[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie bÄ…dźże kÄ…pany we wrzÄ…tku, SaduÅ‚Å‚o Zakirzade.Dziesięć tysiÄ™cy drachm to wydatek olbrzymi.Zastanowić siÄ™ wiÄ™c muÂszÄ™ - odparÅ‚ powoli, choć widać byÅ‚o, że utrzymanie spokoju koÂsztuje go wiele.- Podaruj mi chwilÄ™ do namysÅ‚u.A tymczasem.usiÄ…dź wygodnie, o czcigodny, i posil siÄ™ nieco.I ugaÅ› pragnienie.Ja tu zaraz wrócÄ™.Wielmoża wysunÄ…Å‚ siÄ™ z komnaty, po czym gubiÄ…c pantofle tajemnym przejÅ›ciem zbiegÅ‚ spiesznie do piwnicy.Nieznajomy, którego kazaÅ‚ schwytać dziÅ› wieczorem, z pewnoÅ›ciÄ… byÅ‚ czÅ‚owieÂkiem myÅ›lÄ…cym.PrzekonaÅ‚ siÄ™ przecież o tym dwukrotnie na wÅ‚asnej skórze.Warto zasiÄ™gnąć jego rady.Zawsze, co dwie chyÂtre gÅ‚owy, to nie jedna.“Wilka zobaczyć - szczęście.Nie widzieć - jeszcze wiÄ™ksze" - pomyÅ›laÅ‚ Hodża Nasreddin na widok wpadajÄ…cego do celi jak oszalaÅ‚y dromader Kamalbeka.Ale nie wypchnÄ…Å‚ tej myÅ›li na jÄ™zyk.CzekaÅ‚.Tymczasem zasapany wielmoża stanÄ…Å‚ przed więźniem, aby poÂwtórzyć mu wiernie opowieść muzuÅ‚maÅ„skiego teologa, nie roÂniÄ…c żadnego z usÅ‚yszanych przed chwilkÄ… szczegółów.RelacjÄ™ zaÅ› zakoÅ„czyÅ‚ pytaniem:- Co sÄ…dzisz o sÅ‚owach mudarrisa? Mówi prawdÄ™ czy chce mnie oszachrować?Hodża Nasreddin rozÅ‚ożyÅ‚ rÄ™ce.- Nie jestem wróżbitÄ…, panie - oÅ›wiadczyÅ‚.- Jednakże znam fakty.Z ksiÄ…g ludzi uczonych wiem doskonale, że prawdÄ… jest, co rzekÅ‚.Dawni Grecy rzeczywiÅ›cie wkÅ‚adali zmarÅ‚ym w usta prawdziwe monety, obole bite z czystego srebra.Nie byÅ‚y to monety duże, szóstÄ… część drachmy zaledwie stanowiÄ…ce.No, ale zmarÂÅ‚ych Greków istotnie byÅ‚o bardzo wielu, a wiÄ™c i monet, gdyby je udaÅ‚o siÄ™ znaleźć, byÅ‚aby ogromna liczba.TysiÄ…ce kilogramów srebra albo jeszcze wiÄ™cej.- I ja tak myÅ›lÄ™.ZresztÄ… oszust by do mnie nie przyszedÅ‚.BaÅ‚by siÄ™ - odparÅ‚ Kamalbek gÅ‚adzÄ…c brodÄ™ w zamyÅ›leniu.- Na wszelki wypadek pokażę mudarrisowi lochy i narzÄ™dzia tortur.Jest moim goÅ›ciem i przyszÅ‚ym wspólnikiem, niechaj zobaczy na wÅ‚asne oczy wszystko, co go czeka, gdyby mnie zawiódÅ‚ lub usiÅ‚oÂwaÅ‚ ocyganić.RozmawiaÅ‚em z nim dÅ‚ugo, przekonaÅ‚em siÄ™, że to Å›wiatÅ‚y czÅ‚owiek i wielki uczony.CzterdzieÅ›ci osiem lat SaduÅ‚Å‚a Zakirzade wykÅ‚adaÅ‚ nauki w medresie Tillja-Kari, medresie Szir-dor, a potem w medresie