[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sytuacja wydała mi się niewesoła: jeśliwezmę siekierę przed nim i zaciukam drania, to pięć lat zazabójstwo w obronie koniecznej murowane.Jeśli on będziepierwszy, to zarąbie mnie na amen.Sytuacja jeszcze bardziejprzegwizdana.Podbiegłem więc bez namysłu do narzędziazbrodni in spe84 i nastąpiłem na nie.Sława w tym czasie niestraciła głowy i zaczęła histeryzować.– Boże, czego pan od nas chce…? Ło Jezu, mordują! – la-mentowała i zawodziła rozgłośnie.Wiedziała, że to zawszerozbraja takich niedzielnych Raskolnikowów.Facio zacząłmięknąć i nagle powiedział łamiącym się głosem:– Żona mnie z domu wygnała.Znalazła se gacha i z nimurzęduje – rozpłakał się pijackimi łzami nieszczęścia.Widaćbyło, że burza była zażegnana, więc lamenty Sławy ucichły jaknożem uciął.– No co, żeby takie chłopisko płakało – powiedziała zu-84 „In spe”– z łaciny, znaczy „w przyszłości’.~ 288 ~pełnie zmienionym tonem.No nie trzeba już, głupia jest.Jeszcze pożałuje i sama do pana wróci – pocieszała go jakdziecko.Na co chłopisko, które odrosło na chyba 153 centy-metry od ziemi, wybuchło jeszcze większym szlochem:– Buuu – płakał nasz niedoszły zabójca.– Muszę na dział-ce mieszkać, bo zmieniła zamki.– Niech się pan weźmie w garść – powiedziałem podno-sząc powoli siekierę.– Ma pan świeże powietrze, nikt panu zauszami nie napierdala, pije sobie pan, kiedy chce.Czegóżchcieć od życia więcej? – podszedłem do niego i dałem Sławieznak ręką, że sytuacja jest pod kontrolą, na co ona przytaknę-ła skinieniem głowy, że zgadza się ze mną.– Chodźmy, położy się pan i prześpi, jutro wszystko okażesię tylko złym snem – mówiłem do niego uspakajającym gło-sem.Wziąłem go pod łokieć i zacząłem prowadzić w kierunkudziałki, na której mieszkał.– Ale przyjdzie zima i co ja wtedy zrobię – jęczał nieutulo-ny w żalu.– E tam, do zimy daleko, jeszcze się pan zdąży pogodzićz żoną – mówiłem do niego łagodnym głosem.– I pokłócić… – powiedziała Sława tak, że tylko ja to sły-szałem.Zgromiłem ją wzrokiem i ciągnąłem łagodną prze-mowę:– O, tu jest pańska działeczka – otwarłem przed nimbramkę, wbiłem siekierę mocno w pniak, posadziłem go naławeczce, przed gankiem.– Niech sobie pan tutaj usiądzie,zapali – poczęstowałem go papierosem – i zaraz się panu wgłowie rozjaśni – dokończyłem przemowy, podając mu ogień.Zaciągnął się siarczyście i po chwili spytał.– A może się ze mną napijecie, mam jeszcze wino w balo-nie, o tu w komórce – wskazał na drewutnię.– Dziękujemy, ale może innym razem – powiedziała Sława.~ 289 ~– To może przyjdziecie do mnie jutro?– Może tak.Najlepiej będzie jutro – upewniła go.– To, o której przyjdziecie? – zapytał, ocierając brudne łzyz twarzy.– No, najlepiej będzie do południa – odparła Sława.– To jesteśmy umówieni.Jutro przed południem – powie-dział poweselawszy.– A i przyprowadźcie jakieś koleżanki –poprosił już zupełnie spokojnym głosem.– Oczywiście.Przyprowadzimy – powiedziała Sława gło-sem obietnicy.– No to, do widzenia – podniosłem rękę w geście poże-gnania.– Do jutra… – upewnił się on.– Tak, do jutra – zapewniła go Sława i zamknęła za namifurtkę.Skierowaliśmy się szybkim krokiem w stronę, z którejnadeszliśmy.– Ależ ty masz podejście do człowieka – pochwaliła mnieSława, gdy wartkim krokiem oddalaliśmy się od miejsca nie-doszłego przestępstwa.– Będziesz dobrym ojcem.– A ty za to jesteś cyniczna do bólu.– No wybacz, żebym jeszcze żałowała palanta.Nie dość, żechciał nas zabić, to jeszcze prosił, żeby mu panienki sprowa-dzić.Już ja bym mu dała panienki.Prędzej milicję bym naklienta napuściła.Będzie mi tu dziad pierdolony ludzi siekierą straszył! – zaperzyła się nie na żarty.– No dobra już, faktycznie facet przegiął — przyznałem jejrację.– To gdzie idziemy? – zapytałem.– Bo robi się jużciemno.– Racja, już chyba po dziesiątej – stwierdziła.– Raczejpowinniśmy odpuścić sobie wycieczkę do Kamiennego Poto-ku.– O to, to.Chodźmy prosto na patelnię.~ 290 ~I poszliśmy w jej kierunku, wydłużając kroku.Po chwili by-liśmy już u podnóża zalesionej góry, na którą zaczęliśmy sięwspinać.I już po kilku minutach wchodziliśmy na polankę naszczycie wzniesienia.Byliśmy u celu.To właśnie była patelnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]