[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.!* * *Bolek zadzwonił nazajutrz o poranku, krótko oznajmił, że ma pewne interesujące wiadomo-ści, i zaproponował spotkanie pod wieczór w tej samej co poprzednio kawiarni.Dwoje wspól-ników poczuło przypływ nowych sił i nowych uczuć.Michał popadł w stan euforii, twierdząc,że bez wątpienia konstelacje na nieboskłonie ułożyły się w sposób dla nich niezwykle przy-chylny i teraz wszystko pójdzie jak po maśle.Teresa jęła nabierać cichej nadziei.Wmieszaniesię w sprawę prawdziwego chuligana, czy może gangstera, wywarło zapewne swój wpływ, te-go jeszcze dotychczas w rodzinie nie było, gangsterowi familijna klątwa finansowa mogła ulec.Przybyli na miejsce za wcześnie i poczekali na sprzymierzeńca całe pół godziny. Capusta był u Karola  zakomunikował Bolek na wstępie, zaopatrzywszy stolik w zapaspiwa, soku pomarańczowego i kawy. Nadleciał o północy, więc już wam nie trułem.Wieo was i w ogóle nie mieszka u siebie, tylko w jakiejś melinie, ale ja jej nie znam.Policjęchromoli, bo ma obywatelstwo amerykańskie i do tego lewe papiery, za cholerę nie wiem, najakie nazwisko.Faktycznie wykańcza tu jeden byznes, a potem pryska do Stanów i za trzy dni280 już go tu nie będzie.Nie ma innego wyjścia, jak tylko przydusić go prywatnie, i to możliwieraz dwa.Michał potwierdził ten pogląd z płomiennym zapałem.Teresa zajęła się opędzaniem odnatrętnej myśli o przypiekaniu pięt. A jakby co, to co?  zainteresował się Bolek. Jedziecie za nim? Jedziemy!  zadecydował Michał bez namysłu. Nawet do Argentyny, nawet doAustralii! Już teraz mamy za co! Ale tylko klasą turystyczną  ostrzegła pośpiesznie Teresa.Bolek delikatnie okazał zaciekawienie ową niezwykłą myślą Michała, która tak szybkoprzyniosła pieniądze.Michał nie wytrzymał i wyjawił prawdę o kłusakach w lasku Vincennes.Sojusznik słuchał z wyrazem lekkiej zgrozy. Fart mieliście nieprzeciętny  zawyrokował. Ale więcej tam nie latajcie, bo ta fa-cetka dobrze gadała, za pierwszym razem Kanada, a za drugim mogiła.Ja te rzeczy znam.Aleto widzę, że już nie jest zle, z Karolem się pogada, a Capustę przydusi.Powiem wam, jak zro-bimy.On raz przyjeżdża wózkiem, a raz przylatuje piechotą, zależy kiedy, w nocy wózkiem,bo trochę mniejszy ruch.Z Karolem są umówieni, jeszcze tu będzie, więc jakby wózkiem, wy-skoczę na chwilę i zrobię mu koło.Zanim wymieni, zdążycie nadlecieć.A jakby na piechotę,zwyczajnie pójdę za nim i zobaczę, gdzie się melinuje.Potem już sprawa prosta. No widzi pani i po co to było tyle krakać  powiedział Michał do Teresy z radosnymwyrzutem. Wszystko się załatwi jak trzeba.A jeżeli nam coś zostanie, odkupimy jeszcze tęcukiernicę Stanisława Augusta!281  Ale ja przy tym przyduszeniu nie będę  powiedziała Teresa stanowczo. Nie życzęsobie tego oglądać! Dobra, szanowna pani stanie na świecy  uspokoił ją Bolek. Damy sobie radę.Znaczy, wracam teraz tam.Uczynił gest w kierunku ulicy, mając zapewne na myśli dom pana Karola, spojrzał za ge-stem i urwał.Teresa i Michał również odruchowo spojrzeli w okno.Teresa zakrztusiła się so-kiem pomarańczowym, Bolek prychnął piwem na sąsiedni stolik, poderwał się z krzesła, wy-szarpnął z kieszeni jakieś pieniądze, rozsypał je po podłodze i runął