[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozkoszując się tym spokojem, Folko przyłożył się na posłaniu; Amrod, jeden z najlepszych minstreli księcia, patrzył w niebo i cicho nucił starą pieśń o losie błękitnych Magów, którzy odeszli na wschód i polegli w nierównej walce ze Złem Saurona.Ledwo hobbit ułożył się wygodniej, zamierzając wysłuchać pieśni, poczuł nagle dotkliwy kuksaniec w bok.Nad nim stał Torin i wyraz twarzy krasnoluda nie wróżył niczego dobrego.- Co się stało? - zapytał niechętnie Folko i zmarszczył nos.- Co cię tak nosi?- Wstawaj! Musimy pogadać z Malcem.Nie pojmuję, co się z nim dzieje.Nie idziemy na spacer i musimy sobie całkowicie ufać, a jeśli do kogoś nie mamy zaufania, to już nie jest on druhem i towarzyszem, ale na poły wrogiem.Nie zamierzam ustępować.Chodźmy! Nie ma co odkładać i udawać, że nic się nie dzieje.Jeśli ma do nas pretensję, niech powie wprost, a nie obraża się jak koza na róże.Stękając, hobbit wstał i powlókł za niezmordowanym Torinem w gęstwinę otaczających polanę zarośli.Malec już tam siedział, ponury i przygotowany do odparcia ataku.Widać było, że - podobnie jak hobbit - myśli o ucieczce, ale jeśli Folko po prostu marzył o tym, żeby powylegiwać się przez kilka godzin, słuchając wspaniałych elfijskich pieśni, to Malec za nic nie chciał dopuścić do rozmowy.- Teraz mów! - polecił Torin.Mały krasnolud nachmurzył się i hobbit zrozumiał, że Torin postąpił niewłaściwie.Z Malcem nie można było rozmawiać tak kategorycznym tonem.- Co tu mówić? - syknął Malec.- Daj mi spokój, co cię ugryzło? Czego ode mnie chcesz?- Chcę wiedzieć, dlaczego nie poszedłeś z nami do Orlangura - odpowiedział spokojnie Torin.- Mówiłem już hobbitowi i tobie powtórzę: musimy ufać sobie bezgranicznie.A ja przestałem cię rozumieć! Czego się wystraszyłeś? Przecież wiedziałeś, że to nie jest zwyczajny smok.Malec milczał, nerwowo gryząc wargi.Krasnoludy są zwykle bardzo opanowane i jeśli któryś tak otwarcie, w obecności innych gryzie wargi czy, powiedzmy, czerwieni się, znaczy to, że sprawa jest bardzo poważna.- A co będzie, jeśli nie odpowiem na twoje pytanie? -zmrużył oczy mały krasnolud.- Byłbym bardzo niezadowolony - odpowiedział cicho Torin.- Przeszliśmy razem taką drogę, jakiej nie pokonał chyba żaden krasnolud Północnego Świata.Byliśmy jedną całością, i wtedy, gdy walczyliśmy, uderzaliśmy jak jedna ręka! Co teraz stanęło między nami? Nie rozumiem: dlaczego nie chcesz odpowiedzieć?Malec milczał, spuściwszy wzrok.Jego ręka ściskała rękojeść miecza.- No dobrze, spróbuję wam wyjaśnić - wykrztusił w końcu niechętnie.- To wszystko przez waszego wszechwiedzącego smoka! Nie wierzę mu, nie wierzę i boję się go! Nie dlatego, że może mnie pożreć, przed tym bym się nie ugiął, ale dlatego, że on może na mnie rzucić takie czary, które jeszcze zmniejszą i tak wąski krąg tego, co mi wolno! Rozumiesz czy nie? - Coraz bardziej się rozpalał, na policzkach wykwitły purpurowe plamy.- I ja nie życzę sobie, słyszysz, nie życzę, by on wskazywał mi, jak mam postępować, i przez to okradał mnie z mojej wolności!