastanawiać nad wydarze-niami ubiegłej nocy.Jezus Mario, zdaje się, że znalazłyśmy wreszcie ten cholernydiament.? Czy możliwe, żeby to było prawdą? Może się po prostu upiłam, cho-ciaż nie, pół butelki wina, nawet na głodno, nie spowoduje chyba przerwy w ży-ciorysie.? Znalazłyśmy go zatem, gapiłyśmy się na niego prawie do wschodusłońca, okazał się cudownie piękny, możemy pogapić się dłużej, do zachodu.Gdzie on jest? No właśnie, gdzie on jest.? Nie został przecież na środku stolika,gdzieś go ukryłyśmy.Która z nas, Krystyna czy ja.? I gdzie?! Pomysły mia-łyśmy rozmaite, to sobie mogłam przypomnieć, przez chwilę nawet nawzajemwyrywałyśmy go sobie z ręki, na czym w końcu stanęło.?Usiadłam na łóżku, opuściłam nogi na podłogę i podparłam dłońmi bro-dę.Diabli nadali, gdzie mogłyśmy utknąć tę roziskrzoną zarazę? Proponowałamszufladkę sekretarzyka, ale nie miała klucza, Krystyna wymyśliła wazonik dokwiatków, nie mieścił się w nim, bo wazonik był mały.Pod poduszką.? U niejczy u mnie.?Pomacałam pod poduszką, uniosłam i zajrzałam, diamentu nie było, nie zsunąłsię na dół, bo nic mnie nie gniotło.Zmiłuj się Panie, czy teraz zaczniemy szukaćgo na nowo.?!W drzwiach do mojego pokoju pojawiła się nagle moja siostra, rozczochranai w szlafroku. Ty, gdzie on jest? spytała z wyraznym niepokojem. Co myśmy z nimzrobiły? No właśnie, jak widzisz, siedzę i myślę odparłam, nie zmieniając pozy-cji. Pod moją poduszką nie. Pod moją też nie.Słuchaj, czy nie wspominałaś o żłobie w oborze? Wspominać, wspominałam, ale do obory nie poszłam.Zdaje się, że w ogólenigdzie nie wychodziłyśmy.? Owszem, do łazienki.Ale nigdzie dalej.Chyba że poszłaś do obory, jak jużspałam.? A on został u mnie? No pewnie, że u ciebie, losowałyśmy.Przypomniało mi się, oczywiście, losowałyśmy, która z nas ma go strzec, i pa-dło na mnie.Ale Krystyna również wybierała miejsce, a co do obory.Podniosłam się z łóżka, włożyłam szlafrok i zeszłam na dół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]