UÅ‚ugbeka, najwiÄ™kszych uczelniach Samarkandy.On dużo wie, z pewnoÅ›ciÄ… nie kÅ‚amie.Część odnaleÂzionego skarbu mu obiecaÅ‚em.I chyba sÅ‚owa dotrzymam - rozÂważaÅ‚ półgÅ‚osem wielmoża.Po czym w myÅ›lach zaczÄ…Å‚ rachować worki ze skarbem.DÅ‚ugo je liczyÅ‚, aż wreszcie ocknÄ…Å‚ siÄ™ ze sÅ‚odÂkich marzeÅ„.I staÅ‚ siÄ™ cud.Ciasne serce bogacza, w którym braÂkÅ‚o miejsca na ludzkie uczucia, nagle wezbraÅ‚o wdziÄ™cznoÅ›ciÄ….KaÂmalbek spojrzaÅ‚ Å‚askawszym okiem na Hodżę.- Tylko co ja teraz z tobÄ… pocznÄ™? - zastanowiÅ‚ siÄ™ gÅ‚oÅ›no.- Dużo sÅ‚yszaÅ‚eÅ›, widziaÅ‚eÅ›.Zbyt dużo.Możesz być niebezpieczny.Ale podobasz mi siÄ™.Masz gÅ‚owÄ™ na karku.Kto wie, możesz mi siÄ™ jeszcze kiedyÅ› znowu przydać.Dlatego puszczÄ™ ciÄ™, jeÅ›li przyÂsiÄ™gniesz, że nikomu nie zdradzisz moich tajemnic.I natychmiast opuÅ›cisz SamarkandÄ™.A jak bÄ™dÄ™ potrzebować twej rady, znajdÄ™ ciÄ™ choćby pod ziemiÄ….MÄ™drzec ucieszyÅ‚ siÄ™.- OpuÅ›cić SamarkandÄ™? Niczego wiÄ™cej nie pragnÄ™, panie.Jeszcze dzisiaj wyniosÄ™ siÄ™ z miasta,I rzeczywiÅ›cie.PierwszÄ… gwiazdÄ™ na aksamicie niebios powitaÅ‚ Hodża Nasreddin daleko za murami obronnymi Samarkandy, gaÂÅ‚Ä…zkÄ… ostu zmuszajÄ…c osioÅ‚ka do szybszego truchtu.NiebezpieczeÅ„Âstwo zawisÅ‚e nad gÅ‚owÄ… mÄ™drca byÅ‚o jeszcze zbyt bliskie, aby można sobie pozwolić na powolnÄ… włóczÄ™gÄ™.“Im prÄ™dzej przekroczymy Góry ZerawszaÅ„skie, tym lepiej dla nas obu.Okrutny wielmoża w każdej chwili może pożaÅ‚ować, że puÅ›ciÅ‚ nas wolno.A do Szachrisjabzu, rzÄ…dzonego przez zupeÅ‚nie innego beka, jego macki chyba nie siÄ™gajÄ…?" - rozmyÅ›laÅ‚ Hodża od czasu do czasu z niepokojem zerkajÄ…c do tyÅ‚u.Jedynie bury kÅ‚apouch, rozleniwiony kilkudniowym pobytem w mieÅ›cie, ani rusz nie mógÅ‚ pojąć, dlaczego drogÄ™ wiodÄ…cÄ… ostro pod górÄ™ musi poÅ‚ykać w tempie zagrażajÄ…cym jego pÅ‚ucom i sercu?*Nadziej co rychlej, czÅ‚owieku Å›ledzÄ…cy przygodÄ™ bucharskiego mÄ™drca, tiubietiejkÄ™ rozwagi na czubek gÅ‚owy i oblicz, jakiej wyÂsokoÅ›ci skarb Charona mogÅ‚a odnaleźć wyprawa doÅ›wiadczonego mudarrisa, gdyby szczęście dopisywaÅ‚o jej przez czas nieÅ‚atwych poszukiwaÅ„?SPADEK PO BABABAJUOpowieść szesnasta o dwóch nagusachsterczÄ…cych w beczkach z zimnÄ… wodÄ…oraz o mÄ™drcu bucharskim, który wybawiÅ‚kadiego z niecodziennego kÅ‚opotuJuż od dwóch dni Hodża Nasreddin