[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pobawili się w orkiestrę.Każdy przy stoleudawał rękoma jakiś instrument.Czapeczki, prezenty.Tort.Zwieczki i malutkie duńskie flagi.Toast wznieśli winem i sokiem z pomarańczy.Vagn Skarbak w swoimnajelegantszym ubraniu uśmiechał się jak dumny wujek, promiennie.Pernille patrzyła na niego.Czasami taki młody, chociaż pod oczamimiał worki, które wcześniej widywała nieczęsto.I chyba zaczął farbowaćsiwiznę.Vagn stanowił część ich rodziny od tak dawna, że nie pamiętała,kiedy to się zaczęło.Od Theisa.Wszystko się zaczęło od Theisa.W tym szalonym pędzie,gdy ona była w ciąży z Nanną, gdy uciekali i brali ślub.Gdy przekonywałago, żeby zostawił dorywcze zajęcia i się ustatkował.Założył własną firmę.Drobny, nieśmiały, czasami przerażony Vagn zawsze był gdzieś wtle.Zawsze chętny do pomocy.Zawsze miał miłe słowo.Zawszeprzedkładał czyjś interes nad swój.Teraz widziała, jak on patrzy na chłopców, i z każdą sekundąutwierdzała się w przekonaniu, że to, co kiedyś wydawało się takiewłaściwe, takie naturalne, było bardzo złe.Co prawda nie rozumiała dlaczego.Nie z powodu jakiegośkonkretnego faktu, raczej na skutek szeregu okoliczności i przeczuć,których jakoś ciągle nie umiała połączyć. Chłopcy są cudowni. Vagn uśmiechnął się do niej tym swoimniewymuszonym, szczerym uśmiechem, który przyjmowała zaoczywistość.Może widział w nich siebie.Albo chłopca, którym kiedyś był. Jedzenie jest naprawdę cudowne. Miło mi, Vagn powiedziała cicho.I chciała spytać: dlaczego?Theis właśnie wstawał, odchrząknął i oznajmił, że chce wygłosić kilkasłów.Jakże by inaczej, pomyślała.Kochała tego mężczyznę, ale wiedziała,że w pewien sposób on stanowi dla siebie samego zagadkę równie wielkąjak dla niej. Przede wszystkim oznajmił Theis głosem niby poważnym,chociaż może nieświadomie chciałbym życzyć wszystkiego najlepszegoAntonowi.Mam nadzieję, że ten dzień minął mu mile.Mały ptaszekpowiedział mi.Mężczyzna po drugiej stronie stołu przyłożył dłoń do ust izachichotał..%7łe wujek Vagn ma dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.Stanął obok niej jak skała, jak wielkie drzewo w lesie.Teraz coprawda trochę rozkołysane.Zniknął dawny arogancki bandzior.Schylił się, sięgnął po jej dłoń leżącą na stole i delikatnie ją nakrył. Lotte wzniósł kieliszek. Anton.Emil.Vagn.Nie płakał.Nigdy nie płakał.Nie na jej oczach.Ale teraz niewielebrakowało. Bez was tym razem nie dalibyśmy rady. Zcisnął jej rękę. A ja zniczym bym nie dał sobie rady wąskie oczy, nieprzeniknione, czasamiprzebiegłe, spoczęły na niej bez mojej Pernille.Mojej słodkiej Pernille.Niedługo będziemy mieli nowy dom.I wszyscy tam będziecie milewidziani.Nowy początek.Nowe.Wielkie drzewo zachybotało się.Wszyscy przy stole zamilkli. Na zdrowie powiedziała Pernille, wznosząc kieliszek. Na zdrowie powtórzyli Lotte i Theis. Na zdrowie dołączyli chłopcy ze swoim sokiem pomarańczowym.Vagn przełknął wielki łyk piwa i ryknął: Zdrowie wasze w gardła nasze!Chłopcy zachichotali.Zakrył dłonią usta i zarumienił się.Pijacki toast.Nie dla dzieci.Ale może Vagn tego nie wiedział.Możeistniała granica pomiędzy chłopcem, którym chciał być, a dorosłym,którym się stał.Pierwszy, wrażliwe dziecko, szczęśliwe i wolne, stawało sięprawdziwe.Drugi, dorosły, żałosny, udręczony, samotny, uciekający wfantazje.Rano zadzwoni do Lund.Pogada z nią.Wiedziała, że ta kobieta jejwysłucha.Do tego czasu.Patrzyła, jak Vagn uśmiecha się do Antona i Emila.Do tego czasu żadnego członka swojej rodziny nie spuści z uważnegooka.Zadzwonił telefon.Vagn Skarbak wstał od stołu, podszedł do aparatu, z trudemodrywając wzrok od chłopców.I od Pernille.Wyglądała na.przejętą.Jakby była szczęśliwa.Jakbycoś, jakaś tajemnica, wychodziła właśnie na jaw. Halo? powiedział. Rezydencja Birk Larsenów. Mówi Rudi.Jest tam Theis?Patrzyła na niego ponad balonami, ponad prezentami.Uśmiechnął się. Cześć.Lekko. Co jest? Przejeżdżałem koło domu.Znowu tam jest policja.Ciągle się uśmiechał. Co to znaczy? Są w piwnicy i przed domem.Całe tłumy.Tak ma być? Myślałem. No tak odparł. Nic się nie dzieje.Zaraz tam podjedziemy.Dzięki za telefon.Cześć.Siadł.Wzruszył ramionami. Cóż oznajmił, patrząc po zebranych chyba musimy zmienićplany.Birk Larsen zmarszczył czoło. Ten gość, co ci mówiłem Vagn mrugnął okiem no wiesz? Ten.Chce, żebyśmy teraz podjechali. Jakie plany? spytała Pernille, nagle zaniepokojona. O jakimplanie mówicie? To niespodzianka Vagna odrzekł Theis.Też mrugnął okiem.To ją zdenerwowało.Stanęła za Antonem i Emilem. A skąd wiedział, że ma tu zadzwonić? Włączyłem u siebie przekierowanie wyjaśnił Vagn. Niemówiłem?Spojrzał na chłopców.Na Lotte i Pernille. Nie chcę przerywać przyjęcia, Theis.Ale jeśli mamy jechać, to już.Im szybciej ruszymy, tym szybciej wrócimy.Spojrzał w sufit i dał porozumiewawczy znak oczami. Nie możemy zaczekać do tortu? spytał Birk Larsen. Nie.Musimy jechać już.Pół godziny.I po wszystkim.Obejrzał się na chłopców. Zostawcie mi trochę poprosił, po czym sięgnął po czarnąskórzaną marynarkę Birk Larsena i podał mu.Zeszła na dół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]