[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ja czerwienię się jeszcze powiedziałem. Ale wewnętrznie i nie ze wsty-du.Zostaw mi trochę czasu.Muszę się przyzwyczaić.Nawet pędrak potrzebuje tego,w chwili gdy po wegetacji w ciemności wydostaje się na światło i spostrzega, że maskrzydła.Jak szczęśliwi są tutaj ludzie! I jak pachnie dziki jaśmin.Kelnerka mówi, żetutaj całe lasy są pełne tego.Wypiliśmy wino i wśród wąskich uliczek poszliśmy do góry starym szlakiem pro-wadzącym do Ascony.Cmentarz w Ronco wisiał nad drogą pełen kwiatów i krzy-ży.Południe, jak uwodziciel, gmatwa myśli, a fantazję przyobleka w szaty królewskie.O wieleż z nią łatwiej obracać się wśród palm i oleandrów aniżeli wśród koszar i butówwojskowych.Niebo jak ogromny, szumiący sztandar pochylało się nad nami przety-kane coraz większą ilością gwiazd.Zdawało się, że jest ono sztandarem rozrastającej sięz każdą minutą Ameryki wszechświata.Daleko w jeziorze połyskiwały ognie kawiarńAscony, a z dolin powiewał chłodny wiatr.Wróciliśmy do wynajętego przez nas domku.Leżał nad jeziorem i posiadał dwa po-koje sypialne; to czyniło zadość wymogom moralności. Jak długo jeszcze będziemy mogli tak żyć? spytała Helena. Jeżeli będziemy rozsądni, rok, a może nawet o pół roku dłużej. A jeżeli nie będziemy żyć rozsądnie? powiedziała. Tylko to lato. %7łyjmy zatem nierozsądnie szepnęła. Lato jest krótkie. Właśnie! zawołała nagle z pasją. Lato jest krótkie.%7łycie jest krótkie! Ale coje skraca? Nasza świadomość, że jest krótkie.Czy koty na podwórzu wiedzą, że życie jestkrótkie? Czy wie o tym ptak? Motyl? Dla nich jest ono wieczne.Bo nikt im o tym niemówił.Dlaczego nam to powiedziano? Na to jest wiele odpowiedzi. Daj mi jedną!Staliśmy w ciemnym pokoju.Drzwi i okna były otwarte. %7łycie stałoby się nie do zniesienia, gdyby miało trwać wiecznie. Sądzisz więc, że byłoby nudne? Jak życie Boga? Ależ to nieprawda.Daj następną! %7łycie przynosi więcej nieszczęść niż szczęścia i los wyświadcza nam miłosierdzie,że nie trwa ono wiecznie.94Helena jakiś czas milczała. Wszystko to nieprawda rzekła wreszcie. Tolerujemy ją, ponieważ wiemy, żeani pozostać, ani nic zatrzymać nie możemy i nikt żadnego miłosierdzia nam nie wy-świadcza.Wymyśliliśmy ją.Wymyśliliśmy ją, aby mieć jakieś złudzenie. Czyż mimo wszystko nie wierzymy w to? zapytałem. Ja nie wierzę! I nie masz żadnej nadziei? Nie! Na każdego przychodzi kolej powiedziała z mocą i cisnęła swoje ubraniena łóżko. Na każdego! Również na skazańca z jego nadzieją, jeżeli nawet za pierw-szym razem od tego się wykręcił! Następnym razem kolej przypadnie na niego! Właśnie na to liczył.Tylko na to. Otóż to.To jest wszystko, co potrafimy! Podobnie jak świat, który łudzi się na-dzieją, że wojna wybuchnie następnym razem! Ale nikt nie jest w stanie temu przeszko-dzić. Co do wojny, tak.Co do śmierci, nie! Nie śmiej się! zawołała.Podszedłem do niej.Cofnęła się do tyłu, przez drzwi na zewnątrz. Co się z tobą dzieje, Heleno? spytałem zaniepokojony.Na dworze było jaśniej niż w mieszkaniu.Zobaczyłem, że ma twarz zalaną łzami.Nieodpowiedziała mi.Ja też nie pytałem już dalej. Upiłam się odpowiedziała nareszcie. Czy nie widzisz tego? Nie. Wypiłam za wiele wina. Raczej za mało.Tu jest jeszcze butelka.Postawiłem flaszkę nostrano na kamiennym stole, stojącym na łące poza domem,i poszedłem do mieszkania po kieliszki.Kiedy wróciłem, Helena schodziła łąką w kie-runku jeziora.Nie ruszyłem od razu za nią.Nalałem kieliszki do pełna; wino w bladymodblasku nieba i wody wydawało się czarne.Potem poszedłem wolno przez łąkę w dół,w kierunku palm i oleandrów rosnących nad brzegiem.Zaniepokoiłem się nagle o He-lenę i odetchnąłem, gdy ją ujrzałem.Stała pochylona nad wodą, pogrążona w dziw-nej rezygnacji.Zdawało się, że na coś oczekiwała, na czyjeś wołanie lub na coś, co sięprzed nią wynurzy z jeziora.Przystanąłem cicho w pewnej odległości, nie, żeby ją ob-serwować, lecz żeby jej nie przestraszyć.Po chwili głośno westchnęła i wyprostowałasię.Potem weszła do wody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]