[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jestem spłukana, to prawda.Ostatnio nie ma czym handlować.Na granicy rozstawili posterunki żołnierzy uzbrojonych po zęby inawet mysz się do Tangeru nie prześliznie po towar bez stu tysięcypozwoleń, których ja za Boga nie dostanę.Na Gibraltar też się nie daprzepłynąć, Cieśnina jest zamknięta, a samoloty latają tuż nad wodą istrzelają do wszystkiego, co się rusza.Ale mam tu coś, za co możemykupić przyzwoity lokal; coś, co po raz pierwszy w moim zasranymżyciu po prostu samo do mnie przyszło, nawet nie musiałamwychodzić z domu.Chodz, to ci pokażę.Podeszła do sterty leżących w kącie rupieci.- Wyjrzyj przedtem na korytarz i sprawdz, czy u sióstr jeszczegra radio - syknęła konspiracyjnym szeptem.Kiedy wróciłam, klatki, koszyk, nocniki i miednica leżały obokna podłodze, a Candelaria stała nad zamkniętym kufrem.- Zamknij dobrze drzwi, na zasuwę.Zapal światło i chodz tutaj -powiedziała cicho, ale stanowczo.Goła żarówka pod sufitem rozbłysła nagle, zalewając pokójtrupim światłem.Zrobiłam parę kroków i stanęłam obok Candelariiakurat w chwili, gdy podniosła wieko.Na dnie skrzyni zobaczyłamtylko brudny, pognieciony koc.Wyjęła go ostrożnie, niemal z czcią.- Pochyl się niżej.Widok, jaki ujrzałam, odebrał mi mowę; pozbawił prawie tchu iprzytomności.Na dnie leżał stos czarnych pistoletów, dziesięć,dwanaście, może piętnaście albo dwadzieścia - w nieładzie, każdalufa w inną stronę, niczym pluton uśpionych morderców. - Widziałaś? - wymamrotała.- To zamykam.Daj mi te graty,trzeba położyć je na wierzchu.Już, możesz zgasić światło.Głos Candelarii, choć wciąż przyciszony, brzmiał zupełniezwyczajnie; tego, jak by zabrzmiał mój, nigdy się nie dowiedziałam,bo z wrażenia długo nie mogłam wykrztusić słowa.Usiadłyśmy z powrotem na łóżku i zaczęła opowiadać szeptem:- Niektórzy do dzisiaj myślą, że rebelia wybuchła nagle, ale toordynarne kłamstwo.Sporo ludzi wiedziało, że coś się szykuje.Nadługo przedtem przygotowania szły pełną parą, i to nie tylko wkoszarach i na Liano Amarillo (%7łółta Równina, płaskowyż w górachRif, gdzie w lipcu 1936 r.odbyły się manewry wojskowe, w czasiektórych przypieczętowano sprzysiężenie generałówprzygotowujących rebelię przeciwko II Republice Hiszpańskiej.).Podobno nawet w Kasynie Hiszpańskim ukryto za barem cały arsenał,ale kto wie, jak było naprawdę.W pierwszych tygodniach lipcanocował w tym pokoju agent celny w oczekiwaniu na przydział, takprzynajmniej twierdził.Skłamię, jeśli powiem, że mi to nieśmierdziało, bo jak dla mnie, to nie był żadnym agentem, nic z tychrzeczy, ale ja nigdy o nic nie pytam, bo sama też nie lubię, jak ktośwtyka nos w moje sprawy, więc pościeliłam łóżko, postawiłam nastole gorącą zupę i Bóg z nim.Osiemnastego lipca wyszedł i już gowięcej nie widziałam.Może się przyłączył do buntu, może zabrali godo twierdzy Monte Hacho i rozstrzelali o świcie, a może przeszedłprzez zieloną granicę na francuską stronę.Nie wiem i nie chcęwiedzieć, co się z nim stało.Chodzi o to, że po czterech czy pięciudniach przysłali mi tu jakiegoś poruczniczynę po jego rzeczy.Znowuo nic nie pytałam, oddałam wszystko, co było w szafie, kazałam muiść z Bogiem i uznałam sprawę za zamkniętą.Ale kiedy Dżamilasprzątała potem pokój dla następnego gościa, usłyszałam nagle, żewrzeszczy, jakby zobaczyła diabła z widłami, czy co tam trzyma wręku ten ich muzułmański szatan, kto go tam wie.I okazało się, żewymiotła spod łóżka całą górę pistoletów.- I wtedy pani schowała je do skrzyni? - zapytałam słabymgłosem.- A co niby miałam zrobić? Lecieć do koszar i szukać tegoporucznika? Przecież już się czuło, że coś wisi w powietrzu.- Mogła je pani oddać komisarzowi. - Don Claudiowi? Oszalałaś!Tym razem to ja uciszyłam ją głośnym ćśśśśśśś".- Miałam pokazać don Claudiowi pistolety? Już i tak mnie ma nacelowniku.Chcesz, żeby mnie zamknął na całe życie? Zatrzymałamje sobie, bo znalazły się w moim domu, a ten rzekomy celnik był miwinien za piętnaście dni, więc odebrałam dług w naturze.Ta broń jestwarta kupę forsy, dziecinko, zwłaszcza w dzisiejszych czasach.Pistolety są moje i mogę z nimi zrobić, co mi się podoba.- Chce je pani sprzedać? To może być niebezpieczne.- Chrzanić to, potrzebny jest pieniądz na twój salon krawiecki.- Nie uwierzę, że pakuje się w to pani tylko ze względu namnie.- Nie, córciu - przerwała.- Nie wiem, czy się dobrze rozumiemy.Pakujemy się w to obie.Ja znajdę kupca, ty rozkręcisz interes, azyskiem się podzielimy po połowie.- A dlaczego nie sprzeda ich pani dla siebie? Starczyłoby nadługo.- Bo to chleb dzisiaj, a głód jutro.Bardziej mnie interesuje coś,co da mi utrzymanie na przyszłość.Jeśli teraz sprzedam towar i przezdwa, trzy miesiące przejem cały zysk, to z czego będę żyła, jak wojnapotrwa dłużej?- A jeżeli panią przyłapią na handlu bronią?- Wtedy powiem don Claudiowi, że siedzimy w tym obie i obieskończymy tam, gdzie nas wyśle.- W więzieniu?- Albo na cmentarzu.Z gadziami (Gadzio - tak Romowienazywają ludzi obcych etnicznie.) nigdy nic nie wiadomo.Mimo iżowym ponurym przewidywaniom towarzyszyło szelmowskiemrugnięcie okiem, zaczęła we mnie narastać panika.Zimne, staloweoczy komisarza Vazqueza i jego surowe ostrzeżenia mocno utkwiłymi w pamięci.Proszę się trzymać z daleka od szemranych interesów izachowywać się przyzwoicie, żadnych sztuczek.Słowa, którewówczas wypowiedział, stanowiły krótki, lecz wyczerpujący katalogrzeczy niezbyt miłych.Komisariat, więzienie dla kobiet.Kradzież,oszustwo, dług, skarga, trybunał.A teraz, jakby tego było mało,handel bronią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]