[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jużci! Bo my patrzymy oczyma, a nie mózgiem, i to zawsze przed siebie — odpowiedziaÅ‚y woÅ‚y.— Tak my patrzymy-y!— Gdybym potrafiÅ‚ tylko tak patrzeć, toby was nikt nie zmuÂszaÅ‚ do ciÄ…gania ciężkich armat.Gdybym byÅ‚ podobny do mojego kapitana, który nim otworzy ogieÅ„, rozpatruje i roztrzÄ…sa rzecz każdÄ… w gÅ‚owie, ale ma zbyt wiele rozumu, by uciekać.gdybym, powtarzam, byÅ‚ do niego podobny, tobym ciÄ…gnÄ…Å‚ armaty na samÄ… liniÄ™ strzaÅ‚u.Ale gdybym byÅ‚ taki mÄ…dry jak on, to już by mnie tu nigdy nie byÅ‚o, byÅ‚bym królem lasu, jakim byÅ‚emniegdyÅ›, sypiaÅ‚bym przez pół dnia i kÄ…paÅ‚bym siÄ™, kiedy by mi siÄ™ podobaÅ‚o.A wÅ‚aÅ›nie już od miesiÄ…ca nie miaÅ‚em przyzwoitej Å‚aźni.— Wszystko to piÄ™kne i Å‚adne — zauważyÅ‚ Billy — ale żadna rzecz na tym nie zyska, że jÄ… okreÅ›limy dÅ‚uższym mianem.— Cicho! — odezwaÅ‚ siÄ™ koÅ„.— Zdaje mi siÄ™, że rozumiem, co Dwuogoniec ma na myÅ›li.— Za chwilÄ™ zrozumiesz jeszcze lepiej — sarknÄ…Å‚ DwuogoÂniec.— A teraz wytÅ‚umaczcie mi, moi drodzy, czemu to nie lubicie tej oto Å›piewki?ZaczÄ…Å‚ trÄ…bić jak szalony, co miaÅ‚ pary w swej trÄ…bie.—i PrzestaÅ„, przestaÅ„ — jÄ™li go prosić koÅ„ i Billy, drżąc i przyÂtupujÄ…c nogÄ… ze strachu.TrÄ…bienie sÅ‚onia zawsze brzmi niemiÅ‚o, zwÅ‚aszcza podczas ciemnej nocy.— Nie przestanÄ™! — grzmiaÅ‚ sÅ‚oÅ„.— Co, nie raczycie mi odÂpowiedzieć? Hhrrmph! Rrrt! Rrrmph! Rrrhha!Nagle urwaÅ‚, a ja posÅ‚yszaÅ‚em cichy skowyt w ciemnoÅ›ci.PoÂznaÅ‚em gÅ‚os Vixena.Mój foksterierek odszukaÅ‚ mnie nareszcie i wiedzÄ…c, że sÅ‚oÅ„ niczego bardziej siÄ™ nie lÄ™ka, jak szczekania maÅ‚ego pieska, zatrzymaÅ‚ siÄ™ przy palu, do którego byÅ‚ uwiÄ…zany Dwuogoniec, i biegajÄ…c dokoÅ‚a jego potężnej nogi, zaczÄ…Å‚ ujadać przeraźliwie.Olbrzym krÄ™ciÅ‚ siÄ™ na wszystkie strony i piszczaÅ‚:— WynoÅ› siÄ™, szczeniaku! Nie pÄ™taj siÄ™ mi u nóg, bo ciÄ™ kopnÄ™! Mój maÅ‚y piesku.mój dobry, grzeczny pieseczku.odejdź, proszÄ™ ciÄ™! A huzia stÄ…d, rozwrzeszczana sobako! Czemuż to ktoÅ› ciÄ™ stÄ…d nie zabierze? Toż ta psina gotowa jeszcze mnie ukÄ…sić!