[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ryk ludzkich głosów, trzask włóczni,szczękanie kos, niekiedy przerazliwy jęk, który wnet tonął w ogólnej wrzawie.Na całej linii bojowej już nie było widać ludzi, ich broni, nawet kolumn, tylko żółty pył rozciągający sięw formie olbrzymiego węża.Gęstszy tuman oznaczał miejsce, gdzie starły się kolumny, rzadszy - gdziebyła przerwa.Po kilku minutach szatańskiej wrzawy następca spostrzegł, że kurzawa na lewym skrzydle bardzopowoli wygina się w tył.- Wzmocnić lewe skrzydło! - zawołał.Połowa rezerwy pobiegła we wskazanym kierunku i znikła w tumanach; lewe skrzydło wyprostowałosię, podczas gdy prawe z wolna szło naprzód, a środek, najmocniejszy i najważniejszy, ciągle stał wmiejscu.- Wzmocnić środek - rzekł książę.Druga połowa rezerwy poszła naprzód i zniknęła w kurzawie.Krzyk na chwilę powiększył się, ale ruchunaprzód nie było widać.- Ogromnie biją się ci nędznicy!.- odezwał się do następcy stary oficer z orszaku.- Wielki czas, ażebyprzyszedł Mentezufis.Książę wezwał dowódcę azjatyckiej kawalerii.- Spojrzyj no tu na prawo - rzekł - tam musi być luka.Wjedz tam ostrożnie, ażebyś nie podeptałnaszych żołnierzy, i wpadnij z boku na środkową kolumnę tych psów.- Muszą być na łańcuchu, bo coś za długo stoją - odparł śmiejąc się Azjata.Zostawił przy księciu ze dwudziestu swoich kawalerzystów, a z resztą pojechał kłusem, wołając:- %7łyj wiecznie, wodzu nasz!.Spiekota była nieopisana.Książę wytężył wzrok i ucho starając się przeniknąć ścianę pyłu.Czekał.czekał.Nagle wykrzyknął z radości: środkowy tuman zachwiał się i posunął trochę naprzód.Znowu stanął, znowu posunął się i zaczął iść powoli, bardzo powoli, ale naprzód.Wrzawa kotłowała się tak straszna, że nie można było zorientować się, co oznacza: gniew, triumf czyklęskę.Wtem prawe skrzydło zaczęło w dziwaczny sposób wyginać się i cofać.Poza nim ukazał się nowy tumankurzu.Jednocześnie nadbiegł konno Pentuer i zawołał:- Patrokles zajmuje tyły Libijczykom!.Zamęt na prawym skrzydle powiększał się i zbliżał ku środkowi pola walki.Było widoczne, że Libijczycyzaczynają się cofać i że popłoch ogarnia nawet główną kolumnę.Cały sztab księcia, wzburzony, rozgorączkowany, śledził ruchy żółtego pyłu.Po kilku minutach niepokójodbił się i na lewym skrzydle.Tam już Libijczycy zaczęli uciekać.- Niech nie zobaczę jutro słońca, jeżeli to nie jest zwycięstwo!.- zawołał stary oficer.Przyleciał goniec od kapłanów, którzy z najwyższego pagórka śledzili przebieg bitwy, i doniósł, że nalewym skrzydle widać szeregi Mentezufisa i że Libijczycy są z trzech stron otoczeni.- Uciekaliby już jak łanie - mówił zadyszany poseł - gdyby nie przeszkadzały im piaski.- Zwycięstwo!.%7łyj wiecznie, wodzu!.- krzyknął Pentuer.Było dopiero po drugiej.Azjatyccy jezdzcy zaczęli wrzaskliwie śpiewać i puszczać w górę strzały na cześć księcia.Sztabowioficerowie zsiedli z koni, rzucili się do rąk i nóg następcy, wreszcie zdjęli go z siodła i podnieśli w góręwołając:- Oto wódz potężny!.Zdeptał nieprzyjaciół Egiptu!.Amon jest po jego prawej i po lewej ręce, więcktóż mu się oprze?.Tymczasem Libijczycy wciąż cofając się weszli na południowe pagórki piaszczyste, a za nimi Egipcjanie.Teraz co chwilę wynurzali się z obłoków kurzu jezdni i przybiegali do Ramzesa.