[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuła przerazliwy ból w nadgarstku, lecz zapomniała o nim, gdy ponowniepopatrzyła na Steve'a.Ich oczy zwarły się w długim spojrzeniu.Gdy tak leżała nagaw gorącym słońcu, pod niebem niczym wielka, rozżarzona, błękitna kopuła, naglecoś się w niej poruszyło - coś dziwnego, nieznanego i prymitywnego.Oczy Steve'astanowiły nieprzeniknioną głębię.- Mogłabyś zostać squaw z plemienia Komanczów - odezwał się nagle - alegdybyś nią była, już bym teraz nie żył.Nie powiedziała nic, wciąż patrzyła w jego oczy.Widziała w nich ból,oszołomienie, ale nie gniew.Cały bok miał w krwi.Zciekała mu z koszuli na nogawkę spodni, ale niezrobił nic, by zatamować jej upływ.- Wciąż chcę się z tobą kochać - powiedział cicho.- Prędzej wykrwawisz się na śmierć!Słowa te były już szeptem.Gdy je wymawiała, pochylił się nad nią, a onaporuszyła się, by go przyjąć.Poczuła ciepłą, lepką wilgoć jego krwi na swychpiersiach, a kiedy otworzyła oczy, ujrzała krążące ponad nimi stadko myszołowów -drobne punkciki na tle oślepiającego błękitu.Poruszył się w niej, a ciało jej wygięło się, by wyjść mu na spotkanie.Odezwała się odurzonym, na wpół przytomnym głosem:- Mogłam cię zabić.one wiedzą.myszołowy.widzę je.- A ja wolę inną śmierć, tę, która przychodzi za każdym razem, kiedy jestem ztobą, Ginny.Anula & Polgara & ponaousladanscMówił do niej czystym, płynnym francuskim.Znowu przeżyła szok, na nowopowrócił gniew.Zaczęła wbijać mu paznokcie w plecy, a on zaklął wpierw pohiszpańsku, potem po francusku, wreszcie zamknął jej usta mocnym pocałunkiem,aż zapomniała o gniewie, złości, którą chciała wykrzyczeć, po chwili nie widziała inie czuła nic poza nim, jego ciałem i dzikim głodem, który oboje musieli zaspokoić.Rozdział 24Gdy obejrzała pózniej jego ranę, była mocno przerażona - głębokie, paskudnecięcie z boku, nieco poniżej ramienia.Kiedy mu ją przemywała, oznajmił spokojnie,że miewał już w życiu gorsze rany.- Całe szczęście, że ostrze odbiło się od żebra, w przeciwnym razie mogłabyśsię znalezć na tych pustkowiach zupełnie sama - naśmiewał się z niej łagodnie.- Nie jesteś na mnie zły? - spytała z niedowierzaniem, okręcając ściśle pasymateriału wokół jego klatki piersiowej.Wzruszył ramionami, krzywiąc się przy tymz bólu.- Chyba sam się o to prosiłem.Mam nauczkę, żeby na przyszłość lepiejpilnować noża - rzucił w jej stronę dziwnie zamyślone, badawcze spojrzenie - iciebie.Nie doceniałem cię, Ginny.I tej żyłki uporu, jaką masz w sobie.Odsunęła się od niego posępnie i odwróciła plecami.Wyobrażała sobie, żemusi wyglądać śmiesznie, mając na sobie jego koszulę i ciężką, bezkształtnąspódnicę zrobioną na poczekaniu z koca.- Obawiam się, że ja również nie doceniałam ciebie - burknęła.- Jak sięokazuje, znasz jednak francuski, a ja przez cały ten czas, przez te wszystkie miesiącesądziłam.- Zagryzła wargi na wspomnienie tego, co słyszała od francuskiegoporucznika.Dlaczego Steve udawał wtedy, że nic nie rozumie? I skąd tak świetniezna francuski?- W takim razie w przyszłości będziemy nawzajem bardziej się doceniać.Anula & Polgara & ponaousladanscStanął za nią tak, że prawie dotykał jej ramienia.Zwiadomość jego bliskościwywołała w niej uczucie mrowienia.Za nic jednak nie chciała odwrócić się w jegostronę.- Ginny.- Jego głos zabrzmiał niemal jak westchnienie, co ją zaskoczyło.-Posłuchaj, jeśli ze swej strony okażesz trochę cierpliwości, może wszystko dobrzesię ułoży.Chciałem ci powiedzieć już wcześniej, zanim zerwałaś się i uciekłaś jakszalona, że jutro pod wieczór będziesz już w bezpiecznym miejscu.Nie - dodałpośpiesznie, gdy odwróciła się nagle, by stanąć z nim twarzą w twarz - to nie jestżaden pokój nad saloonem ani miejsce takie jak u Lilas.To dom.Należy do megoprzyjaciela, ale będziesz go miała dla siebie.Będzie tam też kobieta, która się tobązajmie.- A ty? Zamierzasz pozostawić mnie gdzieś na odludziu, a sam w tym czasie.- Myślałem, że z ulgą przyjmiesz to, iż uwolnisz się na jakiś czas ode mnie! -Głos jego znów stał się głuchy i bezbarwny, nie potrafiłaby powiedzieć, co taknaprawdę myślał.Milczała więc w oczekiwaniu, aż powie coś jeszcze.- Muszę jechać do Mexico City, Ginny.Mam tam załatwić kilka spraw.Zoczywistych powodów nie mogę cię zabrać ze sobą.Ale gdy wrócę.- O ile wrócisz! - rzuciła gwałtownie.- Jeśli w ogóle wrócisz! Jesteś zbiegiem,szukają cię i wiesz o tym równie dobrze jak ja.Naprawdę myślisz, że będziesz mógłśmiało wjechać do Mexico City, akurat właśnie tam, i wyjść z tego cało?- Wrócę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]