[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niezłe życie wiodłem tutaj, jeśli wszystko, co mam, mie­ści się w czterech tłumokach.Wstał powoli, wyczerpany, ale zbyt zmęczony, by za­snąć.Zdmuchnął wszystkie świece, z wyjątkiem tej przy łóżku, zrzucił szlafrok, upchnął go w ostatnim tłumoku i wdrapał się na łóżko.Nie miał jednak odwagi zgasić ostatniej świecy.Dopóki w pokoju było jasno, udawało mu się powstrzymywać łzy, ale ciemność uwolniłaby je.Leżał nieruchomo, tak długo wpatrując się w światło świecy migoczące na ukośnym suficie, aż oczy znów zaczę­ły go piec.Wszyscy bracia i wychowankowie dzielili ze sobą poko­je.Mekeal mieszkał w jednym pokoju z Vanyelem do czasu, kiedy jego starszy brat złamał rękę.Wtedy to Mekeal został przeniesiony na dół, a fakt, że po powrocie do zdrowia, Vanyel wciąż mieszkał w ich dawnym pokoju, nie sprawił mu bynajmniej przykrości.Tymczasem więc Mekeal miał cały nowy pokój dla sie­bie, co pozwoliło mu dojść do wniosku, że wcale nie lubi mieszkać sam.Lubił towarzystwo.Teraz jednakże - co najmniej od późnej wiosny - dzielił swój pokój z Joserlinem.Był z tego zadowolony.Jos to już niemal dorosły.Me­keal powitał jego przeprowadzkę z wielkim podnieceniem, cieszył się jego towarzystwem i był bardzo dumny z tego, że Jos traktuje go jak równego sobie.Jos rozmawiał z nim i choć mówił niewiele, kiedy się odzywał, warto było go posłuchać.Dziś wieczorem jednak Joserlin powiedział już wszystko, co miał do powiedzenia - tak przynajmniej myślał Mekeal.Dlatego poczuł się troszkę zaskoczony, gdy zaraz po zga­szeniu świec, usłyszał mącący ciszę głos Josa.- Mekealu, dlaczego wy, młodzi, jesteście tacy niedo­brzy dla swojego brata?Mekeal nie musiał pytać, o którego brata chodzi, było to dość jasne.Ale.“niedobrzy dla niego”? Jak można było być dobrym dla kogoś, kto myśli tylko o sobie?- Bo to jest.wstrętny typ - odparł Mekeal oburzo­ny.- To mięczak, dzieciak, tchórz, a jedyną rzeczą, któ­ra go obchodzi, jest jego własna osoba! Jest zupełnie taki sam jak matka.To ona zrobiła z niego swojego pupilka i nieroba.- Ach tak.naprawdę? A co sprawia, że jesteś tak pew­ny tego “nieroba”?- Ojciec tak mówi, i Jervis.- Bo Vanyel nie pozwala się Jervisowi stłuc na kwaśne jabłko - parsknął z obrzydzeniem Joserlin.- Nie po­wiem, żebym go za to winił.Gdybym był zbudowany tak jak on i miał na karku takiego Jervisa, to sam na pewno znalazłbym jakąś kryjówkę.Uciekłbym do Przystani, nie dając Jervisowi okazji do przetrącenia mi gnatów.Mekeal, wstrząśnięty, otworzył usta w zdumieniu i prze­wrócił się w łóżku, kierując twarz w stronę ciemnej, zwa­listej sylwetki Joserlina.- Ale.ale.Jervis jest fechtmistrzem! - Jest pokracznym prostakiem - uciął kategorycznie Jos.- Zapominasz Mekealu, że wychowywał mnie lord Kedrik i ćwiczyłem pod okiem prawdziwego fechtmistrza, mistrza Orsera, a on jest bardzo dobry.Jervis byłby zwy­kłym wojem, gdyby nie to, że jest starym przyjacielem two­jego ojca.Nie zasługuje na to, aby być fechtmistrzem.O nieba, Mekealu, on się rzuca na najsłabszych z was, jak gdybyście byli w jego wieku, mieli jego posturę i jego do­świadczenie! Nigdy nie zatrzymuje swych ciosów, nie kwa­pi się pokazać wam, jak je przyjmować, musicie sami do tego dochodzić.W dodatku zna tylko jeden styl - Świętą Księgę! - Ale.- Mówię ci, żaden z niego wielki mistrz.Na mój rozum, on wcale nie jest mistrzem.Będąc na miejscu Vanyela, prędzej bym się otruł, niźli pozwolił temu łobuzowi znów się do mnie dobrać! Słyszałem, co się stało na wiosnę, jak zaatakował Vanyela, sześć razy powalił go z nóg i pogru­chotał ramię.- Ale on oszukiwał! - zaprotestował Mekeal.- Nieprawda.Radevel mówił mi, co wydarzyło się w rzeczywistości, zanim jeszcze ten zabijaka zdołał was wszystkich przekonać, że nie widzieliście, jak masakrował Vanyela, bo ten go przechytrzył.Nie było to nic innego jak zwykłe znęcanie się nad słabszym.Gdyby mój poprzedni fechtmistrz potraktował w ten sposób któregoś ze swych uczniów, to lord Kedrik osobiście zrzuciłby go z samego szczytu wieży!Mekeal nie dowierzał własnym uszom.- Ależ.- protestował.- Ależ ojciec.- Twój ojciec jest przeklętym tchórzem - uciął Joserlin.- I nie będę cię przepraszał za to, że tak powie­działem.Jest kompletnym głupcem, trzymając Jervisa jako fechtmistrza i skończonym durniem, traktując małego Va­nyela w ten sposób.Za każdym razem, kiedy na niego na­pada, sam prosi się o nauczkę.Nikt inny, tylko on sam jest winien zachowania Vanyela, bo ten robi wszystko, żeby mu dokuczyć.Zapamiętaj moje słowa.Widziałem już coś takie­go, tyle że tam sytuacja była odwrotna.Działo się to w są­siedztwie miejsca, gdzie mieszkałem będąc w twoim wieku, u starej lady Cedrys, w Zamku Dzikiej Róży.Stara lady Cedrys była uczona i nic innego nie sprawiało jej przyje­mności, tylko widok jej najstarszego syna tkwiącego dzień i noc z nosem w książkach.Ale ten najstarszy syn był po­dobny do ciebie, zwariowany na punkcie Gwardii.Im bar­dziej Cedrys przymuszała go do ślęczenia nad książkami, tym częściej Liaven przychodził do naszego fechtmistrza, aż pewnego dnia uciekł i zaciągnął się do zwykłego oddziału najemników.Jego matka nie zobaczyła go już nigdy więcej.- Ależ.Jos.widziałeś, jak Vanyel patrzy na nas z góry.Jak gdyby był Królem Bogów albo kimś w tym rodzaju.Ciągle zadziera nosa.- Aha - odparł Joserlin.- Nie przeczę.Ale czę­ściowo jest to wina lady Tressy, która go tak rozpieścił Vanyel jest małą arogancką glistą i z pewnością uważa się za najpiękniejszego chłopca w całym zaniku.Nie pozwala nikomu o tym zapominać.Nie mogę jednakże powstrzymać się od myśli o tym, jak dalece to całe zadzieranie nosa spo­wodowane jest waszymi wysiłkami, aby zmieszać go z bło­tem.Co ty na to?Mekeal nie potrafił nic odpowiedzieć.Mógłbym uciec - pomyślał Vanyel.Był już wręcz oszołomiony zmęczeniem, sen jednak wciąż nie przycho­dził.Sądzę, że mógłbym uciec.Zagryzł wargi aż do krwi.Co mógłbym ze sobą zrobić, gdybym uciekł? Poszedłbym do świątyni? O bogowie, nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl