[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W taką pogodę nie mam zamiaru otwierać okna! - wrzasnęła.- Już ci to mówiłam! Jeśli chcesz dostać się do środka, możesz wlecieć kominem! Albo stercz tam!Przez moment nasłuchiwała gwałtownego szwargotu dochodzącego zza szyby.- Nie, nawet tym razem nie otworzę! - odpowiedziała.- Już ci to mówiłam, zanim odleciałeś!Odwróciła się i dumnym krokiem wróciła do stołu.Na kobiercach zamigotał jej cień, kiedy zabłysły świece.- Och, nie.Proszę, nie.Och! - rozległ się ponownie krzyk w komnacie.Usiadła na krześle, zjadła ostatni kęs i popiła winem.- Musimy coś zrobić - odezwał się Ridley, głaszcząc pierścień na łańcuchu.- Nie możemy tak po prostu siedzieć.- Mnie jest całkiem wygodnie - odrzekła.- Tkwisz w tym tak samo jak ja.- Nie bardzo.- On tak nie uważa.- Nie byłabym tak pewna.Ridley parsknął.- Twoje wdzięki nie uratują cię przed ostatecznym rozrachunkiem.Wysunęła dolną wargę w zabawnym grymasie.- W dodatku obrażasz moją kobiecość.- Przypierasz mnie do muru, Reena!- Wiesz, co z tym zrobić, prawda?- Nie! - walnął pięścią w stół.- Nie zrobię tego!- A czas mija - powiedziało lustro.Skrył twarz w dłoniach i pochylił głowę.- Ja.boję się.- szepnął miękko.Nie zauważył, jak zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy.- Boję się.tego drugiego - dodał.- Nie przychodzi ci do głowy inny sposób?- Zrób coś! To ty posiadasz moc!- Nie aż taką - odpowiedziała.- Z tym drugim to może miałabym jakąś szansę.- Ale on nie jest godny zaufania! Nie mogę już dłużej na niego czekać!- Staje się coraz silniejszy.Wkrótce będzie wystarczająco mocny.- Nie.Nie wiem.- A kto wciągnął nas w te kłopoty?- To co mówisz jest nieuczciwe!Gdy opuszczał dłonie i podnosił głowę, w kominie rozległ się stukot.Na języki ognia spadły drabiny sadzy i tynku.- Naprawdę?! - zdumiała się.- Ten szalony, stary nietoperz.- zaczął obracając głowę.- Też nieładnie - oświadczyła Reena.- Tak czy inaczej.Posypał się popiół, gdy mała postać uderzyła w płonące belki, odbiła się i wyskoczyła na posadzkę bijąc długimi, zielonymi i błoniastymi skrzydłami, strząsając iskry z futerka.Była wielkości małej małpki o pomarszczonej, prawie ludzkiej twarzy.Przy każdym skoku wydawała pisk, a niektóre z jej odgłosów przypominały ludzkie przekleństwa.W końcu przystanęła w ukłonie, uniosła głowę i spojrzała na nich płonącymi oczami.- Próbowaliście mnie spalić - zaćwierkał przeraźliwie stworek.- Daj spokój! Nikt nie próbował cię spalić - odezwała się Reena.-.powiedziałaś “komin" - wrzasnął.- Na górze jest wiele kominów - stwierdziła Reena.- To głupota wybierać ten dymiący.-.Nie głupota!- A jak inaczej możesz to nazwać? Stworek kilkakrotnie pociągnął nosem.- Przepraszam - powiedziała Reena.- Ale mogłaś być bardziej ostrożna.- Czas mija - odezwało się lustro.Potworek odwrócił swój mały łepek i wysunął język.- Skoro wiecie - odezwał się.- On.on mnie uderzył!- Kto? Kto cię uderzył? - zapytał Ridley.-.Mściciel - stworek machnął prawym skrzydłem.- On jest tam, na dole.- To nie do wiary! - Ridley pobladł.- Jesteś tego pewna?-.Uderzył mnie - powtórzył stworek.Potem zaczął skakać po podłodze, zatrzepotał skrzydłami i wylądował pośrodku stołu.Z dala dobiegł cichy brzęk łańcuchów.- Skąd.Skąd wiesz, że to mściciel? - spytał Ridley.Potworek zrobił parę skoków na stole, chwycił szponami chleb, wepchnął kawałek do pyska i zaczął głośno przeżuwać.-.Moje maleństwa, śliczności - zanucił po chwili, rozglądając się po komnacie.- Przestań! - wrzasnęła Reena.- Odpowiedz na jego pytanie! Skąd wiesz, kto to taki?Potworek podniósł skrzydła na wysokość uszu.- Nie krzycz! Nie krzycz! - zawołał.-.Widziałem! Wiem! Uderzył mnie, biedną istotę, mieczem!Przerwał i otulił się skrzydłami.- Zleciałem, by mu się bliżej przyjrzeć.Wzrok mam słaby.Jeździ na diabelskiej bestii! Krąży, krąży wokół góry! Idzie, idzie tu!Ridley spojrzał na Reenę.Ścisnęła usta i potrząsnęła głową.- Jeśli ta bestia nie potrafi fruwać, nigdy nie dotrze do wieży - powiedziała.- Nie miał skrzydeł, prawda?- Nie, to był koń - odpowiedział stworek, chwytając za chleb.- Przy południowej ścianie było obsunięcie - zastanowił się Ridley.- Ale nie.Nawet tam nie da rady.Nie na koniu.-.na diabelskim koniu.- Nawet na diabelskim koniu!- Boli! Boli! Nie wytrzymam! - rozległ się przeszywający krzyk.Renna podniosła kielich.Kiedy zauważyła, że jest pusty, odstawiła go z powrotem.Mumio-głowy wypadł z cienia, by go napełnić.Przez kilka chwil obserwowali posilającego się skrzydlatego stworka.- To mi się nie podoba - przerwała ciszę Reena.- Wiesz, jaki jest przebiegły.- Wiem.-.I te zielone buty - zaświergotał stworek.- Buty elfów.Zawsze upadnie na obie nogi.Wy mnie poparzyliście, on mnie uderzył.Biedna Meg! Biedna Meg! Ale i was dostanie.Zeskoczyła i przeleciała lekko nad podłogą.- Moje maleństwa, moje śliczności! - zawołała.- Nie tutaj! Wynoś się stąd! - wrzasnął Ridley.- Zmień postać lub odejdź! Trzymaj je z daleka!- Maleństwa! Śliczności! - usłyszał cichy głos, kiedy Meg pognała korytarzem w kierunku wrzasków.Reena potrząsnęła winem w kielichu, pociągnęła łyk i oblizała usta.- Już czas - obwieściło nieoczekiwanie zwierciadło.- A teraz co masz zamiar zrobić? - zapytała Reena.- Nie czuję się dobrze - odpowiedział Ridley.Gdy podeszli do podnóża stoku, Black zatrzymał się i przez chwilę stał jak posąg, badając go wzrokiem.Padał śnieg.Wiatr rozsypywał wokół nich płatki śniegu.Minęło kilka minut.Black ruszył naprzód i sprawdził nachylenie, wspinając się kilka kroków w górę, stając całym swym ciężarem na śniegu, z pochyloną głową, tupiąc i kopiąc kopytami.W końcu zszedł na dół i odwrócił się.- Jaka jest twoja decyzja? - dopytywał się Dilvish.- Nadal mam ochotę spróbować.Moja ocena naszych szans pozostaje niezmieniona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]