[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Syndil rzuciła Barackowi ostre spojrzenie, jej ciało zesztywniało z gniewu, oczyzabłysły.- Nie masz prawa dyktować, co mam robić ani dokąd iść.Jak już zauważyłeś, nie jesteśmoim bratem.Darius, nasz przywódca, nic nie wspominał na temat tego, że muszę zostać ioglądać, jak zabawiasz zachwycone tobą kobiety.- Machnęła ręką w stronę piszczącychdziewcząt.- Nie przeciągaj struny, Syndil - ostrzegł ją łagodnie Barack, ale głęboko w jego gardlesłychać było warkot.- Nie obchodzi mnie, co mówił albo czego nie mówił Darius.Nieznikniesz mi z oczu, dopóki nie będę wiedział, że jesteś całkowicie bezpieczna.W tejsprawie masz słuchać mnie.Przez chwilę na jej twarzy malował się cichy bunt.Trudno było zgadnąć, co zamierzazrobić.- Syndil, proszę - odezwała się spokojnie Desari  mamy publiczność.Nie rób nic, comogłoby doprowadzić Baracka do szału.Syndil zamrugała powiekami, długie rzęsy rzucały cień na policzki.Przeniosła wzrok naBaracka i spojrzała na niego nieco wyniośle.Zarzuciła długie włosy na ramię i usiadła z tyłu od-wrócona do Baracka plecami.W jej pozie było coś królewskiego.Barack skończył solówkę, trochę się rozluznił, jednak jego oczy pozostały surowe iczujne.Desari posłała Julianowi krótki, pełen ulgi uśmiech.Dayan na gitarze dołączył do Ba-racka i głos Desari wzbił się w powietrze, podrywając słuchaczy z siedzeń.Syndil zaczęłaprzytupywać rytmicznie.Po raz pierwszy od napaści spontanicznie zareagowała na ich mu-zykę.Zawsze była muzykalna, z łatwością przychodziła jej gra na każdym instrumencie,najchętniej wybierała klawisze i perkusję.Jej nieobecność w zespole tłumaczono wakacjamii obiecywano, że niedługo wróci.Desari westchnęła z ulgą.To był pierwszy od dawna znak, że Syndil mogła do nich183 wrócić, wrócić do siebie.Może miłość do muzyki sprowadzi ją na dobrą drogę.Gdy wmyślach rozważała tę kwestię, jej głos nadal hipnotyzował publiczność.Nagle przyszło jej dogłowy, że przez całe życie miała wokół siebie rodzinę, natomiast Julian był całkowicie samot-ny.%7łeby chronić brata najlepiej, jak umiał, żeby chronić swój lud, cały czas był sam.Ale już nie jest, zamruczał, przeciągając samogłoski, jego głos był niczym pieszczota.Aponieważ jestem teraz za ciebie odpowiedzialny, chyba nie mam wyboru i muszę pomóctwojemu bratu ochraniać i prowadzić tę bandę idiotów.Choć powinienem zabrać stąd twójśliczny tyłeczek.Naszą ojczyzną są Karpaty.Tam jest nasze miejsce, a nie tu, wśród śmiertel-ników.Prawdę mówiąc, właśnie zaczęło mu się podobać to, że jest członkiem jakiejś rodziny,że należy do Desari.Kotku.Jej szept w jego umyśle był jak dotyk jej palców na skórze.Uwodzicielski.Czuły.Ich własny, intymny świat.Julian przełknął z trudem.Jego twarz była nieruchomą, powściągliwą maską, surowe,czujne oczy bezlitośnie przeszukiwały tłum, a mimo to w środku roztapiał się od ciepła,którego zródłem mogła być tylko jedna kobieta na świecie.Rozdział 14Julian wziął Desari za rękę i zaprowadził do lasu.Koncert wydawał się trwać wnieskończoność, potem trzeba było jeszcze rozmawiać z tyloma osobami.Sympatykami,dziennikarzami, fanami.Jak na gust Juliana było ich o wiele za dużo.Trwało to prawie całąnoc.Teraz chciał, żeby spokój gór i nocna bryza odegnały zgiełk i zatarły wspomnienie tłumunapierającego na jego ukochaną.Nie był pewien, czy uda mu się znieść życie, przy jakim sięupierała.Zgoda, by tyle osób znajdowało się blisko jego partnerki, stała w sprzeczności znaturą Karpatianina, tymczasem Desari założyła, że on całą tę sytuację po prostuzaakceptuje.- Nieprawda, przecież wiesz, że nigdy niczego nie zakładam - zaprotestowała, czytając wjego myślach.- Wiem, że to dla ciebie bardzo trudne, i doceniam, że mnie wspierasz.Czarne oczy zatrzymały się na jej twarzy, na której malowała się szczerość.Julianleciutko uniósł brew.- Rzeczywiście, prawda? Doceniasz, że cię wspieram.- Wypowiedział te słowa miękko,głosem, w którym czaił się śmiech.- W dodatku wyglądasz tak szczerze i uczciwie z tymiswoimi pięknymi oczami.Przytuliła go mocniej.184 - Jestem całkowicie szczera.Wiem, że to dla ciebie bardzo męczące, ale to naprawdęjest moje życie- W tym stuleciu, najdroższa.Bo pozwolę na to tylko w tym stuleciu.Roześmiała się cicho.- Tak ci się wydaje.- Wiem to.Moje serce nie zniesie takiego napięcia.Tylu mężczyzn dookoła i te ichgrzeszne myśli.Doprowadzają mnie do szału.A nie zaczęliśmy jeszcze mówić o wampirach,które na każdym kroku prześladują ciebie i tę drugą kobietę.- Syndil - poprawiła go łagodnie.- Ma na imię Syndil.Julian usłyszał przyganę w jej głosie i poczuł smutek w jej myślach.Kochała Syndil jaksiostrę i brakowało jej ich przyjazni.Nawet pojawienie się Juliana w jej życiu nie mogło za-trzeć smutku, który czuła w związku z tym, co się wydarzyło.Chciała, żeby Syndil wróciłacała i zdrowa.Nawet jej głos nie mógł naprawić zniszczeń, których dokonał Savon.Syndil nieprzyjęłaby jej pomocy.Desari czuła się bezradna, patrząc, jak przyjaciółka coraz bardziejzamyka się w sobie.Julianowi mignęły przed oczami wspomnienia Desari.Uśmiech Syndil, jej oczyrozświetlone radością życia.Syndil obejmująca Desari, szepcząca jej do ucha jakieś kobiecebzdury po tym, jak wyprowadziły Dariusa z równowagi.Ich wspólne intrygi, żeby zyskaćkilka godzin wolności.Potajemne wyśmiewanie się z wściekłości Baracka i wykładów Dariu-sa, kiedy je przyłapano na nieposłuszeństwie.Przez stulecia były ze sobą tak blisko, jedynedwie kobiety, prócz siebie nie miały żadnych innych przyjaciółek czy powiernic, z którymimogłyby dzielić najskrytsze myśli, obawy i radości.Julian pochylił głowę, gładząc podbródkiem jedwabne włosy Desari.Kochał ją.Miłość.Małe słowo, którego ludzie używali przy byle okazji.Dla niego stanowiło świętość.Desaribyła radością i światłem.Prawdą i pięknem.Samą miłością.Była całym światem i tym, czympowinien być.Z nią czuł pełnię i spokój, nawet jeśli doprowadzała go do szaleństwa.Jejopanowana pewność i niezwykłe talenty go zdumiewały.To oczywiste, że karpatiańskiekobiety musiały mieć szczególne umiejętności.Dlaczego żaden z nich nie zdawał sobie ztego sprawy? W swej arogancji sądzili, że tylko mężczyzni mają moc, tymczasem prawdabyła taka, że mężczyzni dysponowali jedynie mroczną potęgą.Jak można było ją porównaćz tym, co przynosiły światu kobiety? Pomijając dar dawania życia, miały też do zaoferowaniainne rzeczy: błogosławieństwa natury i pokoju, talenty uzdrowicielskie znacznie prze-kraczające możliwości mężczyzn.Julian powoli wypuścił powietrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl