[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nasze zuchy nie czekając już puścili się dalej, gdy nagle tuż prawie za nimi zagrzmiałdonośnie znany im, basowy głos kirasjera schwytanego w domu w parowie.Stał on gdzieś ikrzyczał ze wszystkich sił: Hey da! Herr Lieutenant, hier sind sie! hier!Księdzu włosy na głowie powstały.Nie ulegało wątpliwości, że zostaną dopędzeni i zarą-bani. Stać! zakomenderował.Gdy stanęli, rzekł do Franka podając mu pistolet: Masz tu drugi pistolet i pal w stronę, skąd głos szedł!Franek wystrzelił, a na to hasło wszystka jazda dotąd kręcąca się na drodze rzuciła się wżyto, w kierunku, gdzie czterej młodzieńcy stali. Chłopcy! rozkazywał ksiądz plecami do siebie, osadzmy się krzepko i wezmy Szwa-bów na kosy!Spełnili rozkaz w milczeniu, jeden tylko Wiertelewicz mruczał: Ojoj joj, muszę popruć Szwabom kiszki za mój brzuch!Ale już jazda pruska z trzaskiem, brzękiem i świstem dobywanych szabel dopadła, nawo-łując się nawzajem i wskazując sobie miejsce, gdzie czterej samotni młodzieńcy stali jak mur,gotowi drogo sprzedać swe życie.Kosy oparli drzewcami o ziemię, wystawiając ostrza prze-ciw kawalerii, która w ciemności rozbiegła się po polu szukając nieprzyjaciela.Na koniecjeden z kirasjerów dostrzegł gromadkę polską i krzycząc hier'! uderzył na nią z szablą.Alekoń, napotkawszy ostrze kosy księdza, spiął dęba, a w tejże chwili Franek podniósł swąstraszną broń, spuścił ją z wielkim zamachem na jezdzca, który, rozpłatany nieomal na dwoje,padł bluzgając krwią dokoła.Na ten widok wszyscy czterej zuchowie, uniesieni zapałem, potrząsnęli kosami i zawołalijednogłośnie: Niech żyje Polska.!!Reszta okrzyku zginęła w donośnej wrzawie kirasjerów, którzy ze wszech stron rzucili sięz dobytymi szablami na tych czterech młodzieńców.Rozpoczęła się uparta walka, trwającaparę sekund, w której i tym razem kosa odniosła zwycięstwo.Dokoła gromadki bohaterówleżały porąbane konie i jezdzcy, tworząc wał, który broniących się doskonale osłaniał.Ale ioni nie wyszli bez szwanku.Franek miał przebite mieczem ramię, Tomka koń zranił kopytemw czoło, a księdzu jakiś kirasjer przeciął drzewce od kosy, tak że samym nieomal ostrzembronić się teraz musiał.Jezdzcy rozpierzchli się, ale co chwila po kilku lub pojedyńczo napadali, zawsze atoli bez-skutecznie.Wtedy ich dowódca kazał zatrąbić na zbór i słychać było, jak się zbiegli do szere-gu.Nastała chwila odpoczynku. Chłopcy! rzekł ksiądz dzielnieśmy się spisali.Wytrwajmy jeszcze trochę, a z pewno-ścią pomoc nam nadbiegnie, bo niepodobna, by taka wrzawa nie doszła do szańców.Ale cooni zamyślają teraz robić? Bóg ich tam wie odpowiedział Wiertelewicz. To pewna, że brzuch mię przestał boleći będę Szwabów dalej siekł na kaszę.Tymczasem w szeregach kirasjerów rozległa się komenda ich dowódcy: Gewehr auf!35Zabrzęczała broń, słychać było wyraznie trzask odwodzonych kurków.Ksiądz krzyknął: Strzelać będą, rzućmy się na ziemię!Wszyscy padli plackiem, a zaraz też dowódca niemiecki zakomenderował. Feuer!Zajaśniał pasek purpurowego ognia, rozległ się huk kilkunastu strzałów, kule świsnęły, aleoczywiście poszły górą; jedna tylko zerwała kapelusz z głowy księdza, który niezupełnie po-łożył się na ziemi. A to licho! mruknął znów muszę się starać o nowe pokrycie łepetyny.Ale w tejżechwili, nim huk jeszcze przebrzmiał, zadudniła ziemia na drodze i rozległ się śpiewny głoslitewski majora Lipnickiego, który komenderował: Do ataku broń! nauczmy braciaszkowie tych szołdrów moresu!I koło naszych czterech bohaterów, przytulonych do ziemi, przeleciała wichrem linia uła-nów, których chorągiewkami wiatr rozgłośnie miotał.ROZDZIAA XIJako wszyscy czterej zuchowie otrzymali tytuł gwardzistów.Gdy ułani Lipnickiego w pościgu za kirasjerami pruskimi oddalili się, czterej nasi mło-dzieńcy podnieśli się z ziemi i odetchnęli swobodniej. No rzekł zakonnik podziękujmy najpierw Panu Bogu, że nas tak cudownie ocalił odśmierci lub niewoli.Powiedziawszy to ukląkł, podniósł oczy w niebo chmurne i dżdżyste i cichą modlitwę po-słał do Pana Zastępów.Za jego przykładem poszli trzej chłopcy, po czym wszyscy powstali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]