[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy skaldyjski jezdziec podjechał bliżej, skuliłam się pod skałą i obronnymgestem poderwałam tarczę.Był to Harald Bezbrody z osady Guntera.Spojrzałam na niego, zdumiona.On błyskawicznie zsiadł z konia, złapałmnie jedną ręką i przyłożył czubek sztyletu do mojego gardła. D Angelinie! zawołał w kierunku walczących. Poddaj się! Mamdziewczynę! Przytrzymał mnie mocniej, gdy zaczęłam się szamotać. Nie bójsię wyszeptał. Nie zabiję cię, Selig kazał wziąć cię żywcem.Zobaczyłam, że jedna z postaci na polanie znieruchomiała.Joscelin,poznałam to po kącie, pod jakim trzymał odzyskany miecz.Dwaj Skaldowieleżeli w śniegu.Jeden z jezdzców spiął konia, podnosząc topór do ciosu. Joscelinie! Zaczerpnęłam tchu, napełniając płuca powietrzem dopotężnego krzyku, żeby mnie usłyszał. Nie słuchaj go!Harald zaklął i zacisnął rękę na moich ustach.Przydeptałam mu stopę iprawie się wyrwałam, ale był szybszy; przełożył nóż w taki sposób, że poczułamostrze.Kątem oka widziałam, jak Joscelin toczy się po ziemi.Wciąż walczył, ajezdziec siedział pochylony w siodle. Zamieniłem się miejscami z jednym z wojów Seliga, żeby ruszyć za tobą wpogoń syknął Harald. Nie zmuszaj mnie, D Angelino, do zrobienia cikrzywdy! Zamierzam przywrócić honor naszej osadzie, odwożąc cię Seligowi.Trzymał mnie mocno, przyciskając moje ręce do boków.Tarcza znajdowałasię pomiędzy nami.Sięgnęłam do pasa, wysunęłam rękę z wielkiej rękawicy iwymacałam rękojeść noża Trygvego.Zamknęłam na niej palce i wyciągnęłamostrze z pochwy.Joscelin, znowu na nogach, robił szybkie, zwinne uniki.Dwaj Skaldowiewalczyli z nim na ziemi, a trzeci nacierał konno.%7ładen z nich nie musiałprzebiec wielu mil przez bezdroża za koniem Guntera Arnlaugsona.Twardalekcja nie poszła na marne; nawet jeśli nie wyniósł z niej innych korzyści,Joscelin nauczył się utrzymywać na nogach na zdradliwym terenie.Jego mieczbłysnął w tumanach śniegu i następny pieszy Skald runął na ziemię. Puść mnie, Haraldzie powiedziałam cicho, odwracając się, żeby spojrzećmu w twarz.Był taki młody, złocisty puszek dopiero zaczynał gęstnieć na jegobrodzie.Mimo zimna ręce miałam śliskie od potu, zaciśnięte na rękojeściukrytego sztyletu. Nawet nie próbuj! Z uporem odwracał głowę, nie chcąc patrzeć mi woczy. Nie ulegnę twoim czarom, D Angelino.Należysz do Waldemara Seliga! Haraldzie. Ręka mi drżała, gdy trzymałam nóż blisko jego trzewi,schowany za tarczą wiszącą na lewym ramieniu.Przyciśnięta do niego, czułamjego ciepło.To on dał mi futrzany płaszcz, który wciąż nosiłam.On pierwszyzaczął śpiewać o mnie pieśni.Azy zaćmiły mi oczy. Puść mnie, boprzysięgam, że cię zabiję.Skupiony na obserwowaniu potyczki, wykrzyknął ostrzeżenie do jezdzca,który w ostatniej chwili ściągnął wodze.Joscelin kucnął, próbując przeciąćścięgno wierzchowcowi.Ta desperacka próba świadczyła o beznadziejnościnaszego położenia.Podobnie jak moje posunięcie. Wybacz mi wyszeptałam i z całej siły wbiłam nóż w brzuch Haralda.Nie sądzę, by od razu zrozumiał, co się stało.Szeroko otworzył oczy, ręcemu opadły.Popatrzył w dół i zobaczył, co skrywała tarcza.Ze zduszonymszlochem szarpnęłam nóż w górę, w kierunku jego serca, i puściłam rękojeść.Harald zrobił krok w tył i popatrzył na mnie.W oczach miał zdziwienie, jakmały chłopiec.Co ty zrobiłaś? pytał niemo.Co ty zrobiłaś?Nie odpowiedziałam, a on osunął się na ziemię i znieruchomiał.Skaldyjski jezdziec zobaczył to i krzyknął.Odwrócił się od Joscelina, spiąłkonia i pogalopował w moją stronę.Nie mając dokąd uciec, czekałam,odrętwiała i cicha.Na środku polany Joscelin rozprawił się z ostatnim pieszymwojownikiem i rzucił się do stojącego najbliżej wierzchowca.W snach wszystko dzieje się powoli.To było jak sen, jak niekończący sięlodowaty koszmar.Widziałam wykrzywioną z wściekłości twarz Skalda, gdymiotał przekleństwa, których nie słyszałam w narastającej wichurze.Selig kazałwziąć mnie żywą, powiedział Harald; mogłam się domyślać, co dodał.%7ływą lubmartwą.Widziałam, jak w odległości dwudziestu jardów Skald podrywa rękę zoszczepem, robiąc zamach do rzutu.Będąc piętnaście jardów ode mnie, rzucił.Zamknęłam oczy i podniosłam tarczę Trygvego.Pod wpływem siły uderzenia dosłownie zagrzechotały mi kości.Przewróciłam się, zbita z nóg.Otworzyłam oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]