[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcę tylko jednego.Wrócić do siebie.Do mojego świata.Doludzi! Takich, którzy myślą tak jak ja! Tymi samymi kategoriami!- Wrócisz do nich.Po jakimś czasie.- Chcę zaraz! - wrzasnęła.- Nie po jakimś czasie! Bo tutaj ten czas to wieczność! Jakimprawem mnie tu więzicie? Dlaczego nie mogę stąd odejść? Ja weszłam tu sama! Z własnejwoli! Nie macie do mnie żadnych praw!- Weszłaś tu sama - potwierdził spokojnie.- Ale nie z własnej woli.Przywiodło cię tuprzeznaczenie, trochę przez nas wspomagane.Długo bowiem na ciebie tu czekano.Bardzodługo.Nawet jak na naszą rachubę.- Nic z tego nie rozumiem.- Czekaliśmy długo - nie zwrócił na nią uwagi.- Bojąc się tylko jednego: czy zdołasz tuwejść.Zdołałaś.Potwierdziłaś swoją krew, twój rodowód.A to znaczy, że tutaj, nie wśródDh'oine, jest twoje miejsce.Jesteś córką Lary Dorren aep Shiadhal.- Jestem córką Pavetty! Nie wiem nawet, kim jest ta twoja Lara!%7łachnął się, ale bardzo lekko, niezauważalnie niemal.- W takim razie - powiedział - najlepiej będzie, jeśli ci wyjaśnię, kim jest ta moja Lara.Ponieważ czas nagli, najchętniej zabrałbym się do wyjaśnień w drodze.Ale cóż, dlaniemądrej demonstracji niemal zajezdziłaś klacz.- Zajezdziłam? Ha! Ty jeszcze nie wiesz, ile ta klacz może wytrzymać.A dokąd mamyjechać?- To, jeśli pozwolisz, również wyjaśnię ci w drodze.* * *Ciri wstrzymała chrapiącą Kelpie, widząc, że szaleńczy galop jest bez sensu i nie zda sięna nic.Avallac'h nie kłamał.Tu, na otwartym terenie, na łąkach i wrzosowiskach, z którychsterczały menhiry, działała ta sama siła, co pod Tor Zireael.Można było próbować jechać nazłamanie karku w obojętnym kierunku, po mniej więcej stajaniu jakaś niewidzialna siłasprawiała, że jechało się po okręgu.Ciri poklepała chrapiącą Kelpie po szyi, patrząc na spokojnie jadącą grupkę elfów.Przedchwilą, gdy Avallac'h powiedział jej wreszcie, czego od niej chcą, runęła w cwał, by uciec odnich, zostawić ich za sobą jak najdalej, ich i to ich bezczelne, nie mieszczące się w głowieżądanie.Teraz zaś miała ich znowu przed sobą.W odległości mniej więcej stajania.Avallac'h nie kłamał.Nie było ucieczki.Jedyne, co galop przyniósł dobrego, to to, że ochłodził głowę, zziębił wściekłość.Byłajuż znacznie spokojniejsza.A jednak wciąż cała trząsła się ze złości.- Ale się urządziłam, pomyślała.Po co ja wlazłam do tej Wieży?Wzdrygnęła się, przypominając sobie.Przypominając dobie Bonharta jadącego ku niej polodzie na spienionym siwku.Wzdrygnęła się jeszcze silniej.I uspokoiła.%7łyję, pomyślała, rozglądając się.To jeszcze nie koniec walki.Walkę kończy śmierć,każda inna rzecz walkę jedynie przerywa.Nauczyli mnie tego w Kaer Morhen.Ponagliła Kelpie do stępa, potem widząc, że klacz dzielnie unosi głowę, do kłusa.Jechałaszpalerem menhirów.Trawy i wrzosy sięgały strzemion.Dość szybko dogoniła Avallac'ha i trzy elfki.Wiedzący, uśmiechnięty lekko, zwrócił nanią pytająco swe akwamarynowe oczy.- Proszę, Avallac'h - chrząknęła.- Powiedz mi, że to był ponury żart.Przez jego twarz przebiegło coś jakby cień.- Nie zwykłem żartować - powiedział.- A skoro uznałaś to za żart, pozwolę sobiepowtórzyć z pełną powagą: chcemy mieć twoje dziecko, Jaskółko, córko Lary Dorren.Dopiero gdy je urodzisz, pozwolimy ci stąd odejść, wrócić do twego świata.Wybór, rzeczjasna, należy do ciebie.Zakładam, że twoja szaleńcza kawalkada pomogła ci podjąć decyzję.Jak brzmi twoja odpowiedz?- Brzmi: nie - odpowiedziała twardo.- Kategorycznie i absolutnie nie.Nie zgadzam się ityle.- Trudno - wzruszył ramionami.- Przyznam, jestem rozczarowany.Ale cóż, to twójwybór.- Jak można w ogóle wymagać czegoś takiego? - wykrzyczała trząsącym się głosem.-Jak ty w ogóle śmiesz? Jakim prawem?Patrzył na nią spokojnie.Ciri czuła na sobie również spojrzenia elfek.- Wydaje mi się - rzekł - że historię twego rodu opowiedziałem ci w detalach.Zdawałaśsię rozumieć.Twoje pytanie zdumiewa zatem.Mamy prawo i możemy wymagać, Jaskółko.Twój ojciec, Cregennan, zabrał nam dziecko.Ty je nam oddasz.Spłacisz dług.Wydaje mi sięto logiczne i sprawiedliwe.- Mój ojciec.Ja nie pamiętam mojego ojca, ale on nie nazywał się Duny.NieCregennan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]