- Co ty gadasz! - zakrzyknął Torin, patrząc na przyjaciela zaskoczony.- Od kiedy to nowa wiedza ma zdolność ograniczania twojej wolności?- Bardzo prosto! - Mały krasnolud wpił się w Torina rozgorączkowanym wzrokiem.- Przystąpiliśmy do gry, z której nie ma wyjścia, nie wiemy, gdzie ono jest, ale wierzymy, że ktoś może nam je wskazać, i dlatego z rozdziawionymi gębami słuchamy każdego, kto mówi nam, jak należy postępować w tej grze, żeby nie zginąć marnie.Ale każdy radzący coraz bardziej zawęża krąg naszych możliwości, naszego własnego rozumienia, w przedziale którego możemy wybierać sami!Malec poderwał się na równe nogi, zacisnął dłonie w pięści.Folko słuchał go z rosnącym zdziwieniem.Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by mówił z takim zapałem.- My, tangarowie - ciągnął mały krasnolud - jesteśmy najbardziej wolnymi istotami tego Świata.- Oczy mu płonęły, skóra na policzkach drgała poruszana skurczami mięśni.- Dziwi mnie więc, Torinie, że właśnie ty nie rozumiesz, iż przez całe lata nie robiliśmy nic innego, jak tylko pchaliśmy się na oślep tam, gdzie nas posyłały jakieś najprzeróżniejsze Moce, które uważały nie wiadomo dlaczego, że mają prawo kierować naszymi losami! Ja w ogóle nie mogę ścierpieć, kiedy ktoś mi coś nakazuje! I sprawa nasza na tyle okazała się właściwa, że w końcu nasi bracia, Czarne Krasnoludy.zmusiły.sami wiecie, do czego.- Wściekle szarpnął obejmującą lewy nadgarstek szarą bransoletę-zabójcę.- Nienawidzę, kiedy zamyka mi się usta! - nie ustawał Malec.- Jedni nam nagadali, teraz ten smok nagadał.Nie chcę! Jestem mistrzem, wolnym tangarem, a nie szmacianą lalką wszystkich tych magów i smoków! I prawdę mówiąc już jestem gotów.na wiele, żeby tylko ktoś uwolnił mnie od tej rzeczy! - Znowu potrząsnął bransoletą.- Jesteś pewien, że ci, którzy mi ją nałożyli, dotrzymają słowa? Że nie przyjdzie im do głowy uwolnić się od nas, nawet za minutę? I jeszcze jedno.- Zrobił pauzę na zaczerpnięcie oddechu, ale nikt nie skorzystał z okazji, by mu przerwać.- Myślisz, że wrzeszczałem z bólu, kiedy Olmer próbował zdjąć mi bransoletę? Rzeczywiście uwierzyłeś, że ja, doświadczony kowal, piszczałbym haniebnie, jak świnia na widok noża, z powodu jakiegoś bzdurnego oparzenia? Akurat! - Malec podskoczył do Torina, jego nozdrza drżały.-Zacząłem wrzeszczeć, kiedy zrozumiałem, że on zaraz mi ją zdejmie! Że może tego dokonać! I przestraszyłem się na śmierć.- ciągnął nieco ciszej po poprzednim okrzyku.- Wystraszyłem się! Wydało mi się, że kiedy zdejmie mi bransoletę, wówczas stanę się jego marionetką.- zakończył cicho.- Wtedy właśnie rozdarłem się.i udało mi się nawet jego okłamać.A teraz tego żałuję.- Malec zniżył głos do szeptu.- Teraz myślę, że to by było lepsze niż tak żyć, z tą jadowitą żmiją na nadgarstku.Nastąpiła cisza.Malec ciężko dyszał i wpatrywał się w ziemię.Folko i Torin milczeli osłupiali, nie wiedząc, co powiedzieć.- Teraz rozumiecie? - Mały krasnolud podniósł oczy na przyjaciół.- Zrobiło mi się niedobrze na myśl o tym, co robimy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]