[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A Hulda? Gdyby dowiedziała się o spisku, zniszczyłaby króla i Zmorę So-kołów.Najpierw pozbyłaby się Zmiennolicego, a chwilę pózniej An deshy.Niepotrzebowała go: miała swą moc i nie bała się jej użyć.A poza tym była równiewstrętna jak jej były uczeń.Ostatnią możliwością, nawet nie chciał jej dopuścić do siebie, było ujawnieniesię przed Zmorą Sokołów i dobicie z nim targu.To na niego nałożono zaklęciaprzymusu, nie na An deshę; ten mógł swobodnie wykonywać instrukcje bestiii uwolnić ich obu.Co otrzymałby w zamian? Wolność Zmory Sokołów i to, co już miał: kącikw jego umyśle.Stałby się taki sam, jak adept.Musiałby przymknąć oko na wszyst-kie poczynania Mornelithe a, aby tylko pozostać przy życiu.Zdradziłby pamięćtych, którzy zostali zabici.An desha wątpił, czy Zmora Sokołów byłby zaintere-sowany taką propozycją.75Nie należało paktować z nikim z tej trójki. Muszę słuchać awatar.To im chcępomóc.Jest to jedyny przyzwoity plan.Mądry wybór, mały. An desha usłyszał głos Tre valena, tak głośny i czysty,że rozejrzał się po pokoju, poszukując go.Nikogo nie zobaczył: Tre valen i Ju-trzenka nie pokazywali się, ponieważ fizyczna manifestacja ich osób mogła zostaćwykryta. Niech Zmora Sokołów śpi.Spotkamy się na księżycowych ścieżkach,gdzie nikt nas nie podsłucha ani nie podpatrzy.An desha z ulgą skupił się na kierunku, który wskazał mu Tre valen: na środkupustki.Przez chwilę kręciło mu się w głowie.Miał wrażenie, że jednocześniespada i leci, a potem, w mgnieniu oka, znalazł się w świecie z mgły i białegopiasku.Tre valen i Jutrzenka już tam byli.Wyglądali zwyczajnie, choć roztaczali wo-kół siebie delikatną poświatę.Dla An deshy widok Tre valena, młodego szamana,był jak widok starego znajomego.Natomiast piękna Jutrzenka wydawała się takegzotyczna; odziana była w dziwną szatę, a jej uśmiech i mrugnięcie przywodziłyna myśl zwiadowców Shin a in.Dobrze się czuł w towarzystwie Tre valena i Ju-trzenki.dopóki nie patrzył im prosto w oczy: czarne jak nocne, rozgwieżdżoneniebo, oczy pozbawione tęczówek i zrenic.Oczy Wojowniczki.jedyny znak, żedo Niej należeli.Drżał na ich widok i przypominał sobie, że oni nie są już ludzmi.Unikał więc ich spojrzeń.Spuszczał wzrok na swe zaciśnięte dłonie, gdy spo-tykali się na księżycowych ścieżkach.Tutaj jego ciało wyglądało tak, jak w dniu,gdy opuścił swój klan. Damy ci nową lekcję powiedział Tre valen. Nauczysz się kontrolo-wać ciało Zmory Sokołów, tak żebyś mógł się poruszać, nie budząc go.Poczuł, jak Jutrzenka kładzie mu dłoń na umyśle, i przyswoił sobie ich lek-cję.Zdołał się uśmiechnąć w podzięce.Powtórzył sobie parokrotnie nowy materiał, aby w przyszłości nie popełnićżadnego błędu; dar ułatwi mu życie.Zmora Sokołów budził się, gdy jego ciałoczegoś potrzebowało, i An desha musiał szybko zmykać do swej kryjówki: terazbędzie mógł uciszyć te potrzeby.Na księżycowe ścieżki wybierał się tylko wtedy,gdy adept spał bardzo mocno. Bądz cierpliwy rzekł współczująco Tre valen. Wiemy, że znalezienie szybkiego sposobu na pozbycie się bestii jest kuszą-ce.Ale nasza droga, choć nie najkrótsza, może cię zaprowadzić do celu.To tylkopropozycja.Wiem, o czym myślałeś: żadna z tych osób nie jest warta wsparciaani wchodzenia z nią w układy, które przyniosłyby ci tylko upokorzenie.Zwiesił głowę, zakłopotany i zawstydzony. Jeśli będziesz bardzo, bardzo ostrożny podjęła Jutrzenka umożliwi-my ci oszukanie ich wszystkich.Ona wie; ona ufa twemu sercu.Pamiętaj o Czar-nych Jezdzcach.Skinął głową. Zaprzysiężeni rzadko pudłują; Kal enedral nigdy mówiło76przysłowie równie stare jak Zaprzysiężeni.Jednak strzelając do Zmory Sokołów,spudłowali i zostawili ciało przy życiu.Pózniej przybyli Czarni Jezdzcy z poda-runkami, które były znakami dla An deshy: otrzymał czarnego konika i czarnypierścień, noszony przez tych, którzy zaprzysięgli służbę wszystkim czterem twa-rzom Bogini.An desha wiedział, że gdy patrzyło się pod światło, czarny pierścieńrozbłyskał kolorami czterech żywiołów.Teraz przybyli mu z pomocą Tre valen i Jutrzenka.Nie kłamali; chcieli mu pomóc.Bogini życzyła sobie, aby żył.Nie może gopokonać ani strach, ani Zmora Sokołów.Musi pomóc tym, którzy bronią dobra,honoru i porządku tego świata.Nawet. Nawet, jeśli będę musiał poświęcić wolność i życie.Istniały rzeczy gorsze od śmierci, wiedział o tym.Gdyby myślał tylko o sobie,zamiast powstrzymać adepta, upodliłby się. Stary An desha nigdy by do tegonie dopuścił.Stary.Nagle poczuł ciężar lat, ogarnęło go zmęczenie i przerażenie.Zwiecące dłonie dotknęły jego rąk.Awatary stały obok niego; ciepło ich doty-ku dawało pocieszenie, a przyjazń radowała serce. Dziękuję, An desho powiedział Tre valen.An desha wiedział, że sza-man zna wszystkie jego rozterki i jest zadowolony z podjętej przez niego decyzji.Niezależnie od tego, co czas przyniesie, Jej wybrani byli przy nim. Nie mieliśmy zamiaru niczego ci narzucać odezwała się Jutrzenka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]