[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A co to był za zamek? zapytał Rogwold. Przybytek Nazgulów, najstraszliwszych sług Wroga, stamtąd orkowie na-padli na Lorien.Wiesz, co to jest? Słyszałem, że tak nazywał się kraj elfów nieopodal Gór Mglistych, aledokładniej nic nie wiem odpowiedział łowczy. Orkowie pewnego razu szturmowali Złoty Las, ale elfy obroniły się.A po-tem ruszyli do boju, przeprawili się przez Anduinę i uderzyli! Słudzy wroga zosta-li pobici, i sama Pani Galadriela zburzyła mury tego zamku.Tak mówi CzerwonaKsięga. Zaczęło się: Dol Guldur, zamek, Wróg! burknął Torin. Mało to sięmoże przywidzieć! Bywa, rzecz jasna, że sny się spełniają, i nie można ich lekce-ważyć, ale w tym wypadku wszystko jest takie niepewne. Cóż, pożyjemy, zobaczymy westchnął Rogwold. Ruszajmy w drogę,przyjaciele.Mnie ten bój pod Przygórzem nie wychodzi z głowy.Dlaczego oni84się tak rozzuchwalili? Zbierają pół tysiąca włóczni w środku Królestwa, niczegosię nie obawiając i nawet się z tym nie kryją! Pokręcił w zatroskaniu głową.Idą złe czasy, powiadam wam. A co, nie można było zaalarmować całej okolicy? zapytał niespodziewa-nie Torin. W samym Przygórzu ze dwa tysiące wojów się zbierze! A okolicznewsie? Zdusiliby ich, ani jeden by nie uszedł z życiem. Co ty opowiadasz! machnął ręką Rogwold. Pomyśl, czy ci wieśniacynadają się do walki? Przecież to dla nich pewna śmierć, żaden nie potrafi trzymaćmiecza.Od tego właśnie jest drużyna, która ma wojować.Wojsko wojuje, oraczeorzą, kowale kują, a tkacze tkają.Każdy winien swoje zajęcia wykonywać jaknależy i nie pchać się do cudzych spraw.Tak jest, tak było i tak będzie.Nie, nieda się nikogo ani niczego zmienić. Nie wiem, może masz rację rzekł krasnolud. Tylko że u nas, gdy-by ktoś taki się pojawił i zaczął pędzić żywot rozbójniczy, wszyscy porzucilibyrobotę i ruszyli całym ludem na wroga. Pewnie dlatego wy, krasnoludy, nie utworzyliście Zjednoczonego Króle-stwa uśmiechnął się Rogwold. Nie obrażaj się, proszę, ale każdy ma swojeżycie. Co się mam obrażać mruknął krasnolud. Rzeczywiście od czasówDurina nie potrafimy zjednoczyć się w królestwo. No to co, w drogę? podniósł się łowczy. Jesteś gotów, Folko? Nakar-miliście swojego karzełka? Karmiłem go, karmiłem. Krasnolud podniósł się. Wcina, żarłok, jaknie wiem co! Gdzie on to mieści?Jechali niemal cały dzień.W końcu Trakt zanurkował w dół, w kolejną dolinęmiędzy łańcuchami wzgórz, ciągnących się z południowego zachodu na północ-ny wschód.Droga przecinała kotlinę w jej najszerszym miejscu, potem z leweji prawej pasma wzgórz zbliżały się do siebie.Płaskie dno doliny pokrywały polai sady, nieco dalej po lewej widać było jeszcze jedną wieś i łąki wokół niej, a jesz-cze dalej nowe pola, nowe sady.Przeczuwając wypoczynek i dobry obiad,przyjaciele ponaglili wierzchowce.Jednakże wieś powitała ich zaskakującą ciszą i pustką.Wrota wielu domóworaz zajazdu pozostawały otwarte na oścież, ale ludzi nie było widać, tylko po-dwórzowe psy, uczciwie wykonując swoje obowiązki, przywitały ich chóralnymujadaniem. Gdzie się wszyscy podziali? odezwał się zaniepokojony i zaskoczonyRogwold, gdy podjechali do szerokiej bramy zajazdu.W środku obszernej izby panował bałagan, stoły były wywrócone, krzesłależały na ziemi, skorupy rozbitych naczyń pod nogami.Na szynkwasie siedziałogromny kocur, niespiesznie ucztujący pośród szczątków dzbanka ze śmietaną. Wygląda, że wszyscy gdzieś uciekli wzruszył ramionami krasnolud.85 Ale dokąd? I dlaczego? Nie, mili moi, tu dzieje się coś niedobrego.Przejdz-my się po wsi, może kogoś spotkamy.Prowadząc konie za uzdy, poszli się rozejrzeć.Wszędzie widzieli to samo otwarte na oścież drzwi i puste pomieszczenia.Nie zauważyli, jak znalezli siępoza wsią.Za ogrodami ciągnęło się niezbyt szerokie pasmo sadów, dalej pewnieznowu zaczynały się pola
[ Pobierz całość w formacie PDF ]