[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cisza.Podszedł powoli.Skurcz ściskał mu gardło.Rozchylił firanki i spojrzał.Na purpurowo–złocistej kapie leżała Grace Mapleton.W jej szeroko otwartych oczach nie było przerażenia.Patrzyły spokojnie, nawet bez zdumienia.A w białej sukni, tuż pod lewą piersią tkwiło szerokie ostrze ogromnego, obosiecznego miecza rycerskiego, wbite tak głęboko i z tak straszliwą siłą, że musiało utkwić w deskach łoża i sprawiło, że to piękne ciało spoczywało jak olbrzymia biała ćma przebita gigantyczną szpilką.Suknia i łoże przesiąknięte były krwią.Joe oderwał spojrzenie od martwej dziewczyny i przeciągnął ręką po czole.— Spokojnie… — powiedział szeptem — uspokój się, na miłość boską!Potrząsnął głową i rozejrzał się.Nie zasnę… Będę czekała…Odetchnął głęboko.Cofnął się i obszedł łoże.To była niemal świeża świeca.Zdmuchnięty ogarek poprzedniej leżał na stoliku obok kartki i ołówka.Joe pochylił się i spojrzał na ostatni zapis:„Miss Ormsby… 10.59…”A wcześniej: pan Alex… 9.05…pan Kedge… 9.51…pan Parker… 10.35Spojrzał na zegarek.11.50.Za dziesięć minut wybije północ.Cofnął się ostrożnie, spojrzał raz jeszcze na łoże i w nieruchome, otwarte oczy.To było niemożliwe, ten straszliwy, olbrzymi miecz jak krzyż o krótkich ramionach, stojący na grobie.Przymknął oczy.Myśli pędziły jak obłąkane.Tak, to było niemożliwe… Niemożliwe? A przecież stało się.Oczywiście, pozostawało bardzo proste rozwiązanie.Jeżeli…Cofnął się i ruszył ku drzwiom.Uniósł makatę starając się nie dotykać drzwi i wyszedł do jasno oświetlonej sali bibliotecznej.Po chwili zatrzymał się i prędko zawrócił.Znów obszedł łoże, pochylił się i zdmuchnął świecę.Ostrożnie, po omacku powrócił do drzwi.Kiedy stanął na progu jadalni, wszystkie głowy zwróciły się ku niemu.Pani Wardell siedziała na kanapie.Najwyraźniej zastrzyk przywrócił jej nieco sił.Nie wchodząc Joe odszukał oczyma Parkera.— Proszę państwa… zdarzył się wypadek — powiedział starając się mówić jak najswobodniej.— Czy mogę cię prosić, Ben? Parker zerwał się z krzesła.— Za chwilę wrócimy, a do tego czasu, bardzo proszę wszystkich o pozostanie tutaj.Niech nikt z państwa nie opuszcza tego pokoju pod żadnym pozorem — Alex rozłożył przepraszająco ręce.Parker wyszedł pierwszy wyminąwszy go w progu, a Joe cicho zamknął drzwi i ruszył ku schodom prowadzącym na piętro.— Co się stało?— Grace Mapleton nie żyje.— Jak umarła?Byli już na podeście schodów.Nie odpowiadając, Joe zapytał go:— Czy wziąłeś z sobą broń?— Tak — Parker skinął głową.— Sam nie wiem dlaczego, ale wrzuciłem pistolet do walizki.Powiedz, na miłość boską, co się stało?— Została zamordowana i to w taki sposób, że nikt z tych ludzi, którzy są teraz tam na dole, nie mógł jej zabić.Morderca musi być w zamku, ale nie jest jednym z nich.Dlatego kazałem im zaczekać w jadalni.Razem są mniej narażeni.Parker otworzył drzwi swojego pokoju, uniósł wieko stojącej pod ścianą walizki i zagłębił dłoń pod równo ułożonymi koszulami.Wyciągnął pistolet, sprawdził magazynek i wyszli.Będę czekała… Tak, to jedno było pewne.Będzie czekała, póki nie wyniosą jej, żeby oddać to wspaniałe, zimne ciało na sekcję.Takie są obyczaje, których trzeba przestrzegać, gdy człowiek ginie z ręki innego człowieka.XIXLecz jednak ktoś ją zabił…Stanęli przed opuszczoną makatą i Joe uniósł ją ostrożnie.Drzwi nadal były uchylone, a za nimi rozpościerał się gęsty półmrok.Mając za sobą Parkera, Alex stanął na progu i zaczął po omacku przesuwać ręką poza framugą.— Musi tu być chyba światło elektryczne… — powiedział półgłosem — wcześniej paliła się świeca, ale zgasiłem ją.Później powiem ci, dlaczego…Natrafił palcami na guzik przełącznika i wcisnął go.Pod sufitem zabłysła odwrócona mleczna ampla uczepiona trzema złocistymi łańcuszkami do haka w stropie.Pokój był niemal pusty.Przed łożem, na grubych, dębowych deskach podłogi, leżał nieco wytarty, stary perski dywan.To było wszystko.— Ona jest tam… — powiedział Alex nie podnosząc głosu.Podeszli.Uniósł rękę i odsunął ciężką tkaninę firanki.Parker nie poruszył się.Joe uniósł drugą rękę i rozsunął firanki na tyle, na ile to było możliwe.Spojrzenie Parkera przesunęło się po nieruchomym, leżącym na wznak ciele, a później powędrowało w górę wzdłuż ostrza miecza i zatrzymało się na długiej rękojeści ciasno okręconej srebrnym, poczerniałym drutem.— Za czasów rycerza De Vere nie był już w użyciu… — powiedział Alex.— Używano go w walkach pieszych… wymagał wielkiej siły fizycznej.— Wiem… — Parker spojrzał na leżącą dziewczynę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl