[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koniec, kropka.I proszę, nie próbuj targować się z nami o to.Davis patrzył na nich z niedowierzaniem.- Nie mam najmniejszego zamiaru - oświadczył.- Zostańcie tu, jeśli tak zdecydowaliście.Nie mogę was zmusić do niczego, jeśli nie chcecie.- Dziękujemy.Nalał sobie jeszcze trochę wina.Oboje przyglądali mu się dość dziwnie.W pewnej chwili zdał sobie sprawę, że coś musi się za tym kryć.- No dobrze, to co teraz? - spytał.- Czy zabierzecie mnie z powrotem do tego pięknego małego pokoiku pod świątynią pani Sandburg, żebym mógł się trochę przespać? Czy może powinienem złapać nocny prom do Miasta Zmarłych, żeby nauczyć się jeszcze trochę o tym, jak się robi mumie, zanim mój pobyt w Egipcie dobiegnie końca?- Czy ty nie rozumiesz? - spytała Elaine.- Czego?- Twój pobyt w Egipcie nie dobiegnie końca.Ty też tu zostajesz na stałe.Nie możemy pozwolić ci wrócić.Czy naprawdę nie domyśliłeś się tego?10Tym razem przynajmniej nie wtrącili go do tej ponurej dziury, w której był zamknięty poprzednio.Dali mu pokój nad ziemią.Miał nawet coś w rodzaju okna - prostokątny otwór, jakieś cztery i pół metra ponad podłogą, wpuszczający przez pięć czy sześć godzin dziennie długą smugę zakurzonego światła.Od czasu do czasu dobiegało do jego uszu ćwierkanie ptaków oraz sporadycznie, z oddali, śpiew kapłanów.Miał też na co patrzeć, ponieważ Egipcjanie naj­wyraźniej nie cierpieli pozostawiać choćby centy­metra ściany czy innej kamiennej powierzchni nie pokrytej niezwykle artystycznymi malunkami.Na ścianach jego celi znajdowały się więc wspaniale wykonane reliefy bogów: dobrego starego Thota o głowie ibisa, wyniośle przyjmującego od pełnego uniżonej czci króla ofiarę z owoców i bochenków chleba, a po drugiej stronie pokoju Sobeka z głową krokodyla, prowadzącego z uskrzydloną Izydą sym­patyczną konwersację, której dobrotliwie przyglądał się obandażowany jak mumia Ozyrys.Trzy razy dziennie otwierało się małe okienko w drzwiach i podawano mu tacę z jedzeniem.Posiłki były niezłe.Przynajmniej raz dziennie dostawał też kubek piwa lub wina.Zdarzały się gorsze więzienia niż to.To był czternasty dzień spośród tych trzydziestu, jakie miał spędzić w Egipcie.Nadal pedantycznie odliczał upływ czasu.Przez otwór w ścianie do pokoju dobiegł śpiew.Głosy były wysokie, współbrzmiące w tak niesa­mowitej harmonii, że bolały od tego uszy.O, moja siostro, rzekła Izyda do Neftydy,Oto jest nasz brat,Unieśmy jego głowę,Połączmy rozdzielone kości,Przywróćmy jego ciału członki,O, siostro, przerwijmy wszelkie jego troski.Nie miał pojęcia, gdzie się znajdował, przy­prowadzono go tu bowiem w środku nocy.Domyślał się jednak, że musi to być jeden z licznych budynków wchodzących w skład świątyni Karnak.Zakładał, że Sandburg i Lehman zamierzali przetrzymać go tu aż do końca trzydziestego dnia, kiedy pole temporalne pojawi się i zniknie w alejce w pobliżu Świątyni Luksor.Wtedy będą bezpieczni, ponieważ nie zdoła już wrócić do swojej epoki i powiadomić władz, gdzie i w którym roku ukrywa się tych dwoje zaginionych renegatów.Wtedy też wypuszczą go zapewne na wolność, uwięzionego w czasie podobnie do nich, na zawsze pozbawionego jakiejkolwiek szansy powrotu - jeszcze jedna nie rozwiązana i prawdopodobnie nierozwiązywalna zagadka dla Służby Czasu.Na myśl o tym odczuwał przyspieszony puls i ból w klatce piersiowej.W pułapce? Uwięziony tu na zawsze?Ciągle od nowa usiłował zrozumieć, w którym miejscu popełnił krytyczny błąd.Może wówczas, kiedy ujawnił powód swej wizyty rzekomej kapłance Nefret, nim się zorientował, że to Sandburg i że jest ona niebezpieczna? Ale i tak znała charakter jego misji, ponieważ najwyraźniej majaczył po angielsku, kiedy był nieprzytomny.Zawsze była więc o krok przed nim, a może nawet o dwa albo i trzy.Gdyby zorientował się, że Nefret to Elaine Sand­burg, czy to za pierwszym razem, kiedy opiekowała się nim, czy też tydzień później, kiedy z powrotem wlazł jej w ręce, wtedy mógłby uważać na.Nie, to też niczego by nie zmieniło.Nie miał powodu podejrzewać jej o zdradę.Przybył tu prze­cież po to, by ją ratować; czemu miałaby go przywitać inaczej niż z wdzięcznością?W tym właśnie tkwił jego błąd.Nie przewidział, że Sandburg i Lehman są dezerterami, którzy nie chcą zostać uratowani.Dlaczego nikt go nie ostrzegł, że istniało ryzyko czegoś takiego? Wysłali go po prostu do Teb, oddając na pastwę dwojga ludzi, którzy mieli wszelkie powody po temu, aby unie­możliwić mu powrót do swojej epoki z informacjami o czasie i miejscu ich pobytu.Usłyszał jakieś odgłosy zza drzwi.Ktoś mocował się, usiłując otworzyć rygiel.Poczuł niemądry przypływ nadziei.- To ty, Eyaseyab?Wczoraj, kiedy podawano mu tacę z wieczornym posiłkiem, czekał przy okienku w drzwiach.- Po­wiedz niewolnicy Eyaseyab, że jestem tu - rzekł wówczas do małego otworu.- Powiedz, że jej przyjaciel Edward-Davis potrzebuje pomocy.- To­nący chwyta się brzytwy, to normalne.Ale co więcej mógł zrobić? Musiał jakoś uciec z tego pokoju.Nie chciał spędzić reszty życia w starożytnym Egipcie.To prawda, że Egipt był wspaniały, zdumiewający i w ogóle - nigdy temu nie przeczył.Ale jako członek Służby miał otwartą przed sobą całą historię ludzkości, a nawet i prehistorię, i dać to sobie zabrać przez tych dwoje, dać się skazać na dożywocie w krainie faraonów.Rygiel się odsunął.- Eyaseyab?Wyobraził sobie, że przekupiła strażników klej­notami skradzionymi z sypialni Nefret, amforami królewskiego wina, obietnicami nocy pełnej szalonej miłości, czymkolwiek - byle tylko mogła go stąd wydostać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl