[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wziął głęboki oddech.To, co miał do powiedzenia, nie przychodziło łatwo i wy­magało umiejętności zajrzenia w głąb własnej duszy.- Nie umiem odmienić przeszłości, ojcze, ale mogę lepiej po­prowadzić pewne sprawy w przyszłości.Byliście bardzo.wyrozumiali.jeśli idzie o mój związek ze Stefenem.Jednakże jeśli tylko poprawi wam to samopoczucie, dopilnuję, abyśmy.nie widywali się często.W ten sposób nikt w Przystani nie będzie wam docinał z powodu tego, kim jestem.Withen zarumienił się i spuścił oczy.- To.to bardzo miło z twojej strony, synu.Ale nie chcę, abyś to robił.Vanyel ze zdziwienia zagryzł usta.- Nie chcesz? Ale.- Jesteś moim synem.Starałem się dopilnować, abyś nauczył się wszystkiego, co ważne.Honoru.Uczciwości.Tego, że istnieją rzeczy ważniejsze od ciebie samego.Wy­daje mi się, że żyłeś dotąd w zgodzie z tymi zasadami.- Swoim grubym palcem wskazującym Withen obrysowywał słoje w blacie stołu.- Zawiodłeś mnie tylko w jednej dziedzinie i.sam nie wiem, Van, ale.to przestaje być aż tak ważne, kiedy rzucić to na szalę ze wszystkim, czego dokonałeś.Jakoś nie widzę, dlaczego miałbym być szczę­śliwszy, gdybyś wdał się w Mekeala.Być może czułbym się gorzej.Dwaj durnie w rodzinie chyba wystarczą.Withen uniósł oczy na moment, po czym znów spuścił je.- W każdym razie, chcę powiedzieć, że.że cię kocham, synu.Jestem z ciebie dumny.Ten młodziak, Stefen, to do­broduszny chłopak i chciałbym uważać go za członka rodziny.To znaczy, jeśli tylko z nami wytrzyma.Potrafię zrozumieć, dlaczego go lubisz.- Withen jeszcze raz uniósł wzrok, na­potkał spojrzenie Vanyela i zdobył się na blady uśmiech.- Oczywiście przyznaję, że czułbym się o wiele bardziej szczę­śliwy, gdyby był dziewczyną, ale niestety.W końcu jesteś do niego przywiązany i każdy dureń by zauważył, że on do ciebie też.Nigdy się nie popisywałeś.- Withen zarumienił się i znów odwrócił oczy.- I nie zauważyłem, żebyś teraz zaczął.Więc.ty i Stef zostańcie tak, jak jesteście.Po tych wszystkich latach, zdaje mi się, że w końcu zaczynam się godzić z tą myślą.Vanyel poczuł pieczenie w oczach i przetarł je wierz­chem dłoni.- Ojcze.nie wiem, co powiedzieć.- Jeśli tylko wybaczysz mi wszystkie krzywdy, jakie ci wyrządziłem, ja wybaczę tobie - odparł Withen, Odsu­nął się z krzesłem od stołu i wyciągnął ramiona.- Nie obejmowałem cię odkąd miałeś pięć lat.Chciałbym teraz nadrobić zaległości.- Ojcze.Vanyel wstając wywrócił ławkę i z mgłą w oczach, po­tykając się, obszedł stół do Withena.- Ojcze.- szepnął, wpadając w jego niezgrabny uścisk.- Och, ojcze - powiedział z głową na jego mu­skularnym ramieniu.- Gdybyś tylko wiedział, ile to dla mnie znaczy.Tak bardzo cię kocham.Nigdy nie chciałem cię zranić.Ramiona Withena zamknęły się wokół niego.- Ja też cię kocham, synu - powiedział, jąkając się.- Nie możesz zmienić tego, kim jesteś, tak jak ja nie mogę poradzić nic na to, że jestem tym, kim jestem.Ale nie możemy dłużej pozwalać, żeby ta sprawa stała między nami, prawda?- Nie, ojcze - odrzekł Vanyel i rana w jego sercu wreszcie się zagoiła.- Nie, nie możemy.rozdział trzynastyZwyczajnie Stefen byłby zafascynowany pracami polo­wymi - urodził się i wychował w mieście, więc chłopi przy żniwach stanowili dla niego widok równie obcy i inte­resujący jak biegli z Tayledras.Ale niestety Vanyel znów pogrążył się w swych rozmyślaniach i Stef ostatecznie po­stanowił wybadać przyczynę tej zadumy.Droga była raczej wolna od podróżujących.Żniwa dopiero się zaczynały i nikt nie woził jeszcze nic na handel.Ruch, jak powiedziała Stefenowi Savil, zacznie się dopiero za ty­dzień i wtedy trakt będzie zatłoczony wozami.Tymczasem teraz nastała idealna pora na podróżowanie - jeśli tylko nie przeszkadza komuś letni upał i pył dróg.Stefenowi nie przeszkadzał.Ale za to przeszkadzało mu to, że Van nieustannie zadręcza się jakąś skrywaną rozterką, przyprawiając obie ich głowy o spory ból.Wyglądało na to, że tylko Stefen może powiedzieć lub zrobić coś, co przełamie kryzys.- Coś cię gnębi? - zagadnął, gdy znajdowali się w odległości zaledwie jednej miarki świecy od Przystani.- To cię gnębi już od dwóch dni.Spiął Melodię, by zrównała się z Yfandes, która celowo cały czas troszkę się ociągała.Vanyel zaciął usta i odwrócił oczy.- Nie spodoba ci się to - odrzekł w końcu.Stefen trzasnął nieznośną końską muchę.- To, że się zadręczasz, też mi się nie podoba - oznaj­mił.- Wolę, żebyś to z siebie wyrzucił i dał sobie spokój.Przez ciebie pęka mi głowa.Łypnął okiem na Savil jadącą po prawej stronie Vanyela, z nadzieją, że ta podchwyci jego uwagę.Savil popatrzyła na niego spod uniesionych brwi, po czym wstrzymała Kel­lan, pozostając coraz dalej i dalej w tyle, tak że w końcu nie mogła już ich słyszeć.“Co to da, skoro ona i tak umie czytać w myślach.- pomyślał Stef i zaraz się skarcił.- Och, nie zapuszczałaby się w cudze myśli, gdyby coś jej do tego nie zmusiło.He­roldowie nie robią ludziom takich rzeczy, nawet Vanyel nie wnika w mój umysł, jeśli go najpierw o to nie poproszę.Muszę się przyzwyczaić do tego, że wprawdzie heroldowie mają pewne możliwości, ale nie zawsze je wykorzystują.”- Chodzi o ciebie - powiedział Van cicho, gdy Savil wycofała się dyskretnie o dwadzieścia kroków.- Boję się o ciebie, Stef.Z tego samego powodu bałem się o swoich rodziców.- Osłonił oczy przed oślepiającym słońcem nad ich głowami i wybiegł wzrokiem na pola pełne ludzi koszących siano.Stef wyczuł, że widoki wcale go nie inte­resują.- Mam wroga, który nie chce bezpośredniej kon­frontacji, dlatego będzie mnie atakował przez innych.Gdy się rozniesie, że ty i ja jesteśmy kochankami, nie będzie miał skrupułów, żeby uderzyć w ciebie.“Bogowie.A ja się bałem, że go czymś obraziłem albo przestraszyłem.On jest taki.dziewiczy.Sam Kernos wie, że mnie do tego daleko.”- Ach - westchnął Stefen z ulgą.- Miałem nad­zieję, że to coś w tym rodzaju, a nie że.zdenerwowałem cię czy co innego.Vanyel odwrócił się do niego z wyrazem kompletnego zaskoczenia.- Stef, dopiero co posmakowałeś, jak to jest być czy­imś celem! Jak możesz, ot tak przechodzić nad tym do po­rządku dziennego?- Nie przechodzę nad tym do porządku dziennego, ale w takim razie skoro Przystań nie jest bezpiecznym miejscem, dlaczego sprowadzasz tam swoich rodziców? - zauważył Stefen z bezlitosną logiką.- Myślałem, że cała idea tej prze­prowadzki opiera się właśnie na tym, że tam jest bezpiecznie.Vanyel odwrócił od niego wzrok, spoglądając w dal, na drogę.“Nic z tego, kochaneczku.Nigdy się mnie nie pozbę­dziesz.” Stefen postanowił, że odeprze każdy argument, jaki podsunie mu Vanyel, wykorzystał więc jego milczenie jako pretekst do zachwycenia się jego profilem, sposobem, w jaki jego długie, mocne dłonie spoczywały na łęku siodła, i ide­alną równowagą, jaką zachowywał w siodle.- Jest bezpieczniej - powiedział Van po przeciąga­jącej się ciszy.- To nie znaczy, że jest bezpiecznie.Nie chcę, żeby ci się stała krzywda.- Ja też nie chcę, żeby mi się stała krzywda - żach­nął się Stefen i wybuchnął śmiechem.- Ciągle ci się wy­daje, że jestem jak herold, że sam będę szukał guza, tak jak ty.Słuchaj, Van, nie jestem bohaterem! Przysięgam, bardzo wysoko sobie cenię moją skórę! Bardowie mają śpiewać o bohaterach, a nie naśladować ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl