[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziwił się, dlaczego płynie sobie w całkowitych ciemnościach, skoro miał się spotkać z księciem Krondoru.Nie mógł jednak odnaleźć swoich wyjściowych butów, a Mistrz Ceremonii DeLacy nie wpuści go przecież na pokoje pałacowe w starych.Otworzył oczy.Tuż nad sobą ujrzał starą, pomarszczoną twarz.Bezzębny uśmiech powitał jego powrót do przytomności.– No, no.– powiedział stary, chichocząc radośnie.– Wygląda na to, że nareszcie jesteś z nami.Przez te wszystkie lata widziałem, jak kanałami spływają różne rzeczy, różne różniste, ha, ha.Nigdy jednak nie myślałem, że wyrzucą do ścieku królewskiego kata, o nie.ha, ha.– Zaniósł się wesołym śmiechem.W tańczącym niespokojnie świetle świecy ruchliwa twarz wyglądała groteskowo.Jimmy przez dłuższą chwilę nie był w stanie zrozumieć, o czym staruch gada, aż przypomniał sobie o kapturze, który miał na głowie.Stary musiał go zdjąć.– Kto?– Nazywają mnie Tolly, młodzieńcze, zwany Jimmy Rączka.– Znowu chichot.– Musiałeś zabrnąć w nie lada kłopoty, skoro wpadłeś w takie gówienko.– Jak długo tu jestem?– Dziesięć, piętnaście minut.Usłyszałem chlapaninę i pofatygowałem się, żeby sprawdzić co i jak.No i proszę – znalazłem cię, jak sobie spływałeś spokojniutko do morza.Myślałem, żeś trup.Wyciągnąłem cię na bok, żeby sprawdzić, czy nie znajdę jakiego złota, albo co.Myślałem, że tego drugiego rozerwie na strzępy, tak się wściekał, że nie może cię znaleźć.– Kolejna fala starczego rechotu.– Jak nic znalazłby cię, gdybyś został w wodzie, ale ja zaciągnąłem cię do mojej maleńkiej kryjóweczki, bocznego tunelu.Siedziałem w ciemności, aż sobie poszedł na dobre.Znalazłem to – powiedział, zwracając Jimmy'emu sakiewkę.– Możesz ją zatrzymać.Ocaliłeś mi życie.i jeszcze więcej.Gdzie jest najbliższe wyjście na ulicę? Stary pomógł mu dźwignąć się na nogi.– Znajdziesz schody do podziemi farbiarni Teecha.Jest opuszczona.Pamiętasz, gdzie to jest? W Alei Smrodów.– Jimmy kiwnął głową.W rzeczywistości ulica nazywała się Collington, lecz z powodu ulokowanych przy niej licznych farbiarni, rzeźni i garbami mieszkańcy Dzielnicy Biedoty nazywali ją potocznie Aleją Smrodów.– Co prawda opuściłeś nasz cech, Jimmy, ale ten i ów szepnął mi słówko, że możesz się kręcić po okolicy.Pamiętaj, że hasło na dziś brzmi „zięba”.Nie wiem, z kim tam walczyłeś, ale w ciągu ostatnich trzech dni kręciły się tutaj jakieś bardzo dziwne typy.Sprawy nabrały chyba żywszego tempa.Jimmy zdał sobie sprawę, że ten prosty śmieciarz w pełni ufał wyżej postawionym Prześmiewcom i miał nadzieję, że zajmą się skutecznie intruzami na jego terenie.– Tak, w ciągu najbliższych dni zajmiemy się nimi – uspokoił go.Zamilkł i zastanawiał się przez chwilę.– Słuchaj, Tolly, w sakiewce jest ponad trzydzieści sztuk złota.Odszukaj Szybkiego Alvarny i powiedz mu, że jest tak, jak podejrzewał, i że mój pan zadziała natychmiast.Jestem tego pewien.Weź całe złoto i zabaw się później porządnie przez parę dni.Zgoda?Staruch zezował na niego, szczerząc w uśmiechu bezzębne usta.– To znaczy, trzymaj się przez kilka dni z daleka? Zgadza się? Nie ma sprawy, mogę poświęcić dzień czy dwa, przepijając twoje złoto.Wystarczy tyle?– Tak, za dwa dni powinno być po wszystkim.– Stary ruszył w kierunku tunelu prowadzącego do wyjścia na ulicę.– Tak czy inaczej będzie po wszystkim – dorzucił Jimmy cichszym głosem.Rozejrzał się w gęstym mroku i stwierdził, że został zaciągnięty z powrotem do miejsca, gdzie spotkał Nocne Jastrzębie po raz pierwszy.Wyciągnął przed siebie rękę, wskazując skrzyżowanie kanałów.– Czy jest tam metalowa drabinka?– Trzy, nadające się do użytku – odpowiedział stary, pokazując kolejne tunele.– Tolly, dzięki jeszcze raz.A teraz nie zwlekaj i zanieś migiem wiadomość do Alvarny'ego.Stary poczłapał żywo, znikając w głębi szerokiego tunelu.Jimmy zabrał się do oględzin najbliższej drabinki.Była zardzewiała i niebezpieczna.Podobnie druga.Trzecia jednak była niedawno reperowana i mocno przytwierdzona do kamieni.Wdrapał się po cichu na samą górę i zbadał uważnie klapę zamykającą wlot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]