[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uchwycił ją i przytrzymał jednym ramieniem, odsunął następnie na bok nieomal od niechcenia, po czym sam stanął na ścieżce, wyciągniętą ręką wstrzymując Maxa.Zbiegłam na dół, podeszłam do nich i usłyszałam przez urywane, płaczliwe złorzeczenie Mirandy, że Adoni mówi cicho i pośpiesznie:– Nie.Nie, Max.Poczekaj.Poczekaj i patrz.Tam gdzie przed chwilą rozegrała się dramatyczna scena, nagle zapadła cisza.Po słowach chłopaka Max stanął jak wryty.Cała trójka robiła wrażenie grupowego posągu.Dwóch nieruchomych mężczyzn patrzyło sobie w oczy, przy czym Adoni blokujący Maxowi drogę, wyglądał w świetle gwiazd jak święty Michał broniący wstępu do raju.Dziewczyna przestała się wyrywać i łkając stała u jego boku.W jakimś momencie wreszcie przestał dzwonić telefon.Papadopoulos pobiegł w tamtą stronę i można było usłyszeć, że coś wykrzykuje naglącym tonem.Sir Julian musiał zająć się Spirem.Posterunkowy właśnie zdążał w dół schodkami, lecz szedł raczej wolno, gdyż był ranny, a poza tym na pościg było już za późno.Wiatr ucichł, powietrze stało nieruchome, jak to zazwyczaj bywa przed świtem.Usłyszeliśmy wyraźnie trzask drzwi do hangaru i odgłos stóp biegnących po drewnianym pomoście.Nastąpiła chwila przerwy, gdy Godfrey dotarł do „Aleister” i uwalniał go z cum.Teraz zapewne co sił odpychał jacht od pomostu.Nagły warkot motoru zabrzmiał jak strzelanina.Krótkie, narastające crescendo, i już „Aleister” ruszył w stronę otwartego morza, ku wolności.I nagle ten dźwięk został pochłonięty, zniszczony i zagłuszony przez potworny ryk eksplozji.Podmuch dotarł aż do nas.Ogień szalał i wytryskał jęzorami nad wodą, po czym w jednej sekundzie zniknął.Echo wybuchu odbiło się od urwisk i niosło się od skały do skały przytłumionym pomrukiem, aż wreszcie zaginęło w szeleście drzew.– Co się stało? Co się stało? – spytał sir Julian i zaraz dotarł do mnie strumień pospiesznych wyjaśnień udzielanych przez Spira.Papadopoulos rzucił słuchawkę i znalazł się na tarasie nad nami.Wychylił się przez balustradę.– Max? Co u diabła się dzieje?Max oderwał wzrok od Adoniego.Odchrząknął i przez chwilę się wahał.Powiedziałam drżącym głosem:– Chyba wiem.Jak byłam na pokładzie, wyczułam gaz.On łatwo wybucha.wystarczy zostawić przez pomyłkę nie domknięty kurek w kuchence, a gaz zbiera się na dole pod pokładem.Nawet go nie zauważasz, a gdy tylko włączysz silnik, wybucha.Ja.kiedyś widziałam taki wybuch w Norfolk Broads.– Spiro też mówił coś o gazie.– Max otarł twarz.– Mój Boże, co za noc.Mój Boże.To pewnie był.A czy on korzystał wcześniej z kuchni?– Na pewno nie, gdy płynęliśmy w tamtą stronę.Ale to by się zgadzało, bo gdyby smród był już wtedy silny, wyczułby go podczas wyładowywania pakunków spod pokładu.Nie, musiał korzystać z kuchenki w drodze powrotnej.Kiedy ja wyjmowałam paczkę, zapach był ledwie wyczuwalny.Adoni, znalazłeś?– Tak.– Masz pakunek? – Uwaga inspektora przeniosła się na co innego.– To o tym chciała nam pani opowiedzieć, tak? To części radiowe?– Bynajmniej.To paczka sfałszowanej waluty, inspektorze Papadopoulos, część ładunku siedmiuset tysięcy albańskich leków, które przemycił dziś w nocy.Zdołałam wykraść jedną paczkę i ukryć w hangarze, zanim.mnie złapał.Wysłałam Adonisa, żeby ją zabrał.– Po czym dodałam: – Tak myślę, że ten.wypadek.oszczędził wszystkim masę kłopotów.Gdyby Grecy musieli go zastrzelić.Nie dokończyłam zdania.Max i Adoni stali zupełnie nieruchomo.Przez chwilę inspektor mierzył nas wzrokiem, po czym skinął głową.– Może i ma pani rację.No tak, panno Waring, za parę minut wrócę i z przyjemnością wysłucham, co ma mi pani do powiedzenia.Pakunek jest bezpieczny, młody Adonisie? Dobrze.Zanieś go na górę, proszę.A teraz lepiej będzie, jeśli zejdziemy na dół i zobaczymy, czy jest co w ogóle zbierać.Trzymasz się jeszcze jakoś na nogach, Petros?Obaj policjanci zeszli w dół ścieżką i zniknęli nam z oczu.Znowu zapadła cisza.Pozostali jak jeden mąż obrócili się i utkwili wzrok w Adonisa.Spoglądał na nas spokojnie, po chwili się uśmiechnął.Wyglądał przepięknie.Miranda wyszeptała śpiewnie:– To ty zrobiłeś.To ty.– po czym osunęła mu się do stóp, przytulając jego rękę do swego policzka, a z jej uniesionej twarzy biło uwielbienie.Spojrzał na nią i powiedział coś po grecku, bardzo czule.Usłyszałam, jak Max wciągnął gwałtownie powietrze, po czym podszedł do mnie, wziął mnie w ramiona i pocałował.***Sir Julian czekał na tarasie.Nie musieliśmy się obawiać, że będzie komentował, to co przed chwileczką zaszło pomiędzy mną a jego synem.Pławił się w miłym samozadowoleniu.– To było przedstawienie mojego życia – oświadczył błogo.– Bez wątpienia.Wystrychnął mnie pan na dudka.Czy domyślałeś się, że sir Julian nie jest pijany? – spytałam Maxa.– Tak.Nie byłem pewien, co knuje, ale miałem nadzieję, że z jego pomocą szala przechyli się na naszą stronę.I niemal do tego doszło.prawie.Beznadziejnie spudłowałeś, ojcze.– Na myśl o tym, że zmarnuję dobrą whisky, źle wycelowałem – oznajmił ojciec.– Niemniej zostało w szklaneczce dosyć, by uśpić Spira, biedny dzieciak ma już usztywnioną nogę i leży na sofie.Obawiam się, że czeka go następna wycieczka do szpitala, jak tylko się rozjaśni.Aha, zadzwoniłem też do twojej siostry, Lucy.Udało mi się ją uspokoić.To była niezła nocka, jak mówią.– I jeszcze się nie skończyła – oznajmił Max nieco ponuro.– Nie spocznę, póki nie usłyszę, co Lucy ma do powiedzenia.No dobrze, w porządku, kochanie, poczekamy z tym, aż wróci Markos.Nie będziesz przecież tego opowiadać wszystkim po kolei.Jesteś chyba kompletnie wyczerpana.– Och, już wrzuciłam drugi bieg.Czuję się dosyć dobrze.wciąż wydaje mi się, że pływam i to wszystko.Wolno podeszłam do balustrady i wychyliłam się, spoglądając na ciemne morze.Nadchodził świt, delikatny brzask lekko rozjarzał ośnieżone szczyty Albanii.– Czy myślisz, że zostało.cokolwiek?– Jestem pewien, że nie.– Podszedł bliżej i objął mnie ramieniem.– Zapomnij o tym.Nie pozwól, aby te myśli cię prześladowały.Tak będzie łatwiej.– Wiem.Stojący z drugiej strony sir Julian wyrecytował:Niechaj pamięci naszej nie obciążabrzemię minione.– Muszę ci powiedzieć, Max, że doszedłem do wniosku, iż rola Prospera nie jest dla mnie.To byłoby marnowanie talentu.W twoim filmie zagram raczej Stefano.Jeszcze dzisiaj napiszę o tym Sandy’emu.– A więc wraca pan do naszego świata? – spytałam.– To będzie okropne – odparł sir Julian.– Ale wrócę.Któż chciałby opuścić zaczarowaną wyspę dla lodowatych, wilgotnych, zachwycających świateł Londynu? Mogę spróbować, co sądzisz o tym?Max nic nie odpowiedział, lecz poczułam, że jego ramię mocniej mnie objęło.Adoni i Miranda cicho, z głowami pochylonymi ku sobie, weszli po schodkach tarasu, coś szepcząc, przeszli przez balkonowe drzwi i zniknęli nam z oczu.– Beatrycze i Benedykt – zauważył cicho sir Julian.– Nigdy nie przypuszczałem, że usłyszę na żywo tę cudowną, szekspirowską frazę: „Zjadłabym jego serce na środku rynku.” Zrozumiałaś to, Lucy?– Nie znam greckiego.Czy to właśnie powiedziała? – A kiedy mi powtórzył, spytałam: – A Adoni? Co on takiego odpowiedział, kiedy całowała jego dłoń?– Nie słyszałem.Max zerknął na mnie, zawahał się chwilę, a następnie szorstkim tonem zacytował:„Chciałaś zjeść jego serce, mała siostrzyczko.Ugotowałem je dla ciebie.”– Wielkie nieba! – wykrzyknęłam.Sir Julian uśmiechnął się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]