[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kepliany rzucały się do ucieczki rżąc przeraźliwie albo zatrzymując się i stając dęba, żeby pozbyć się jeźdźca, który nie został porażony bronią Czarownicy.Dobrze wiedziałam, że nasza przewaga jest tylko chwilowa i razem z rodzicami starałam się zapewnić stały dopływ energii podtrzymującej nasze iluzje.Wystarczyło, byśmy się zawahali lub zmęczyli, a iluzoryczne postacie zniknęłyby.Już wkrótce szliśmy wolniej i czułam, że krople potu wystąpiły mi na czoło i jak łzy spływały po policzkach.Ale nadal dawałam z siebie wszystko, co mogłam.Zastęp iluzji dotarł na brzeg rzeki.A wtedy dryfujące kłęby mgły zwróciły się w naszą stronę.Były tak niematerialne, że ani broń wojowników, ani klejnoty Czarownic nic im nie zrobiły, jakkolwiek dziwne mgliste istoty starały się trzymać z dala od tych ostatnich.I jakby tego było mało, niesamowity migotliwy stwór zbliżał się coraz bardziej.Zauważyłam, że Sarneńscy Jeźdźcy i Wilkołaki nie starali się przebyć rzeki, by wziąć udział w walce czy nawet dotrzeć do wyspy.Zapewne zamierzali odciąć nam odwrót, pozostawiając bitwę niewidzialnemu dworowi.Nagle moja matka uniosła do góry rękę i równie szybko Simon znalazł się obok niej, podtrzymując ją ramieniem.Musnął mnie tylko skraj chaotycznego zawirowania.To coś uderzyło w nas z ukosa i Jaelithe przechwyciła większą część jego siły składowej.Bez mówienia wiedziałam, że ten cios zadał nam migotliwy przeciwnik.Lecz jeśli zamierzał wzgardliwie zgnieść nas na proch, srodze się zawiódł.Nasze iluzoryczne oddziały nie padły martwe ani się nie rozwiały.Po prostu przestały istnieć, kiedy wycofaliśmy ożywiającą je energię, żeby móc samym się bronić.Mimo to oczyściły nam drogę do rzeki i oblegani na wyspie szybko wykorzystali chwilową odsiecz.Zobaczyłam, że Renthany się podniosły, ludzie wskoczyli na nie i wymachując energetycznymi biczami przegnali resztki Rasti.Później wielkimi skokami przebyli rzekę i dołączyli do nas.Kemoc jechał na przedzie, za nim siedziała Orsya, a jej perłowe włosy i ciało ociekało wodą.Dalej podążało sześciu mieszkańców Zielonej Doliny, czterech mężczyzn i dwie kobiety.— Wsiadajcie! — rozkazał Kemoc, zawracając Renthana.Widziałam, jak mój ojciec niemal rzucił Ayllię w ramiona jednego z Zielonych Mężów, a później pomógł Jaelithe usiąść za plecami drugiego.Chwyciłam rękę jednej z kobiet i usiadłam za nią; Simon zrobił to samo.Kepliany i Wilkołaki, rozproszone przez nasz iluzoryczny zastęp, jeszcze nie zdołały ponownie się zgromadzić, więc skierowaliśmy się na południowy wschód, trzymając się brzegu rzeki.Jechaliśmy wiedząc, że ściga nas migotliwy stwór, najgroźniejszy ze wszystkich przeciwników, z którymi tego dnia walczyliśmy.Obejrzałam się i zobaczyłam, że unosił się teraz nad rzeką, a wędrował szybko, jakby nie obawiał się bieżącej wody.Potem znalazł się na tym samym brzegu, co my.A od szybkości, z jaką się poruszał, zależało nasze życie lub śmierć.Nie odważyliśmy się zatrzymać, żeby wystawić nową armię, nawet gdybyśmy mieli dość sił, by ją ożywić.Tak naprawdę nigdy nie wiedziałam, jak szybko mogą biec Renthany.Dowiedziałam się tego dnia, ale nie chciałabym powtórzyć tego doświadczenia, chyba że w wielkiej potrzebie.Uczepiłam się kurczowo siedzącej przede mną kobiety i skoncentrowałam na tej czynności całą uwagę.Zamknęłam też oczy, aby nie widzieć świata przemykającego tak szybko, jakbym jechała na grzbiecie skrzydlatej istoty, która nigdy nie dotknęła kopytem ziemi.Później już nie mknęliśmy po lądzie, lecz po płyciźnie rzeki, nadal kierując się na wschód, oddalając zaś od celu podróży.Pędzące po zalanym wodą żwirze Renthany zwolniły nieco biegu, chociaż nawet wtedy nie mógłby im dorównać najlepszy estcarpiański rumak.Nie odważyłam się obejrzeć, gdyż co jakiś czas czuliśmy coś w rodzaju dziobania albo ukłucia zamiast miażdżących ciosów.Takie podstępne dotknięcie wydawało mi się gorsze niż cios miecza.Wyczuwałam, że nasz prześladowca jest bardzo uparty i że nie porzuci tropu.Renthany wreszcie się zmęczą i co się stanie, jeśli zwolnią biegu lub będą musiały odpocząć?Jazda rzeką skończyła się równie nagle, jak się rozpoczęła: Renthany przemierzyły spokojny nurt pod ostrym kątem i wyszły na drugi brzeg o wiele mil od tamtej wyspy.Teraz znowu skierowały się na zachód.Lecz długie cienie przecinały nam już drogę i zbliżał się zachód słońca, a przecież noc jest żywiołem Ciemności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]