przebywaÅ‚ w Szachrisjabzie, rodzinnym mieÅ›cie Timura, sÅ‚awnym na caÅ‚ym Wschodzie z ósmeÂgo cudu Å›wiata, jakim byÅ‚ gigantycznych rozmiarów paÅ‚ac Ak-Saraj, siedziba “Żelaznego Kulasa", przebogato zdobiona mozaiÂkami.Tu, wÅ›ród dawnych przyjaciół, odpoczywaÅ‚ po trudach wÄ™Âdrówki.Przerwa w podróży musiaÅ‚a potrwać dÅ‚użej, gdyż przeÂbycie niebezpiecznej przeÅ‚Ä™czy w paÅ›mie Gór ZerawszaÅ„skich wyczerpaÅ‚o jego poczciwego wierzchowca do tego stopnia, że dÅ‚ugouchy z najwyższym wysiÅ‚kiem dowlókÅ‚ siÄ™ z mÄ™drcom na grzbiecie do Kitabu.Tam Hodża musiaÅ‚ pozostawić go w stajenÂce u znajomych, aby wykurowaÅ‚ poobijane nogi i odsapnÄ…Å‚ przed dalszÄ… drogÄ…, a sam na arbie wieÅ›niaka zdążajÄ…cego na piÄ…tkowy bazar przybyÅ‚ do Szachrisjabzu.Ciekawość Å›wiata nakazywaÅ‚a filozofowi włóczyć siÄ™ od rana do nocy po grodzie peÅ‚nym przeÅ›licznych budowli, haÅ‚aÅ›liwych bazarów i warsztatów mistrzów garncarskich wyrabiajÄ…cych ceÂramiczne cacka cenione wysoko i w Persji, i w Indiach, i na daleÂkiej Rusi.OczywiÅ›cie nieustanna włóczÄ™ga nie przeszkadzaÅ‚a Hodży w odwiedzaniu czajchan, gÄ™sto rozsianych po mieÅ›cie, gdzie przy sutych posiÅ‚kach mógÅ‚ gromadzić siÅ‚y przed oczekujÄ…cÄ… go wyprawÄ… do Karszy.Starego grodu, w którym od najdawniejÂszych czasów krzyżowaÅ‚y siÄ™ szlaki karawanowe do Indii, Samarkandy i do Buchary.Godziny przed zmierzchem nastrajaÅ‚y pogodnie ludzi i zwierzÄ™Âta.SÅ‚oÅ„ce Å›wieciÅ‚o jeszcze, ale już nie dokuczaÅ‚o plecom umÄ™Âczonym.W powietrzu unosiÅ‚ siÄ™ ciężki aromat miodonoÅ›nych kwiatów.GdzieÅ› w ogrodzie pogwizdywaÅ‚a zakochana wilga.HoÂdża Nasreddin kroczyÅ‚ lekko, pomrukujÄ…c z zadowoleniem.Nagle stanÄ…Å‚ jak wryty.Spoza mijanego akurat ogrodzenia dobiegÅ‚y go wrzaski jakoweÅ› urywane, chlupot i niezwykÅ‚e bulgotanie.Potem nastÄ…piÅ‚a cisza.Zanim ruszyÅ‚ dalej, tajemnicze odgÅ‚osy powtórzyÂÅ‚y siÄ™.Krzyk urwany.Chlupot.Bulgotanie.I znów cisza.MÄ™drzec zadarÅ‚ wysoko gÅ‚owÄ™.W glinianym murze dostrzegÅ‚ niewielkÄ… dziurÄ™.PrzysunÄ…Å‚ bliżej kamieÅ„, wspiÄ…Å‚ siÄ™ na palce i przez otwór zerknÄ…Å‚ ciekawie do Å›rodka.Na dziedziÅ„cu staÅ‚y dwie olbrzymie beczki.W każdej zanurzoÂny po brodÄ™ tkwiÅ‚ mÅ‚ody czÅ‚owiek.Obok sterczeli niewolnicy z peÅ‚nymi dzbanami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]