— Zdaje mi siÄ™ — rzekÅ‚ Billy półgÄ™bkiem do konia — że nasz luby Dwuogoniec mocno jest tchórzem podszyty.Gdyby mi tak dano peÅ‚ny żłób za każdego psa, jakiegom kopnÄ…Å‚ na placu ćwiÂczeÅ„, tobym byÅ‚ prawie tak gruby jak Dwuogoniec.GwizdnÄ…Å‚em z cicha i Vixen, zabÅ‚ocony jak nieboskie stworzenie, przybiegÅ‚ do mnie.PolizaÅ‚ mnie w nos i jÄ…Å‚ opowiadać o tym, jak tropiÅ‚ mnie po caÅ‚ym obozie.Nie chcÄ…c go zbytnio spoufalać ze sobÄ…, nigdy nie dawaÅ‚em po sobie poznać, że znam jÄ™zyk zwieÂrzÄ™cy.WÅ‚ożywszy pieska za pazuchÄ™, zapfiÄ…Å‚em wszystkie guziki surduta.Dwuogoniec krÄ™ciÅ‚ siÄ™ jeszcze w kółko, tupaÅ‚ nogÄ… i mamÂrotaÅ‚ gniewnie:— Osobliwe! Osobliwe! Tak siÄ™ spÅ‚oszyć! To już widocznie roÂdzinne!.Ale gdzie siÄ™ podziaÅ‚o to plugawe stworzenie? — SÅ‚yÂszaÅ‚em, jak macaÅ‚ trÄ…bÄ… wokoÅ‚o.— Widać, że każdy z nas ma swoje sÅ‚abostki! — mówiÅ‚ dalej, fuczÄ…c gÅ‚oÅ›no.— Zdaje mi siÄ™, żeÅ›cie siÄ™ przestraszyli, moi paÂnowie, kiedym zatrÄ…biÅ‚?— PrawdÄ™ mówiÄ…c, tom siÄ™ nie przestraszyÅ‚ — odrzekÅ‚ koÅ„ skwapliwie — tylko miaÅ‚em wrażenie, że mnie obsiadÅ‚ rój szerÂszeni.W każdym razie puśćmy to już w trÄ…bÄ™.to jest, przeÂstaÅ„ już trÄ…bić!.,— Prawda, żem siÄ™ przestraszyÅ‚ maÅ‚ego' pieska.ale gorzej siÄ™ spisaÅ‚ wielbÅ‚Ä…d, bo siÄ™ przestraszyÅ‚ sennej mary!.— Jakież to szczęście, że każdy z nas walczy innÄ… broniÄ…! — zauważyÅ‚ koÅ„.— Ale ja chciaÅ‚bym wiedzieć — zagadnÄ…Å‚ mÅ‚ody muÅ‚, który od dÅ‚uższego czasu siedziaÅ‚ spokojnie — czemu to my w ogóle walczymy?— Bo nam każą — odrzekÅ‚ koÅ„ parsknÄ…wszy wzgardliwie.— Rozkaz! — kÅ‚apnÄ…Å‚ zÄ™bami Billy.— Hukm-hai! (tak kazano) — zabulgotaÅ‚ wielbÅ‚Ä…d, a Dwuogo-niec i oba woÅ‚y powtórzyÅ‚y za nim:— Hukm-hai!— Dobrze, ale kto wydaje te rozkazy? — spytaÅ‚ nowicjusz.— CzÅ‚owiek, co idzie przed tobÄ…,— albo siedzi na twym grzbiecie,— albo ciÄ…gnie powróz, przewleczony przez twe nozdrza,— albo szarpie ciÄ™ za ogon — odpowiadaÅ‚y kolejno zwierzÄ™ta: Billy, wierzchowiec, wielbÅ‚Ä…d i woÅ‚y.— Ale kto im wydaje rozkazy?— Za wiele chcesz wiedzieć, mÅ‚okosie! — zgromiÅ‚ Billy towaÂrzysza.— A za to Å‚atwo możesz oberwać tÄ™giego kopniaka.JedynÄ… twojÄ… powinnoÅ›ciÄ… jest sÅ‚uchać przodownika i nie pytać o nic.— Ten smyk ma racjÄ™! — wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ Dwuogoniec.— Ja nie zawsze bywam posÅ‚uszny, bom jest taki i owaki; ale Billy też ma racjÄ™.Jeżeli nie bÄ™dziesz sÅ‚uchaÅ‚ zwierzchnika, to zatrzymasz w miejscu caÅ‚Ä… bateriÄ™, a na dobitkÄ™ dostaniesz tÄ™gie lanie!WoÅ‚y powstaÅ‚y i zabieraÅ‚y siÄ™ do odejÅ›cia.— Już ranek nadchodzi — odezwaÅ‚y siÄ™.— Trza wracać do kwater.Prawda, że patrzymy jeno Å›lepiami przed siebie i nie grzeszymy zbytkiem rozumu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]