[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzeczywiście, pokój studencki przez parę miesięcy był nie zajęty, ale pani miała przynajmniejsatysfakcję.Tymczasem wrócił do niej mąż, baron, i naturalnie objął zarząd kamienicy.A ponieważ baron ciąglepotrzebuje pieniędzy, więc mocno korcił go i ów pusty pokój, i zakaz baronowej, który zmniejszałdochody o sto dwadzieścia rubli rocznie.Nade wszystko jednak buntował go Maruszewicz (już się pogodzili!.), który znowu ciągle odKrzeszowskiego pożycza pieniędzy.- Co baron - mówił mu nieraz - masz sprawdzać, czy kandydat na lokatora jest, czy nie jeststudentem? Na co ten kłopot? Byle nie przyszedł w mundurze, to już nie student; a jak z góry zamiesiąc zapłaci, to brać, i kwita.Baron mocno wziął do serca te rady; nakazał nawet stróżowi, ażeby gdy trafi się lokator, nie pytającprzysłał go na górę.Stróż, rozumie się, powiedział o tym swej żonie, a żona Klejnowi, któremu znowuchciało się mieć sąsiadów najlepiej odpowiadających jego gustowi.Więc w parę dni po owej dyspozycji zjawia się u barona jakiś elegant z dziwną fizjognomią, a jeszczedziwniej ubrany: jego spodnie nie pasowały do kamizelki, kamizelka do surduta, a krawat dowszystkiego.- W domu pana barona jest kawalerski pokój do wynajęcia - mówił elegant - za dziesięć rublimiesięcznie?- A tak - mówi baron - może go pan obejrzy.- O, to zbyteczne! Jestem pewny, że pan baron nie wynajmowałby złego mieszkania.Czy mogę daćzadatek?- Proszę - odpowiada baron.- A ponieważ pan ufasz mi na słowo, więc i ja nie będę żądał bliższychinformacyj.- O, jeżeli pan baron życzy sobie.- Między ludzmi dobrze wychowanymi wystarcza wzajemne zaufanie - odparł baron.- Mam więcnadzieję, że ani ja, ani moja żona, a nade wszystko moja żona nie będzie miała powodu skarżyć się napanów.Młody człowiek gorąco ścisnął go za rękę.- Daję panu słowo - rzekł - że nigdy nie zrobimy przykrości pańskiej żonie, która może niesłusznieuprzedziła się.- Dość! Dość!.panie - przerwał baron.Wziął zadatek i wydał kwit.Po wyjściu młodzieńca wezwał do siebie Maruszewicza.- Nie wiem - rzekł strapiony baron - czy nie palnąłem głupstwa.bo lokatora już mam, ale sądząc zopisu obawiam się, czy nie będzie nim jeden z tych młodych ludzi, których właśnie wypędziła mojażona.- Wszystko jedno!.- odparł Maruszewicz - byle z góry płacili.Na drugi dzień z rana wprowadzili się do pokoiku trzej młodzi ludzie, ale tak cicho, że nikt ich nawet niewidział.Nikt nawet nie uważał, że wieczorami sesjonują z Klejnem.Zaś w kilka dni pózniej wpadł dobarona mocno zirytowany Maruszewicz wołając:- A wie baron, że to istotnie są ci hultaje, których wyrzuciła baronowa.Maleski, Patkiewicz.- Wszystko jedno - odpowiada baron.- %7łonie mojej nie dokuczają, więc byle płacili.- Ale mnie dokuczają! - wybuchnął Maruszewicz.- Jeżeli okno otworzę, jeden z nich strzela do mniegrochem przez świstułę, co wcale nie jest przyjemne.Gdy się zaś zejdzie u mnie parę osób albo któraśz dam (dodał ciszej), bębnią mi grochem w okna tak, że wysiedzieć nie można.To mi przeszkadza.to mnie kompromituje.Ja pójdę na skargę do cyrkułu!.Baron naturalnie opowiedział o tym swoim lokatorom prosząc ich, aby nie strzelali do okienMaruszewicza.Ci przestali strzelać, ale za to jeżeli Maruszewicz przyjmuje u siebie jaką damę, co trafiamu się dosyć często, zaraz jeden z chłopaków wychyla się przez okno i wrzeszczy :- Stróżu! stróżu!.a nie wiecie, jaka to pani poszła do pana Maruszewicza?Naturalnie, stróż nie wie nawet, czy jaka poszła, ale po podobnym zapytaniu dowiaduje się o tym całakamienica.Maruszewicz jest wściekły na nich; tym bardziej że baron na jego skargi odpowiada :- Sam mi radziłeś, ażebym nie trzymał pustego lokalu.I baronowa spokorniała, bo z jednej strony boi się męża, a z drugiej studentów.Takim sposobem baronowa za swoją złość i mściwość, a Maruszewicz za intrygi, z jednej i tej samejręki ponoszą karę; uczciwy zaś Klejn ma towarzystwo, jakiego pragnął.O, jest sprawiedliwość na świecie!.Ten Maruszewicz, dalibóg, jest bezwstydny!Przyleciał dziś do Szlangbauma ze skargą na Klejna.- Panie - mówił - jeden z pańskich oficjalistów, który mieszka w domu baronowej Krzeszowskiej, poprostu kompromituje mnie.- Jak on pana kompromituje? - zapytał Szlangbaum otwierając oczy.- On bywa u tych studentów, których okno wychodzi na podwórze.A oni, panie, zaglądają w mojeokna, strzelają do mnie grochem, a jeżeli zbierze się kilka osób, wrzeszczą, że u mnie jest szulernia!.- Pan Klejn już nie będzie u mnie służył od lipca - odparł Szlangbaum.- Więc niech pan rozmówi się zpanem Rzeckim, oni znają się dawniej.Maruszewicz z kolei wpadł na mnie i znowu opowiedział historię studentów, którzy nazywają goszulerem albo kompromitują damy bywającc u niego."Porządne damy!" - pomyślałem, głośno zaś odparłem:- Pan Klejn cały dzień siedzi w sklepie, więc nie może odpowiadać za swoich sąsiadów.- Tak, ale pan Klejn ma z nimi jakieś konszachty, namówił ich, ażeby znowu sprowadzili się dokamienicy, bywa u nich, przyjmuje ich u siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]