[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poradziłbym sobie.Zreflektował się pod znaczącymi spojrzeniami.- Kiepsko ze mną było - przyznał.- Karku mało mi nie złamał.Dzięki za pomoc, kumotrze.Uratowałeś mnie.Mogłem, co tu gadać, jak nic stracić życie.- Życie jak życie - przerwał Samson - ale tyłka całego byś nie uniósł.Tu tego lykantropa znają, cała okolica go zna.Jako człowiek też miał upodobania do perwersji, w wilczej postaci mu to zostało.Teraz czyha na takich, co ściągną spodnie i odsłonią słabiznę.Zwykł, paskudnik, od tyłu capnąć, unieruchomić.A potem.Sam rozumiesz.Szarlej rozumiał niezawodnie, bo wzdrygnął się zauważalnie.A potem uśmiechnął i wyciągnął do olbrzyma prawicę.Miesiąc w pełni świecił urocznie, płynąca dnem kotlinki rzeczka lśniła w jego blasku jak merkuriusz w tyglu alchemika.Ognisko strzelało płomieniami, sypało iskrami, potrzaskiwały polana i smolne gałęzie.Szarlej nie uronił ni jednej drwiny, ni jednego słowa dezaprobaty - ograniczył się do kręcenia głową i paru westchnień, którymi kilka razy unaocznił swą rezerwę dla przedsięwzięcia.Ale udziału w przedsięwzięciu nie odmówił.Reynevan wziął udział z entuzjazmem.I optymizmem.Przedwczesnym.Na prośbę dziwnego olbrzyma powtórzyli cały rytuał egzorcyzmu od benedyktynów, według Samsona nie było bowiem wykluczone, że tym sposobem dojdzie do ponownej przesiadki, to znaczy: on wróci do swego bytu, a klasztorny kretyn z powrotem do swego wielkiego ciała.Powtórzyli więc egzorcyzm, starając się nie pomijać niczego.Ani cytatów z Ewangelii, ani z modlitwy do Michała Archanioła, ani z Picatrixa, przełożonego przez uczonego króla Leonu i Kastylii.Ani z Izydora z Sewilli, ani z Cezarego z Heisterbachu.Ani z Rąbana Maura, ani z Michała Psellosa.Nie zapomnieli o powtórzeniu zaklinań - tych na Acharona, Eheya i Homusa, i tych na Phalega, Oga, Pophiela i straszliwego Semaphora.Spróbowali wszystkiego, nie pomijając ani ,„jobsa, hopsa”, ani „hax, pax, max”, ani „hau-hau-hau”.Reynevan z ogromnym wysiłkiem przypomniał sobie nawet i powtórzył arabskie - czy też pseudoarabskie - sentencje zaczerpnięte z Averroesa, Avicenny i Abu Bekra Mohameda ibn Zakariaha al-Raziego, znanego w świecie zachodnim jako Razes.Wszystko na nic.Nie dało się odczuć żadnego drgnięcia i poruszenia Mocy.Nic się nie stało i nic nie zaszło, jeśli nie liczyć dobiegających z lasu skrzeków ptaków i parskania koni, spłoszonych wrzaskami egzorcystów.W szczególności, dziwny przybysz w dalszym ciągu był Samsonem, waligórą od benedyktynów.Jeśli nawet przyjąć, że względem niewidzialnych światów, paralelnych bytów i kosmosów nie mylili się Duns Scotus, Raban Maur oraz Mojżesz z Leonu wraz z resztą kabalistów, do ponownej przesiadki doprowadzić się nie udało.O dziwo, najmniej rozczarowanym wydawał się najbardziej zainteresowany.- Potwierdza się - mówił - teza, że w zaklęciach magicznych znaczenie słów i w ogóle dźwięków jest znikome.Decydująca jest predyspozycja duchowa, determinacja, wysiłek woli.Wydaje mi się.Urwał, jak gdyby czekał na pytania albo komentarz.Nie doczekał się.- Nie mam innego wyjścia - dokończył - jak się was trzymać.Będę musiał wam towarzyszyć.Licząc, ze kiedyś powtórzy się to, co któremuś z was - lub obu wam - udało się przypadkowo osiągnąć w klasztornej kaplicy.Reynevan niespokojnie spojrzał na Szarleja, ale demeryt milczał.Milczał długo, poprawiając okład z liści babki, który Reynevan przyłożył mu na podrapany i pokąsany kark.- Cóż - powiedział wreszcie - jestem twym dłużnikiem.Pomijając wątpliwości, których rozwiać, kumotrze, nie do końca ci się powiodło, jeśli chcesz nam towarzyszyć w wędrówce, nie oponuję Kim jesteś, pal diabli.Ale umiałeś udowodnić, ze w drodze bardziej się przydasz, niż zawadzisz.Waligóra ukłonił się w milczeniu.- Powinno nam się więc - podjął demeryt - dobrze i wesoło wspólnie wędrować.Jeśli naturalnie zechcesz powstrzymywać się od nadmiernej ostentacji w publicznym głoszeniu tez o twoim pozaświatowym pochodzeniu.Winieneś - wybacz szczerość - raczej powstrzymywać się od głoszenia czegokolwiek.Twoje wypowiedzi bardzo konfundująco kłócą się bowiem z twoim wyglądem.Olbrzym ukłonił się ponownie.- Kim naprawdę jesteś, powtarzam, w sumie mi obojętne, spowiedzi ani wyznań nie oczekuję i nie domagam się ich.Ale chciałbym wiedzieć, jakim imieniem cię zwać.- Dlaczego - zacytował z cicha Reynevan, przypominając sobie trzy leśne wiedźmy i ich wieszczbę - pytasz się o moje imię: ono jest tajemnicze.- Zaiste - uśmiechnął się olbrzym.- Nomen meum, quod est mirabile.Zbieżność ciekawa i w sposób oczywisty nieprzypadkowa.Wszakże to Księga Sędziów.Słowa odpowiedzi, jaką otrzymał na swe pytanie Manoach.Ojciec Samsona.Zostańmy więc przy Samsonie, wszak to imię dobre jak każde inne.A nazwisko, cóż, nazwisko wszak mogę zawdzięczać twej właśnie, Szarleju, inwencji i fantazji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]