[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Tak, milordzie.Zwykle wstaje bardzo wcześnie i je śniadanie w swoich komnatach.Mam tam zaprowadzić Waszą Dostojność?— Tak.— Lindenowi nagle przyszło coś do głowy.— I proszę posłać kogoś po Uzdrawiaczkę Tashę.Niech do nas dołączy w komnatach księżnej.Ruszył za służącym przez labirynt pałacowych korytarzy.— Mam znów wejść na pokład z tobą i twoją zwariowaną załogą? Jak to kiedyś określiłaś? „Może jestem szalony, ale nie głupi”?Maurynna wybuchnęła śmiechem na widok miny barda.— Otterze, zapewniam cię, że będziemy mieć wspaniałą pogodę.Przysięgam.Jeśli nie, to wcale nie wypłyniemy, zgoda?Bard skrzyżował ręce na piersi.— Nie.— Ależ musisz z nami popłynąć! Bez ciebie nie będzie zabawy.Otter parsknął drwiąco.— Też coś! Jakby w ogóle obchodziła cię moja obecność, od kiedy jesteś z Lindenem.Miała nadzieję, że nie zaczerwieniła się zbyt mocno.— Książę Rann będzie rozczarowany.Linden mówił mi, że strasznie się ucieszył na wieść, że przypływasz do Casny i że mu pośpiewasz.Zauważyła, że po tym apelu do zawodowej dumy bard zaczyna się wahać.W końcu powiedział:— Niech będzie.Ale tylko dlatego, że nie chcę sprawić zawodu dziecku.Linden skubał placek posypany nasionami i uprzejmie milczał.Chciał dać kobietom czas na rozważenie jego propozycji.Księżna Alinya i Uzdrawiaczka Tasha siedziały głowa przy głowie i naradzały się cicho.Starał się nie podsłuchiwać, co nie było łatwe przy jego wyjątkowo czułym słuchu.Początkowo miały wątpliwości.Potem złowił uchem: „Słońce dobrze mu zrobi”.Alinya zastanawiała się, ale nie wyglądała na przekonaną.„Morskie powietrze” też nie rozwiało jej obaw.Linden zaczął się denerwować.A jeśli księżna się nie zgodzi? Mógł wprawdzie wykorzystać swoją władzę i obejść jej zakaz, ale nie byłoby to dyplomatyczne.W końcu Tasha szepnęła coś, co zakończyło dyskusję.— A zatem dobrze — odpowiedziała Alinya.— Ale tylko pod tym warunkiem.I niech to będzie niespodzianka, bo inaczej biedne dziecko rozchoruje się z podniecenia.Obie kobiety odwróciły się do Lindena.— Lordzie Smoku, uznałyśmy, że to będzie bardzo korzystne dla księcia Ranna — oznajmiła Uzdrawiaczka.— Ale pod jednym warunkiem: ja też popłynę.Bogom niech będą dzięki!— Nawet gdybyś o tym nie wspomniała, nalegałbym — odparł Linden.Maylin przystanęła na rogu ulicy.Musiała sobie przypomnieć, co ma jeszcze kupić.Wciąż się jej zdawało, że to tylko jakiś szalony sen; Lord Smok i osierocony książę.Co za historia!Prawie skończyła zakupy.Zajrzała do koszyka.Większość rzeczy dostarczą jej do domu wieczorem w przeddzień pikniku.Teraz miała ze sobą tylko to, co wolała wybrać osobiście, bo nikomu innemu nie ufała: dwa garnuszki miodu z olejkiem cytrynowym i różanym — znakomitego do chleba; małą głowę białego cukru; całą gałkę muszkatołową; wreszcie pergaminowe torebki cynamonu, goździków, pieprzu i szafranu.Skrzywiła się na myśl, ile kosztowały dwie ostatnie.Wprawdzie wytargowała u kupca korzennego obniżkę ceny, ale znajomość handlu podpowiadała jej, że to i tak zdzierstwo.Chociaż przecież nie wydała własnych pieniędzy, lecz Lindena.Linden.Dziwnie się czuła, mówiąc do niego po imieniu, nawet w myślach.Znów zajrzała do koszyka.Wystarczy miejsca na jeszcze jedną, ostatnią rzecz.Ale co to miało być.?— Maylin!Rozejrzała się na dźwięk głosu kuzynki.Bez trudu dostrzegła Maurynnę w tłumie przechodniów, w większości niskich Cassorijczyków.— Rozmawiałaś już z załogą? — zawołała, kiedy wysoka dziewczyna zbliżyła się trochę.— Tak — odrzekła Maurynna, gdy po chwili znalazła się przy niej.— Nie mogą się doczekać.Każdy chce płynąć.Nie zdradziłam im zbyt wiele, bo zaraz rozeszłoby się to po tawernach i mielibyśmy w porcie całą Casnę.Cieszę się, że cię spotkałam.Jeżeli już skończyłaś zakupy, możemy razem wrócić do domu.Tylko po drodze muszę wstąpić do Almereda i przekazać pozdrowienia od rodziny.Maylin nagle strzeliła palcami.— Już wiem! Kandyzowany imbir.Maurynna podrapała się w głowę.— Kandyzowany.?— Nieważne.Zapomniałam, że jesteśmy blisko dzielnicy assantikańskiej.Almered ma kandyzowany imbir.— Maylin przełożyła koszyk do drugiej ręki.— I chętnie obejrzę jego jedwabie.U niego są najlepsze.Mama obiecała Kelli, że dostanie swoją pierwszą jedwabną sukienkę na Święto Zimy, jeśli podróż ojca się powiedzie.Chodźmy.— Mówisz, że zachowuje się tak, jakby tamtej rozmowy w ogóle nie było? — zapytał Althume, wkładając łańcuch z ametystem na szyję Peridaena.— Dokładnie.Ilekroć o tym wspomnę, udaje, że nie słyszy — poskarżył się książę i zmarszczył brwi.— Kiedyś już tak było, ale nie do tego stopnia.Boję się o nią, Kas.Althume zastanowił się.— To dziwne, ale.widziałem już przedtem takie przypadki.Nie zmuszaj jej, by przyjęła to do wiadomości.Tak będzie lepiej.Peridaen poprawił klejnot i westchnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]