- Mentezufis zabrał im tyły!.- krzyczał jeden.- Dwie setki poddały się!.- wołał drugi.- Patrokles zajął im tyły!.- Wzięto Libijczykom trzy sztandary: barana, lwa i krogulca.Koło sztabu robiło się coraz tłumniej: otaczali go ludzie pokrwawieni i obsypani pyłem.- %7łyj wiecznie!.żyj wiecznie, wodzu!.Książę był tak rozdrażniony, że na przemian śmiał się, płakał i mówił do swego orszaku:- Bogowie zlitowali się.Myślałem, że już przegramy.Nędzny jest los wodza, który nie wydobywającmiecza, a nawet nic nie widząc musi odpowiadać za wszystko.- %7łyj wiecznie, zwycięski wodzu!.- wołano.- Dobre mi zwycięstwo!.- zaśmiał się książę.- Nawet nie wiem, w jaki sposób zostało odniesione.- Wygrywa bitwy, a potem dziwi się!.- krzyknął ktoś z orszaku.- Mówię, że nawet nie wiem, jak wygląda bitwa.- tłomaczył się książę.- Uspokój się, wodzu - odparł Pentuer.- Tak mądrze rozstawiłeś wojska, że nieprzyjaciele musieli byćrozbici.A w jaki sposób?.to już nie należy do ciebie, tylko do twoich pułków.- Nawet miecza nie wydobyłem!.Jednego Libijczyka nie widziałem!.- biadał książę.Na południowych wzgórzach jeszcze kłębiło się i wrzało, lecz w dolinie pył zaczął opadać; tu i owdziejak przez mgłę widać było gromadki żołnierzy egipskich z włóczniami już podniesionymi w górę.Następca zwrócił konia w tamtą stronę i wjechał na opuszczone pole bitwy, gdzie dopiero co stoczyłasię walka środkowych kolumn.Był to plac szeroki na kilkaset kroków, skopany głębokimi jamami,zarzucony ciałami rannych i poległych.Od strony, z której zbliżał się książę, leżeli w długim szeregu, cokilka kroków, Egipcjanie, potem nieco gęściej Libijczycy, dalej Egipcjanie i Libijczycy pomięszani zesobą, a jeszcze dalej prawie sami Libijczycy.W niektórych miejscach zwłoki leżały przy zwłokach: niekiedy w jednym punkcie zgromadziło się trzy icztery trupy.Piasek był popstrzony brunatnymi plamami krwi; rany były okropne: jeden wojownik miałodcięte obie ręce, drugi rozwaloną głowę do tułowia, z trzeciego wychodziły wnętrzności.Niektórzy wilisię w konwulsjach, a z ich ust, pełnych piasku, wybiegały przekleństwa albo błagania, ażeby ich dobito.Następca szybko minął ich nie oglądając się, choć niektórzy ranni na jego cześć wydawali słabe okrzyki.Niedaleko od tego miejsca spotkał pierwszą gromadę jeńców.Ludzie ci upadli przed nim na twarzebłagając o litość.- Zapowiedzcie łaskę dla zwyciężonych i pokornych - rzekł książę do swego orszaku.Kilku jezdzców rozbiegło się w rozmaitych kierunkach.Niebawem odezwała się trąbka, a po niejdonośny głos:- Z rozkazu jego dostojności księcia naczelnego wodza ranni i niewolnicy nie mają być zabijani!.W odpowiedzi na to odezwały się pomięszane krzyki, zapewne jeńców.- Z rozkazu naczelnego wodza - wołał śpiewającym tonem inny głos, w innej stronie - ranni i niewolnicynie mają być zabijani!.A tymczasem na południowych wzgórzach walka ustała i dwie największe gromady Libijczyków złożyłybroń przed greckimi pułkami.Mężny Patrokles, skutkiem gorąca, jak sam mówił, czy też rozpalających trunków, jak mniemali inni,ledwie trzymał się na koniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]