ku wyjściu.Teresa zerwałasię również, bliska uduszenia, charcząc i gestami żądając od Michała poklepania w łopatki.Mi-chał odgadł w czym rzecz, przewrócił kufel z resztką piwa, przewrócił filiżankę, rozlał resztkękawy, mignęło mu w głowie, że albo się zmyją natychmiast, albo za dużo tu trzeba będzie prze-praszać, chwycił Teresę za rękę i również runął do drzwi, zarazem waląc ją po plecach.Robiłoto wrażenie nader energicznego poganiania.Poszkodowane ofiary rozlanego piwa, kawy i sokupomarańczowego nie zdążyły ich zatrzeć.Na ulicy Teresa odzyskała dech.Bolek wzywał ich gestami z odległości kilkunastu metrów.Dopadli go galopem. Nie latajcie tak!  syknął gniewnie. Ja muszę zostać, bo on mnie zna. Mnie też zna  wtrąciła Teresa ciężko dysząc. Dobra, koleś, ty się przypniesz do niego, a my cokolwiek odparujemy.Będziem kapowaćna ciebie. To on?  szepnął nerwowo Michał. Jesteście pewni? Gdzie on jest?282  Wlazł do tego sklepu.Na piechotę przyleciał, bo wózka nie widzę.Pewno zaraz wyle-zie.W tym momencie ze sklepu ze sprzętem fotograficznym wyszedł John Capusta.Wyszedłszybkim krokiem i troje spiskowców nie zdążyło nie tylko się ukryć, ale nawet odwrócić.Pierwszą osobą, na którą padło jego oko, była Teresa.Drgnął wyraznie, zawahał się, po czymz miejsca zawrócił i ostro ruszył przed siebie.Pogoń miała duże szansę powodzenia.Nawet gdyby Capusta uciekał biegiem, Bolek i Mi-chał dogoniliby go bez trudu.Ucieczka samochodem zresztą również nie musiała się udaćz uwagi na beznadziejnie zatłoczone jezdnie, mógłby się od nich odczepić dopiero poza śród-mieściem.Poza tym Teresa i Michał szybko uzgodnili między sobą, że w ostateczności zwrócąsię do policji, rzucając na Capustę byle jakie oskarżenie.Bolek zaaprobował ten pomysł, w ga-lopie zawiadamiając wspólników, że w razie pojawienia się glin on pryska, mogą się nim zatemnie przejmować.Policjanta jednakże chwilowo nie było na horyzoncie, a John Capusta żwawozwiewał.Zziajana Teresa przyzostała nieco z tyłu, nie mogąc nadążyć za łowcami i zwierzynąprzemykającą się zręcznie przez tłum.Uczucia, które ją przepełniały, były trojakiego rodzaju.Na pierwszy plan wybijała się roz-paczliwa konieczność dogonienia nie Capusty, a Michała.Nagle uświadomiła sobie z przera-żeniem, że nie może zaniechać pogoni i pozostać gdziekolwiek, nie pamięta bowiem, gdziemieszka.Przez cały czas, bezustannie, przebywała w towarzystwie Michała i adres, jako nie-potrzebny, wyleciał jej z głowy.Nie umiałaby trafić do domu uczynnej damy.Musiała nadaltrzymać się kurczowo współtowarzysza niedoli, który grzał przed siebie jak maratończyk i co-283 raz częściej niknął jej z oczu.Konieczność łapania i przyciskania Capusty w tej sytuacji stałasię drugorzędna, aczkolwiek wciąż była celem godnym uwagi i wysiłków.Zarazem trwał w niejniepokój na tle owych przeklętych pięt i wciąż wydawało jej się, że przez obrzydliwą, acz nie-wątpliwie niezbędną czynność rozbije się wszystko.Ta ostatnia myśl istniała w niej już nadermgliście, niejako na marginesie zasadniczych obaw, niemniej jakoś dziwnie hamowała jej kro-ki.Bolek i Michał szli łeb w łeb.Capusta przemykał się przed nimi.Sposób działania uzgod-nili na wstępie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl